niedziela, 31 sierpnia 2014

46. Zazdrość nią wszystko przysłania, jest nie do pokonania...

Czekałam w hali na rozpoczęcie meczu, punktualnie o godzinie 18 zawodnicy wybiegli na boisko, zabrzmiał pierwszy gwizdek. Właściwie było to spotkanie bez historii, jedynie w pierwszym secie Resovia stawiła Skrze jakiś opór, później było już tylko łatwiej. Nagrodę MVP podobnie jak poprzedniego dnia otrzymał kapitan – Mariusz Wlazły, siatkarz, który robi ogromną różnicę, bez niego Skra nie byłaby taką Skrą jaką jest teraz. Nie bez powodu mówi się, że kto ma Wlazłego ten wygrywa. Po meczu, kiedy czekałam na Włodarczyka podszedł do mnie Nowakowski.
-Przynosisz szczęście w finałach, wiesz?
-Hmm? Skąd taki pomysł?
-No w tamtym sezonie, jak nam kibicowałaś to wygrywaliśmy, dwa lata temu pokonaliśmy Skrę w finale, teraz jak jesteś po drugiej, złej stronie to nic nam nie wychodzi…
-Oj Piotruś, ja przecież nie mogę wam kibicować.
-Nie lubisz nas już?
-Lubię ciebie – uśmiechnęłam się.
-To w Bełchatowie kibicuj mi – w tym momencie podszedł do nas rozbawiony Kłos.
-Nie przekonasz jej, Piotruś, ona jest nam wierna do grobowej deski.
-Może jednak mój urok osobisty zadziała?
-Już Wojtek na nią zadziałał – zaśmiał się – żeby jednak jej nie odbiło porywam ją teraz.
-Czemu mówisz o mnie w trzeciej osobie, jestem koło ciebie.
-Nie marudź, pożegnaj się ładnie z kolegą i chodź.
-Dobrze mamo, już idę – przytuliliśmy się – powodzenia Piotruś!
-Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć – uśmiechnął się – do zobaczenia – pomachał jeszcze i po chwili zniknął za ścianą.
-Nie podoba mi się to, że się z nim nagle bratasz – powiedział kiedy wychodziliśmy z hali.
-Po pierwsze przyjaźniłam się z nim jak jeszcze mieszkałam w Rzeszowie, po drugie mi nie podoba się to, że się wtrącasz, miałam czekać na Wojtka.
-Sam mnie tu przysłał i wracam z wami, znaczy wracamy z wami.
Wojtek po 5 minutach pojawił się w samochodzie i od razu zaczął wyjaśniać mi obecność Karola, Andrzeja i Pawła.
-Ja wcale nie chciałem ich zabierać ze sobą, ale mnie zmusili, chcieli być wcześniej w Bełchatowie.
-Ale nie ma problemu, Wojtuś, spokojnie.
-Naprawdę? – zapytał lekko zdziwiony. 
-No tak – uśmiechnęłam się do niego – rozgośćcie się.
-Pozwól, że ja będę prowadził – zaproponował.
-Okej, nie ma problemu.
Już od początku drogi nie mogło być normalnie, siatkarze z Bełchatowa nigdy do normalnych nie należeli, całą drogę śmiali się, żartowali i właściwie od razu przeszli do szukania sobie  nawzajem dziewczyn.
-Niestety Wojtek, musimy wykluczyć cię z tej zabawy, bo masz już dziewczynę.
-Jakoś to przeboleję – odpowiedział Włodarczyk.
-Ej, ej, Andrzej, kochanie, ja ci znalazłem świetną laskę! – powiedział Karol
-Skoro jest taka świetna, to czemu chcesz mi ją oddać? – zapytał Wrona.
-Bo jest idealna dla ciebie – zaśmiał się Kłos – no pokaż mu, pokaż mu Pawełku jej zdjęcie – Zatorski wyciągnął telefon i pokazał mu zdjęcie dmuchanej lalki.
-Jesteście popieprzeni – mówił dławiąc się ze śmiechu Andrzej.
-Nie mów, że ci się nie podoba – kontynuował Zator – Wojtek, spójrz na nią, czy nie jest idealna dla Wrony?
-Haha, jest w sam raz – również się śmiał.
-A pamiętacie tą Amandę, która szukała u nas pracy? – zapytał Kłos.
-O właśnie, Wojtuś, chyba się jej spodobałeś, udawała przede mną, że się całowaliście – powiedziałam.
-Co?! -  zapytali jednocześnie.
-No Amanda, mówiła mi, że Wojtek nieziemsko całuje. Nie wiem skąd to wiedziała, ale miała rację – zaśmiałam się.
-Masz możesz do niej numer? – zapytał Wrona – Karol, on na pewno byłby chętny – nabijał się z niego Andrzej.
-Niestety, nie mam z nią już żadnego kontaktu, zrezygnowała chyba ze studiów w Łodzi.
-O nie! – znów jednocześnie wydali z siebie jęk zawiedzenia.
Kiedy dojechaliśmy do Bełchatowa najpierw odwieźliśmy Pawła, a potem podjechaliśmy pod nasz blok, po pożegnaniu z Kłosem i Wroną poszliśmy do siebie.
-Jedziemy windą! – krzyknął Wojtek.
-Nie dasz rady wejść po schodach? – zaśmiałam się.
-Nie dam – zrobił smutną minę – jedziem windą, wsiadaj!
-Jestem na tak.
Po chwili byliśmy już w mieszkaniu, Włodarczyk rozpakowywał bagaże, a ja w tym czasie poszłam wziąć kąpiel, po chwili zaczął dobijać się do drzwi.
-Zajęte kołku, nie słyszysz, że się kąpie! – krzyknęłam.
-No słyszę, dlatego właśnie chcę wejść! No weeeź, wykąpiemy się razem!
-Ale ja nie chcę!
-Ale ja chcę!
-Przed chwilą nie mogłeś wejść po schodach, a chcesz się teraz razem kąpać?
-Nabrałem nowej siły! Wiem, że mnie pragniesz, otwórz, proooooooooooszę!
-Matko kochana, czy ja ci muszę zawsze ulegać? – wypełzłam z wanny i otworzyłam mu drzwi.
-Też cię kocham.
Wpuściłam go, a potem spędziliśmy czas baaaaaaardzo miło, najchętniej zostałabym w tej wannie do jutra, ale niestety nie było to możliwe. Kiedy poszliśmy do łóżka niemal momentalnie zasnęłam.
