sobota, 29 marca 2014

15. Przy­jaźń nie potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam.

Po wejściu do domu, od razu swoje kroki skierowałam w stronę łazienki, wzięłam kąpiel, umyłam zęby, a po położeniu się do łóżka szybko zasnęłam. Rano nie mogłam spać i obudziłam się o 8, mimo to czułam się wyspana. Zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam Miśka leżącego na kanapie, wyglądał co najmniej nieciekawie, ale nie ma się co dziwić, wrócił wczoraj, a właściwie to dzisiaj, bardzo późno, dodatkowo chyba nieźle zabalował. Otworzyłam lodówkę w celu przygotowania czegoś do jedzenia, ale okazało się, że nie ma w niej nic co mogłoby posłużyć jako śniadanie. Ubrałam się więc i poszłam do sklepu zrobić zakupy. W markecie spotkałam Damiana Wojtaszka, nie znałam go za dobrze, ale on mnie poznał, był w podobnym stanie co umierający w salonie Kubiak.
-Kurwa, co to za dom, w którym nie ma wody? Ja pierdole, kurwa mać, moja głowa – przeklinał pod nosem – o dzień dobry pani, jak tam Michał? – zapytał, zauważając mnie. 
-Chyba nie czuje się za dobrze. 
-A co ty tu robisz tak wcześnie?
-Przyszłam na zakupy, wezmę mu coś na kaca, bo będzie marudził cały dzień, że go boli głowa, chce mu się pić itp.
-Zostań moją żoną – wypalił siatkarz, zaczęłam się śmiać – no proszę, taka kobieta to skarb, chodzisz Kubiakowi na zakupy, kiedy ten wczoraj nieźle popił, martwisz się, że będzie go bolała głowa.  Jesteś aniołem! 
-Haha, nie było nic w lodówce, a zakupy dla niego są tylko przy okazji.
Tym razem to on zaczął się śmiać. Musiał już wracać, bo czuł, że go mdli. Pożegnał się szybko, zapłacił za wodę, tabletki i biegiem ruszył do swojego domu. Po chwili zadzwonił mój telefon, to Misiek.
-Tak Misiu … yhym … Już wracam. Nie, nie jestem z Wojtkiem. Zaraz wrócę, pa.
Dokończyłam zakupy i wróciłam do mieszkania, wchodząc od razu rzuciłam Michałowi wodę.
-Dzięki ci wielkie, o kochana Amelio! Ratujesz mi życie!
-Drobiazg – uśmiechnęłam się, a siatkarz jednym tchem wypił połowę butelki.
Zrobiłam śniadanie, ale Michał nie mógł patrzeć na jedzenie, więc sama skonsumowałam kanapki. Ja jadłam a on wypytywał o wczorajsze spotkanie z Włodarczykiem.
-Czy to była randka? Czy on cię podrywał? Całowaliście się? A może coś więcej? – zasypywał mnie pytaniami.
-Za dużo chciałbyś wiedzieć, Misiu.
-No opowiadaj, mów wszystko, każdy szczegół. Chyba mam prawo wiedzieć co tam się działo?
-Haha, z jakiej racji?
-Z racji tego, że jestem twoim najlepsiejszym przyjacielem i powinnaś mi mówić o wszystkim, nawet tym co się dzieje u ciebie i Wojciecha w łóżku. Wszyściusieńko. No mów!
Opowiedziałam mu całe spotkanie, bo przecież nie miałam nic do ukrycia.
-Nie pocałowaliście się? Ooo, ze mną się całowałaś na pierwszej randce. 
-To było z 10 lat temu, haha, chciałam sprawdzić jak to jest. 
-Jestem lepszy od Wojciecha! O tak!
-I co w związku z tym?
-Co, jesteś z nim w związku? Tak szybko?
-Haha, co? Nie no nic Misiek, nic. Idź spać, bo chyba ci na uszy padło. Jadę teraz do Rzeszowa do Laury do szpitala.
-Nie jedź do niej, ona jest zła…
-Muszę jej pomóc.
-Po tym wszystkim co ci zrobiła? Chcesz znów jej zaufać? Chciała się zabić, żeby zwrócić na siebie twoja i Fabiana uwagę!! Nie jedź tam, rozumiesz?
-Muszę jechać, daj spokój Michał – powiedziałam i poszłam na górę, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy, wzięłam klucze od samochodu, założyłam kurtkę i wyszłam z domu.