Następnego dnia nie mogłam spać długo, wstałam wcześniej, bo musiałam jechać na zajęcia, zrobiłam zakupy i zostawiłam Wojtkowi śniadanie. Sama zeszłam na dół i pojechałam do Łodzi. Wchodząc na wykład zobaczyłam Kubę i usiadłam obok niego.
Przywitaliśmy się i rozmawialiśmy dopóki nie przyszedł wykładowca, wtedy każde z nas zajęło się notowaniem. Po zajęciach zaproponował kawę, ale spieszyłam się na rehabilitację, więc musiałam odmówić. Po ponad godzinie zabiegów opuściłam gabinet, było coraz lepiej. Zanim wróciłam na uczelnię poszłam jeszcze do kawiarni, zamówiłam kawę i przeglądałam gazetę, kiedy podszedł do mnie Przemek.
-Hej siostra – przywitał się z uśmiechem.
-Cześć bracie, jak mnie tu znalazłeś?
-Przechodziłem obok, zobaczyłem cię i pomyślałem, że wejdę.
-Bardzo dobrze zrobiłeś – uśmiechnęłam się – widziałeś się już z ojcem?
-Nie, jeszcze nie powiedział twojej matce, jeśli o to pytasz.
-Na pewno powie, obiecał mi.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, przecież nie wie jak zareaguje twoja matka, może go zostawić…
-On doskonale zdaje sobie  z tego sprawę, wystarczająco długo to przed nią ukrywał – w tym momencie zadzwonił mój telefon – oo o wilku mowa, ojciec dzwoni – odebrałam, po zakończonej rozmowie, odezwał się telefon Przemka, kiedy i on skończył rozmowę zapytał:
-Obiad w niedzielę?
-Tak. Poznasz moją mamę, chłopaka.
-Obawiam się tego spotkania.
-Nie masz się co martwić, naprawdę – posłałam mu pokrzepiający uśmiech – bardzo cię przepraszam, ale teraz muszę już iść, za 10 minut mam zajęcia.
-Okej – pożegnaliśmy się i wróciłam na uczelnię.
W piątek chłopaki grają z Resovią, więc jak dobrze pójdzie to sobota będzie już wolna i w niedzielę na spokojnie będziemy mogli pójść do moich rodziców na obiad. Jeszcze nie wiedziałam co na to Wojtek, miałam jednak nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko. Mój ojciec na pewno się ucieszy widząc Włodarczyka, bo jest nim coraz bardziej zachwycony, mama zresztą tak samo.
Wróciłam na wykład, a Kuba nie dawał mi spokoju z tą kawą, więc umówiliśmy się, że pójdziemy po zajęciach.
obawiałam się, że Włodarczyk będzie zły, że wracam późno, ale nie chciałam popadać w paranoję, będzie musiał zrozumieć. Umówiliśmy się, że pójdziemy do niego. Po wykładzie pojechaliśmy moim samochodem do jego mieszkania, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Było urządzone nowocześnie i przestronnie, czułam się w nim jednak trochę nieswojo.  Rozmawialiśmy dosyć długo pijąc kawę, Kuba proponował jakiś alkohol i nocleg, ale nie chciałam zostawać u niego na noc, musiałam być w Bełchatowie jeszcze dziś.
-Chyba się trochę zasiedziałam – zaczęłam – powinnam się zbierać, Wojtek na pewno się niepokoi.
-Oj przestań, zostań jeszcze, na pewno zrozumie.
-Nie, będę już szła, następnym razem zapraszam do nas, do Bełchatowa – zaproponowałam.
-Z chęcią – odpowiedział i uśmiechnął się.
Wyszłam z mieszkania i pojechałam prosto do Bełchatowa, nie spodziewałam się, że jest już tak późno, w domu powinnam być jakieś dwie godziny temu.
Weszłam do mieszkania, Wojtek siedział w salonie i grał na konsoli.
-Gdzie byłaś? – zapytał obojętnie.
-Spotkałam się z ludźmi z uczelni – nie powiedziałam do końca prawdy.
-Ciekawe… czemu nie napisałaś chociaż smsa?
-Zapomniałam, nie rób problemu.
-Nie robię problemu, martwiłem się o ciebie.
-Naprawdę niepotrzebnie – podeszłam do niego, żeby go udobruchać, usiadłam mu na kolanach i pocałowałam.
-Masz coś na sumieniu, że jesteś taka miła? – zapytał nagle.
-Oszalałeś – podniosłam się momentalnie – nie zaczynaj znowu, proszę cię.
-Może gdybyś nie dawała mi powodów nie zachowywałbym się tak?
-Jesteś idiotą – powiedziałam i poszłam wziąć prysznic, po chwili przyszedł pod drzwi.
-Amelka, przepraszam, przesadziłem.
-Cały czas przesadzasz, daj mi spokój.
-Przepraszam.
-Przestań w końcu przepraszać, zachowuj się tak, żebyś nie musiał tego robić.
Nie zamierzałam wychodzić jeszcze z łazienki, a on nie zamierzał odpuścić, miałam go dosyć, na każdym kroku był zazdrosny o wszystko i próbował wmówić mi, że go zdradzam, co nigdy nie miało miejsca.
Z tego wszystkiego nie powiedziałam mu o obiedzie u rodziców, ani o tym, że chcę przedstawić mu swojego brata, oficjalnie, bo przecież poznali się już potajemnie, kiedy to Przemek ratował mój związek. O właśnie, nawet jego wziął za mojego kochanka, to było chore, albo to się zmieni albo z nami koniec. Postanowiłam z nim porozmawiać, kiedy wyjdę z łazienki.
-Nareszcie wyszłaś – powiedział kiedy mnie zobaczył.
-Musimy porozmawiać.
-Miałem powiedzieć to samo – usiedliśmy w salonie – to zacznij.
-Nie, ty zacznij.
-Kobiety mają pierwszeństwo – próbował się uśmiechnąć.
-No dobra, powiem krótko. Albo przestaniesz mnie na każdym kroku obwiniać o zdradę albo z nami koniec. Ja naprawdę nic złego nie robię, a to, że czasem spotkam się ze znajomymi z uczelni jakimś wielkim przestępstwem nie jest. Ty spędzasz cały czas z chłopakami i nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie lubię ich.

-Naprawdę mogłabyś mnie zostawić? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
_______________________________________________
No to mamy 46, dziękuję, że jesteście cały czas, to bardzo motywujące. Teraz ze względu na szkołę i inne sprawy rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, oczywiście jeśli znajdę czas to częściej. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną :)
Pozdrawiam Was serdecznie :* 
 

niedziela, 24 sierpnia 2014

45. Przyjaźń jest jak maluteńka perła błyszcząca na dnie wzburzonego oceanu życia.

Uwielbiałam tych chłopaków, byli niesamowicie zabawni i kochani, czas spędzony z nimi na pewno nie był czasem zmarnowanym. Do meczu było jeszcze trochę czasu, ale postanowiłam już iść na halę. Wyciągnęłam telefon, bo dostałam smsa od Wojtka, nagle wpadłam w coś bardzo dużego, spojrzałam w górę, nikt inny jak Pit niezdara.
-A ciebie czym karmili? – nie odpowiedział, tylko głupio się na mnie patrzył.
-Amelka?! Amelka? Chodź, niech cię uścisnę, co za niespodzianka!
-Piotruś… tak wyprzystojniałeś, że aż – wytrzeszczyłam oczy – no wiesz, Fabian ci nie dorównuje!
-Jaka ty kochana jesteś! – powiedział i zaczął mną kołysać i kręcić się w koło, po chwili zakręciło mu się w głowie i upadliśmy.
-Piotrek głupku złaź ze mnie, nie mogę oddychać! – dziwne spojrzenia siatkarzy, którzy akurat przechodzili do szatni, tylko mnie bawiły, nie wiedzieli o co chodzi, myśleli chyba, że to coś dwuznacznego.
-O matko, Amelka, chyba cię nie zagniotłem? Matko boska kochana jedyna! Wstawaj, słońce wstawaj – otzepał mnie z kurzu – wszystko ok?
-Chyba nie żyję – zaczęłam się śmiać.
-Chyba jednak wszystko z tobą w porządku, chcesz jeszcze raz – powiedział z nieukrywaną radością.
-Nie, chyba już podziękuję, chcę jeszcze trochę pożyć.
-Ale jak to? – zrobił smutną minkę.
-Jesteś niezdarą – pokazałam mu język.
-Ja niezdarą? Nawet nie żartuj, ja, ja cię uratowałem, bądź mi wdzięczna!
-Najpierw byś mnie zmiażdżył.
-To się nie liczy!
-Stęskniłam się za tobą…
-To daj pyska!
-A dam! – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
-Och dziękuję. Było miło, ale teraz muszę iść – zrobił smutną minkę i wskazał na Kowala odgrażającego mu się – trenejro wzywa, nie mogę być nie posłuszny, bo nie będę grał.
-Dla mnie chyba lepiej – zaśmiałam się.
-Osz ty, przeszłaś na ciemną stronę mocy, tym bardziej muszę iść, spotkamy się kiedyś jeszcze? – zapytał.
-Noo.. kiedyś na pewno – pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę.
Piotrek był właściwie jedynym Resoviakiem, którego znałam dobrze. Fabian nienawidził przynosić pracy do domy, nawet na meczach jak byłam to ze swoimi znajomymi. Nowakowskiego poznałam przez przypadek, przyszedł kiedyś do nas, po buty czy nakolanniki, które Drzyzga mu zabrał, ale nie mogłam ich znaleźć, a Fabiana nie było w domu, to czekał na niego. Gadaliśmy wtedy długo, polubiłam go wtedy i zaczął do nas przychodzić, zaprzyjaźniliśmy się. Piotrek jest niesamowicie miły, zabawny i do tego jeszcze uroczo niezdarny, a i wcale nie jest takim cichym Piotrkiem za jakiego go wszyscy mają.
Siedziałam na hali, smsowałam z Wojtkiem, który nie wiem czemu nie skupiał się na tym co mówi trener, obserwowałam też Resoviaków, którzy weszli na halę i rozgrywali między sobą jakieś małe gierki, Fabiana jeszcze nie widziałam, w sumie nie żałowałam tego. Nie mogłam opanować śmiechu, po smsie od Wojtka, a właściwie to chyba nie od Wojtka. „Wojtek być niegrzeczny i zajęty teraz, ja zabrać mu telefon, bo on nie skupiać się na tym co ja mówić, wy porozmawiać potem, pozdrawiam Miguel :-)”.
-A pani co tak wesoło? – zapytał Piotrek, któremu piłka akurat poleciała koło mnie.
-Miguel pisze mi smsy po polsku z Wojtka telefonu, to zabawne – zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć przerwał mu Fabian, który powiedział:
-Piotruś, mógłbyś zostawić nas na chwilę?
-Z tego co wiem to już nie jesteście razem, chyba mogę tu być – odparł chłodno, czego się zupełnie nie spodziewałam, Piotrek.
-Mimo wszystko pozwól nam zostać samym? – Piotrek spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam głową.
-No dobrze, do zobaczenia Amelka – uśmiechnął się i odszedł.
-Czego chcesz? – zapytałam.
-Porozmawiać.
-O czym Fabian? Znów chcesz mi mówić, że pożałuję tego, że się rozstaliśmy, że to był błąd… jeśli tak to daruj sobie.
-Chciałem cię przeprosić za tamto, nie miałem tego na myśli.
-Było minęło.
-Naprawdę cię przepraszam, wiem, że tego co się stało nie da się cofnąć, ani naprawić. Minęło dużo czasu, wszystko sobie przemyślałem, chciałbym ci życzyć szczęścia z Wojtkiem – uśmiechnął się.
-Dziękuję Fabian – odwzajemniłam uśmiech, nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony, to było miłe.
-To ja już nie będę przeszkadzał…
-A Fabian… co u ciebie, masz kogoś? – zapytałam jeszcze.
-Nie, nie znalazłem nikogo równie dobrego, przez ciebie mam wygórowane wymagania, trzymaj się.
-Ty też, cześć.
To był miły gest z jego strony, nie spodziewałam się tego po nim, może wreszcie zdał sobie sprawę, że wszystko skończone. Szkoda, że nikogo sobie nie znalazł, bo był, w sumie nadal jest, całkiem fajnym facetem.
-Czego on tu chciał? – momentalnie pojawił się Wojtek.
-Z tego co wiem, powinieneś teraz być z drużyną.
-Wyszedłem do łazienki i zobaczyłem TO.
-Daj spokój, przyszedł przeprosić, życzył nam szczęścia – uśmiechnęłam się.
-No mam nadzieję, że to on da spokój.
-Chyba powinieneś iść, drużyna na ciebie czeka – pocałowałam go, żeby nie rozpętać kłótni.
-No dobra… idę, cześć.
On się chyba nigdy nie zmieni, wkurzała mnie ta jego zazdrość, ale jednocześnie to było miłe, wiedziałam, że kocha mnie jak wariat.
Po kilkunastu minutach kibice zaczęli wchodzić do hali, siatkarze zniknęli w swoich szatniach słuchając jeszcze ostatnich wskazówek przed meczem. Po następnych minutach wyszli na boisko. Na parkiecie najpierw pojawiły się Skrzaty, nie przywitało ich nic innego jak gwizdy i buczenie, ale cóż tacy kibice, taka hala, byli do tego przyzwyczajeni. Potem weszła drużyna z Rzeszowa przywitana gromkimi brawami. Było nieco ponad 30 minut do meczu, kiedy rozpoczęła się rozgrzewka. W końcu nadszedł długo wyczekiwany moment, na hali czuć było napięcie, dla każdego z tych zespołów ten mecz był niesamowicie ważny, nikt z boiska nie chciał zejść przegrany.
Pierwszy set, od samego początku przegrywamy, potem walka punkt za punkt, ale to nic nam już nie dało. Przegrywamy 0:1. Od samego początku następnego Skrzaty wyszły na boisko podwójnie zmotywowane, głośny doping, jakby przestał im przeszkadzać, grali swoje, cieszyli się grą, wszystko im wychodziło, udało się doprowadzić do remisu, jest 1:1. Kolejna partia to gra łeb w łeb, raz przewaga po jednej, raz po drugiej stronie, set skończył się na przewagi, tym razem dla gospodarzy. Czwarta odsłona tego meczu to zdecydowana przewaga Skry, tym razem w dobrym stylu doprowadzamy do tie breaka. Piąte sety zawsze gra się inaczej, tu każdy punkt ma duże znaczenie, inaczej nie było i tym razem, na szczęście chłopakom udało się wypracować przewagę, której nie wypuścili już do końca meczu, MVP otrzymał po raz kolejny w tym sezonie Mariusz Wlazły, który był w niesamowitej formie i w dużej mierze dzięki jego zagrywką udało się pokonać obecnych Mistrzów Polski. Radość była ogromna, jednak jutro kolejny mecz, na trudnym terenie. Na Podpromiu nie gra się nigdy łatwo, nie można popaść w hurraoptymizm, bo to może okazać się zgubne.
Resztę dnia spędziliśmy w hotelu, Włodarczykowi udało się mnie namówić na zostanie na noc w Rzeszowie, chociaż miałam wracać do domu, no cóż, trzeba mu przyznać, ma dar przekonywania. Kiedy już po kąpieli, leżeliśmy w łóżku, Wojtek zapytał:
-A Amelka, widziałaś jak dziś ładnie graliśmy?
-Hmm, nie wiem czy wiesz, ale też byłam na tym meczu – zaśmiałam się.
-No wiem, ale chcę znać twoją opinię, jesteś z nas dumna jako pani psycholog?
-Jestem, jestem – uśmiechnęłam się do niego.
-To dobrze, bo ja też jestem. Wiesz, tak sobie myślę, że my tego Mistrza Polski w tym sezonie zdobędziemy.
-Też tak myślę – przytuliłam się do niego.
-Mówisz tak, bo jesteś moją dziewczyną i chcesz być miła? – zaśmiał się.
-Tak, a co?
-Nic, kocham cię – pocałował mnie.
-Ja ciebie też.
Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam, byłam zmęczona i szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Dzisiejszy dzień od samego rana był nerwowy, najpierw Wojtek zgubił buty, które jak się okazało spakował do torby Wrona, potem Wrona nie mógł znaleźć koszulki, którą miał Wojtek. Byli zdziwieni tak samo jak za każdym razem, kiedy wydarzy im się coś takiego, czyli średnio raz w tygodniu. Wszyscy chyba odczuwali zmęczenie po wczorajszym ponad 3 godzinnym meczu i chodzili wkurzeni, postanowiłam się odizolować i poszłam na spotkanie z Piotrkiem, oczywiście informując o wszystkim wcześniej mojego boyfrienda, żeby nie był zazdrosny. O dziwo, nie miał nawet nic przeciwko.
-Heeej Amelka!
-Cześć Piotruś! – przytulił mnie – tylko bez podnoszeń, obrotów i piruetów, błagam!
-Ranisz!
-Przepraszam.
-Mam nadzieję, że to się nie powtórzy – zaśmiał się.
-Obiecuję.
-No to opowiadaj co tam u ciebie.
-Właściwie to nic ciekawego…
-Jak nic ciekawego? Masz nowego chłopaka, o właśnie musisz mnie z nim poznać, przedstawić mu mnie, żeby wiedział jakich masz przyjaciół.
-No pewnie, zapraszam do nas jak będziesz w Bełchatowie.
-Mieszkacie razem?
-Tak.
-I ty mówisz, że nic ciekawego, żółwiczek kłamczuszek z ciebie – dźgnął mnie w bok.
-Piotrek przestań, nie dźgaj mnie!
-Coś mało rozrywkowa przy tym Wojtku się stałaś – zaśmiał się.
-Spoważniałam Piotruś, tak to się nazywa.
-Sugerujesz, że jestem niepoważny?
-Nie, co ty, lepiej powiedz co u ciebie, czytałam ostatnio na ciachach, że kogoś masz, nie chwaliłeś się!
-No mam dziewczynę.
-Koniecznie muszę poznać tą szczęściarę!
-Teraz nie ma jej w Rzeszowie, ale kiedyś na pewno się poznacie – uśmiechnął się.
Rozmawialibyśmy pewnie jeszcze długo, ale środkowego wzywały obowiązki, po wczorajszym meczu trener Kowal był zawiedziony wynikiem. Wróciłam razem z nim pod halę, do hotelu nie opłacało mi się już wracać, bo za 15 minut Skrzaty powinny przyjechać. Czekałam na nich przed wejściem do budynku, jak na koniec kwietnia, pogoda była ładna. Siedziałam na ławce, kiedy akurat podjechali, Wojtek z Kłosem i Wroną podeszli się przywitać.
-A tu co tu robiłaś? – zapytał zdziwiony Karol.
-Bratała się z wrogiem pewnie – powiedział Andrzej.
-Z tego co pamiętam, to sam im kibicowałeś w półfinałach, a twoim wielkim przyjacielem jest Dawid.
-To się nie liczy, ty spędzasz czas na terytorium wroga.
-Pewnie jeszcze z jakimś zawodnikiem… no z kim? Przyznaj nam się, chyba, że nie chcesz mówić przy Wojtku to dawaj na ucho.
-Spotkałam się z Piotrkiem – odpowiedziałam.
-Aaaa nie, on akurat jest niegroźny, dobry wybór. A co ty na to Wojtek? – zapytał go Karol.
-No co? Przyjaźnili się kiedyś, co miałem zrobić?
-No, no, już dobrze.
-Chłopcy, zapraszam was na halę! – krzyknął do nich Zatorski, uchylając lekko drzwi.
-Już idziemy mamo!
-Muszę iść Amelka – cmoknął mnie Wojtek.
-Powodzenia chłopcy! – krzyknęłam jeszcze zanim zniknęli za drzwiami, Wojtek się jednak nie ruszył z miejsca.
-A ty nie idziesz? – zapytałam.
-Nie chciałem tu z tobą posiedzieć, bo jakoś ostatnio nie było okazji.
-Masz mecz zaraz, trener was wołał. Nie chcę, żebyś wyleciał przeze mnie.
-No dobra, już idę... ale wracamy razem?
-Pewnie – uśmiechnęłam się.
-Idziesz ze mną na halę?
-Idę – pocałowałam go w policzek.

Przy wejściu do szatni pożegnaliśmy się, Wojtek wszedł do szatni, a ja udałam się na halę i zajęłam to samo miejsce co wczoraj. 

____________________________________________________
Hej, jest i 45, trochę szybko, ale chcę skończyć bloga jak najszybciej. :)
Rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej kochanej Pauline, bez której prawdopodobnie tak szybko by się nie pojawił, zainspirowała mnie do napisania w taki a nie inny sposób dialogu z Piotrkiem, bardzo Ci za to dziękuję. 
Pozdrawiam Was wszystkich i do następnego! :*

piątek, 22 sierpnia 2014

44. Wszyscy jesteśmy pełni sprzeczności.

To był Kubiak, nie, nie poszłam za nim, nie chciałam znów tego roztrząsać, poza tym co miałam mu powiedzieć? Wiedział, że jestem z Wojtkiem, nie potrzeba było słów. Poszłam w drugą stronę, weszłam na halę, na której nie było jeszcze nikogo, myślałam, że spotkam tam tatę z Konradem, ale niestety nie było ich. Usiadłam więc na krzesełku i patrzyłam jak do hali zaczynają wchodzić najgorliwsi kibice pomarańczowo-czarnych, do meczu została godzina, dlatego nie było ich jeszcze zbyt wiele, po kilku minutach dołączyli do mnie prezes i tata. Z upływem czasu hala wypełniała się po brzegi, w momencie rozpoczęcia meczu nie było już nawet jednego wolnego miejsca. Ale cóż się dziwić, to był niezwykle ważny mecz, ostatni moment na przebudzenie się Jastrzębian i powrócenie do walki o finał PlusLigii. Mecz rozpoczął się, jednak im dłużej trwał tym na hali było ciszej, Skra łatwo ogrywała Jastrzębski Węgiel. Kubiak właściwie nie istniał, za to siatkarzom z Bełchatowa – moim Skrzatom, wszystko wychodziło, prawie każdy atak zamieniał się w punkt. W końcu zwycięstwo przypieczętował Mariusz Wlazły asem serwisowym. Zapanowała radość, po roku przerwy Skra znów jest na szycie, znów zagra w finale!
Po meczu czekając na Wojtka napotkałam na smutny wzrok Kubiaka, wiedziałam, że było to dla niego niezwykle ważne spotkanie, chciał je wygrać, a nic nie poszło po jego myśli, postanowiłam do niego podejść.
-Cześć Misiek – przywitałam się.
-Przyszłaś podziękować za bilety? Nie ma za co.
-Przyszłam po prostu życzyć powodzenia w meczu o 3 miejsce.
-Wow, dzięki.
-Chciałam być miła, trudno, trzymaj się Misiek – odeszłam.
-Zaczekaj!
-Nic na siłę Michał – poszłam do Wojtka, który skończył właśnie rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia.
-Gratuluję!
-Należy mi się chyba jakaś nagroda – powiedział i poruszył brwiami.
-Okej – pocałowałam go w policzek.
-Liczyłem na coś więcej.
-Wiem, ale nie wracasz przecież dziś do domu…
-Może bym jednak wrócił?
-Musisz być z drużyną, a ja muszę iść do ojca, bo pewnie chce już wracać.
-Zostań, będzie fajnie – zaśmiał się.
-Bawcie się dobrze.
-Czekaj. Odprowadzę cię.
Poszliśmy do ojca, przywitał się z Wojtkiem i oczywiście męczył go o wypad na ryby, Wojtkowi jednak się to spodobało i umówili się, że pojadą po zakończeniu sezonu.
-Jedziesz z nami Amelka? – zapytał tata.
-Ona na ryby? – zaśmiał się Wojtek – chyba musielibyśmy łowić je z akwarium.
-Bardzo zabawne Wojtuś. Nie, nie jadę z wami to nudne.
-W takim razie pojedziemy bez ciebie, trudno – powiedział ojciec – a teraz musimy już jechać, bo mam rano spotkanie, pozwalam wam się teraz pocałować na pożegnanie.
-Dzięki tato – uśmiechnęłam się ironicznie, po czym Wojtek zachłannie mnie pocałował, przytulił i poszedł do chłopaków.
Kiedy wracaliśmy tata zachwalał Wojtka i zachwycał się nim.
-Chciałbym mieć takiego zięcia – powiedział.
-Nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość.
-No co? Jesteście razem od kilku miesięcy.
-Od trzech tato, trzech.
-To mało?
-A dużo? – zapytałam ze zdziwieniem, bo kiedy byłam z Fabianem, na każde nawet najmniejsze wspomnienie o zaręczynach, wpadał w złość i mówił, że jest za wcześnie, a podobno uwielbiał młodego Drzyzgę.
-No, uważam, że Wojtek jest idealnym partnerem dla ciebie.
-Serio? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Tak, co taka zdziwiona jesteś?
-Zaskakujesz mnie tato.
W domu byliśmy już po północy, znaczy ja byłam w mieszkaniu, a tata musiał jeszcze wrócić do Łodzi, przed odjazdem obiecał jeszcze, że porozmawia z mamą o Przemku, byłam zadowolona z tego, że jej powie, nie wiedziałam jak ona to przyjmie, ale przecież minęło tyle lat, on wtedy nie był jeszcze z nią… miałam nadzieję, że mu wybaczy, że nic nie zmieni się w ich relacjach, oprócz tego, że Przemek zostanie częścią naszej rodziny.
Weszłam do mieszkania i od razu poszłam się umyć, ostatni raz z gipsem, już jutro a właściwie dziś będzie on ściągnięty, nie mogłam się doczekać. Położyłam się i prawie momentalnie zasnęłam, rano obudził mnie telefon od Kuby.
-Słucham – powiedziałam zaspanym głosem.
-Obudziłem cię?
-Kuba, to ty? – zapytałam.
-Tak, to ja, może jednak zadzwonię później?
-Przecież i tak już nie śpię, co tam?
Pytał kiedy wracam na uczelnię, zaoferował też swoje notatki. Byłam mu bardzo wdzięczna, podziękowałam i obiecałam przyjść jak najszybciej. Właściwie to był on jedyną osobą z uczelni, z którą jeszcze utrzymywałam jakikolwiek kontakt, wcześniej była Pola, ale po tym wszystkim nie odezwała się, podobno wyjechała gdzieś, nikt nie wie gdzie. Nie było mi jej szkoda, cieszyłam się, że już prawdopodobnie nigdy jej nie spotkam. Po zakończeniu rozmowy musiałam się szybko wyszykować do lekarza. Cieszyłam się na zdjęcie gipsu, wiadomo, czekała mnie jeszcze rehabilitacja, ale wiedziałam, że teraz będzie już z górki.
-Pani Amelia Wilk – poproszona weszłam do gabinetu.
Wizyta przebiegła pomyślnie, po prześwietleniu okazało się, że noga zrosła się dobrze i teraz będzie już tylko lepiej, zdjął gips, zlecił rehabilitację i było po sprawie, czułam się nadzwyczaj dobrze. Kiedy wróciłam do domu w salonie czekał już Wojtek.
-Czeeeeść kochanie - przywitał się.
-Cześć Wojtek - uśmiechnęłam się do niego i usiadłam mu na kolanach.
-Mogę teraz odebrać swoją nagrodę? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zaniósł mnie do sypialni. Gdzie staliśmy się jednością.
-Kocham cię, wiesz?
-Przypomniało ci się akurat teraz? - zaśmiałam się.
-Nie, tak jest cały czas.
-Też cię kocham Wojtuś.
-Lubię jak tak mówisz - przytulił mnie.
-A ja lubię tak mówić.
Wieczorem mieliśmy iść do Kłosa i Wrony oglądać mecz między Resovią a ZAKSĄ, na tym etapie nie kibicowali nikomu, każdy z tych zespołów był bardzo groźny. Do czasu wyjścia nie zrobiliśmy nic pożytecznego, oprócz wzięcia prysznica.
Później ruszyliśmy do bloku obok. Kiedy weszliśmy do mieszkania od razu czuć było wojenną atmosferę. Zawodnicy mieli na sobie barwy klubowe Resovii i Zaksy, nie wiedziałam, że posiadają takowe w domu. Kłos z Wroną, o dziwo byli w przeciwnych obozach i siedzieli po różnych stronach pokoju. Andrzej kibicował zawodnikom z Rzeszowa, a Karol tak jak ja z Wojtkiem Kędzierzynianom. Przez cały mecz siatkarze krzyczeli, dopingowali i śpiewali klubowe przyśpiewki, wymachiwali szalikami, atmosfera była lepsza i bardziej napięta niż na hali. Po meczu mało co nie doszło do bójki, zwolennicy Zaksy, a właściwie to tylko Karol z Pawłem, rzucili się na zwolenników Resovii, było blisko bitwy, ale na szczęście Mariusz z Danielem, którzy zachowali neutralność opanowali sytuację i do niczego poważnego nie doszło, no może nie wliczając stłuczonej lampy. Impreza zakończyła się dosyć szybko i o 21 byliśmy już w domu.
W ciągu kolejnych 5 dni nic się nie działo, codziennie rano jechałam na uczelnie, potem na rehabilitację i na popołudniowe zajęcia, z Wojtkiem widywałam się tylko wieczorem, ale kiedy już byłam w domu marzyłam tylko o kąpieli i o śnie, on właściwie też, bo trenowali 2 razy mocniej. Było ciężko, ale jakoś musieliśmy dać radę.
Dziś wyjeżdżaliśmy razem na finały do Rzeszowa, tak to właśnie Resovia, zespół Fabiana, znalazła się w finale. Wyruszyłam rano samochodem, jechałam sama mimo protestów Wojtka, który chciał jechać ze mną, ale trener mu nie pozwolił, oni wyjechali wcześniej, a ja na miejscu byłam o 12, do meczu zostało jeszcze dużo czasu. Skrzaty miały mieć lekki trening przed meczem, na który oczywiście się wybrałam. Potem z Wojtkiem na kawę.
-Właściwie to nie pamiętam kiedy razem gdzieś wyszliśmy, ten tydzień był do bani – powiedział.
-Wiem Wojtuś, ale muszę ogarnąć studia, rehabilitację…
-Ja to rozumiem, ale myślałem, że jak zamieszkamy razem to będziemy więcej czasu ze sobą spędzać.
-To chyba nie moja wina, że mam uczelnię w Łodzi i nie opłaca mi się przyjeżdżać po każdych zajęciach, poza tym mam tam rehabilitację.
-Mogłabyś chodzić do naszego fizjoterapeuty.
-I jeździć w kółko między Łodzią a Bełchatowem?
-To chyba nic trudnego.
-Możesz przestać, równie dobrze możemy zamieszkać w Łodzi i ty będziesz dojeżdżał…
-Przepraszam.
-Nie przyjechałam tu, żeby się z tobą kłócić, więc możemy tego nie robić?
-Stęskniony jestem po prostu.
-Myślisz, że ja nie?
-Wiem, wiem, przepraszam – powiedział i przytulił mnie.
Dokończyliśmy pić kawę i wyszliśmy z kawiarni. Znałam Rzeszów doskonale i w czasie, który pozostał do meczu oprowadziłam małą wycieczkę, złożoną z Kłosa, Wrony, Zatora i Wojtka.
-Przepraszam pani przewodnik, a gdzie są toalety? – zapytał Andrzej.
-Właśnie koło nich stoisz – zaśmiałam się.
-O nie zauważyłem.
-A pani przewodnik? – tym razem to Kłos.
-Tak Karolku?
-Bo ja chciałbym iść na lody.
-Pójdziemy do najlepszej lodziarni w Rzeszowie, ale musimy czekać na Andrzeja, który chyba utknął w tej łazience – na reakcję nie trzeba było czekać, Paweł z Wojtkiem podeszli pod drzwi łazienki i zaczęli pukać.
-Andrzej, Andrzej!
-Musisz szybciej wychodzić!
-My nie możemy czekać!
-Andrzej, chodź idziemy na lody.
Po chwili Wrona wyłonił się z łazienki.
-Ależ spokojnie panowie i panie, już idziemy.
Poszliśmy do lodziarni, gdzie były wspaniałe lody, każdy z nich zamówił po 5 gałek.
-Hola, hola, panowie! Czy wy nie jesteście sportowcami i nie powinniście dbać o siebie?
-No dbamy przecież.
-Zamawiając pięć gałek lodów?
-Tak, a co? – zapytał Kłos.
-Chyba nam też należy się trochę przyjemności, musimy czerpać z życia – kontynuował Andrzej.
-Już dobrze, cieszcie się.
Odwiedziliśmy po drodze jeszcze cukiernię, martwiłam się o ich formę na boisku, ale twierdzili, że to im nie szkodzi, zaprowadziłam ich pod halę, pożegnałam się z nimi, a z Wojtkiem się pocałowałam.
-Nas nie pocałujesz? – zapytał Karol i razem z Andrzejem i Pawłem zrobili smutne miny.
-Nam też się coś należy.
-Byliśmy przecież grzeczną wycieczką…
-No właśnie!
-A on dostał.
Wojtek spojrzał na nich rozbawiony.
-To mój prywatny przewodnik, może całować się tylko ze mną, musicie się obyć bez.
-Dobra, nigdy więcej cię nie zatrudnimy – Andrzej pokazał mi język.
-Też was kocham, a teraz idźcie już.
-Kochasz nas, ale pocałować nie chcesz? – zapytał tym razem Paweł, podeszłam i pocałowałam ich w policzki.
-On dostał lepszego! – nie przestawał protestować Karol.
-Pałujcie się trochę, to moja dziewczyna.

-Idźcie już, powodzenia – zanim odeszli Wojtek skradł jeszcze jednego całusa.
________________________________________________
Tym razem szybciej, bo miałam czas na napisanie. Postaram się dodawać częściej. :) Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzało. Pozdrawiam :* 

środa, 20 sierpnia 2014

43. Zazdrość to taki mały drań, który piórkiem chciwości łaskocze nasze ego.

Zaskakująco szybko pojawił się koło samochodu.
-Jedziemy do domu? – zapytał.
-Tak, chyba tak.
-Okej – wsiedliśmy do samochodu – jak spotkanie z bratem? – zapytał.
-Dobrze, jutro mamy się spotkać z tatą.
-Nie jedziesz z nami do Jastrzębia?
-Cholera, zapomniałam całkowicie… dojadę w środę.
-Jak?
-Z tatą albo Przemkiem.
-Dobra, nie pozabijajcie się tylko jutro.
Dojechaliśmy do domu, zrobiłam kolację, którą zjedliśmy przy świecach.
-Jak romantycznie – zaśmiałam się.
-Nie mów, że ci się nie podoba.
-Chyba nie jestem romantyczką…
-A teraz? – powiedział i pocałował mnie w usta.
-Teraz już lepiej – uśmiechnęłam się.
Poszliśmy spać dość wcześnie, bo Wojtek wyjeżdżał rano do Jastrzębia na być może ostatni mecz półfinałowy, ja planowałam dojechać dopiero jutro, ze względu na spotkanie z ojcem i bratem.
-To żegnaj kochana – złożył pocałunek na moich ustach.
-Nie musiałeś mnie budzić.
-Ale chciałem, chodź się przytulić – nie chciało mi się, ale wstałam i podeszłam do niego.
-Widzimy się jutro przecież.
-Ale i tak będę tęsknić – przytulił mnie, w tym momencie zadzwonił jego telefon.
-To pewnie Kłos, muszę iść, do jutra.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi, a ja wróciłam do łóżka, z ojcem byłam umówiona dopiero, na 13, więc nie musiałam wstawać. Usnęłam jednak na dłużej i obudziłam się o 12, musiałam się więc spieszyć, żeby nie spóźnić się na obiad. W ekspresowym tempie umyłam się, ubrałam i umalowałam, zamknęłam dom i o 12.40 wyszłam. Zamówiona taksówka już na mnie czekała, pojechałam do umówionej restauracji, Przemek miał być chwilę później. Weszłam do środka, tata już czekał.
-Witaj córciu – przywitał się – coś się stało, że nie przyjechałaś do domu tylko chciałaś się spotkać na mieście?
-Nie.. właściwie tak, chciałam cię o kogoś zapytać.
-Może najpierw coś zamówimy?
-Wolałabym poczekać, będzie ktoś jeszcze.
-Rozumiem.
Porozmawialiśmy chwilę o moim zdrowiu, o tym co słychać w domu, po kilku minutach zjawił się mój brat, a jego syn.
-Co ty tu robisz? – zapytał chłodno.
-Amelia, mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł.
-Uspokój się tato, chyba mam, mamy prawo wiedzieć, czemu go zostawiłeś, czemu nigdy nawet o nim nie wspomniałeś?
-Skąd właściwie o nim wiesz? – mówił tak, jakby Przemka tu nie było.
-Spotkaliśmy się…
-On się z tobą spotkał?
-Nie mów tak jakby go tu nie było! Wytłumacz mi to, czemu nie powiedziałeś mi, że mam brata? Dlaczego?
-Nie chciałem niszczyć naszej rodzin, bałem się tego jak zareaguje mama, jak ty zareagujesz…
-Łatwiej było zostawić ich samych?
-To nie było łatwe, Przemek… przepraszam, ale ja nie mogłem zniszczyć swojej rodziny.
-My nie byliśmy twoją rodziną?
-Kiedy poznałem Alicję nic innego się nie liczyło. Przepraszam cię.
-Nigdy mnie nie odwiedziłeś, nie wiedziałem nawet kim jesteś, było mi ciężko, nie chcę twoich przeprosin, one już nic nie zmienią.
To była ciężka rozmowa, Przemek został przez niego porzucony, nigdy go nawet nie odwiedził, nie zainteresował się tym co się z nim dzieje. Bolało go to, ojca również, ale nie chciał niszczyć związku z mamą. Po godzinie Przemek musiał wracać do pracy, umówił się z ojcem na spotkanie kolejnego dnia, wszystko było na dobrej drodze do tego by się pogodzili, obaj wiedzieli, że nie będzie to łatwe, ale po woli małymi kroczkami może im się to udać.
-Powiesz mamie? – zapytałam kiedy zostaliśmy sami, nie chciałam pytać przy Przemku.
-Myślisz, że to konieczne? Nie wiedziała przez tyle lat i było wszystko w porządku, nie chcę ryzykować rozpadu naszego małżeństwa.
-Ale Przemek istnieje, nie możesz udawać, że nic się nie wydarzyło, że nie masz syna przed nią. Wiem, że chcesz jakoś się z nim poznać, cieszę się. Myślę, że miło byłoby z twojej strony gdybyś go jej przedstawił jako twojego syna, wreszcie poczułby się dla ciebie kimś ważnym.
-A co jeśli mama nie zareaguje tak jak myślimy, tylko odejdzie ode mnie, kocham ją i nie chcę jej stracić przez błąd młodości.
-Twój syn to nie jest błąd!
-Dobrze, spróbuje z nią porozmawiać.
-Dziękuję.
-Masz dziś czas? – zapytał – bo zrobiłem sobie wolne i może byśmy poszli gdzieś razem z Wojtkiem, już dawno mieliśmy się umówić na ryby.
-Właśnie, mam do ciebie prośbę, nie pojechałbyś ze mną do Jastrzębia? Normalnie pojechałabym sama, ale gips zdejmują mi dopiero jutro…
-Jasne nie ma sprawy, kiedy chciałabyś wyjechać?
-Nawet teraz.
-To jedźmy.
Pojechaliśmy jeszcze do mieszkania, zabrałam potrzebne rzeczy i ruszyliśmy w drogę do Jastrzębia, zadzwoniłam do Wojtka, żeby ogarnął tacie jakiś bilet, ale powiedział, że nie ma takiej możliwości, bo wszystko zostało wykorzystane, ale Jastrzębianie nie wykorzystali swoich biletów. Nie chciałam dzwonić do Michała, nie w tej sytuacji, dlatego wybrałam numer do Wojtaszka.
-Cześć Damian – przywitałam się.
-Hej Amelka, jednak zdecydowałaś się na ślub ze mną? –zaśmiał się.
-Kto wie, kto wie… - po drugiej