-Uważaj na siebie i zadzwoń jak dojedziesz! – usłyszałam jeszcze krzyk Michała.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę do Rzeszowa, tak naprawdę nie chciałam tam jechać, ale musiałam, obiecałam to pani Ewie. Po ponad trzech godzinach jazdy znalazłam się pod szpitalem psychiatrycznym. Weszłam do środka i zapytałam o Laurę Majewską, recepcjonistka powiedziała, że jest w parku na ławce, żebym tam poszła. Wyszłam więc z budynku i udałam się do wskazanego przez pielęgniarkę parku. Zobaczyłam ją, siedziała nieobecna na ławce, obok fontanny. Podeszłam do niej.
-Cześć – przytuliłam ją – jak się masz?
-Witaj, mam dosyć tego miejsca, chcę stąd wyjść, nie jestem wariatką tak jak oni! Nie mogę już tu być – rozpłakała się.
-Nie płacz, niedługo wyjdziesz, zaczniesz normalne życie… Wszystko się jakoś ułoży.
Przytuliła się i nadal płakała, wiedziałam, że słowa tu już nic nie pomogą, więc tylko przy niej siedziałam nie mówiąc nic. Powiedziała, że musi wracać już do ośrodka, bo jej lekarz będzie na nią zły i nie będzie mogła wyjść jutro. Zaprowadziłam ją do środka.
-Zaraz przyjdę, pójdę porozmawiać z twoim lekarzem.
-Dobrze.
Poszłam do gabinetu doktora Marka, który początkowo nie chciał mi nic powiedzieć, na temat stanu zdrowia Laury, ale w końcu udało mi się go przekonać.
-Nie jest jeszcze dobrze, pacjentka wyraża chęć powrotu do normalnego życia, ale nie mamy pewności czy nie spróbuje kolejny raz się zabić.
-Kiedy opuści szpital?
-Nie wiem, może miesiąc, a może trzy. Na razie ciężko mi cokolwiek stwierdzić, wszystko zależy od tego jak będzie przebiegało leczenie, jak ona będzie na nie reagowała. Najważniejsze jest dla niej teraz wsparcie najbliższych, musi czuć, że komuś na niej zależy, że ktoś czeka by wróciła do zdrowia. 
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i nie byłam zachwycona z informacji jakich mi udzielił. Martwiłam się o nią, a nie mogłam pomóc.
-Rozumiem, dziękuję za informacje. Do widzenia.
-Proszę, do zobaczenia.
Wyszłam z gabinetu, byłam smutna, bo ona mnie teraz potrzebowała i mimo tego co się stało to powinnam jej pomóc, ale wyjeżdżam do Łodzi i nie będzie mnie przy niej. Czułam się z tym źle, ale nie mogłam nic poradzić. Wiedziałam, że Michał od samego początku za nią nie przepadał, więc nawet nie zamierzałam go prosić o to by ją odwiedził, czy spróbował chociaż się nią zaopiekować. Zawsze powtarzał, że ona jest zła, że nie zależy jej na przyjaźni, że jest fałszywa, a ja mu nie wierzyłam. Chyba niestety miał rację, choć teraz tak na to nie patrzę. Wiem, że kierowała nią zazdrość, to jej nie usprawiedliwia, ale czuła się odrzucona...
 Wróciłam do sali i posiedziałam z nią, tak zwyczajnie, nie rozmawiałyśmy, po prostu siedziałyśmy w milczeniu. Po godzinie przyszła pani Majewska, przywitała się ze mną i podziękowała, za to, że przyjechałam, powiedziałam, że nie ma za co, bo w końcu Laura jest moją przyjaciółką. Mimo to była bardzo wdzięczna, że staram się pomóc jej córce. Nie zostawałam tam na długo, bo musiałam spakować się, by jutro móc cały dzień spędzić z Miśkiem, po odbyciu krótkiej rozmowy z Laurą wyszłam ze szpitala i udałam się do samochodu. 
________________________________________________________
Chyba będę dodawać co tydzień teraz, bo szkoła, egzaminy... 
Także, następny prawdopodobnie w sobotę! :)

1 komentarz:

  1. Podziwiam Amelkę, że do niej pojechała, ale szczerze? To Laury nie lubię, czuję, że jeszcze namiesza. Czekam aż coś rozwinie się między Amelką w Włodim, a mi wydaje się, że Misiek będzie baaaaardzo zazdrosny. Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń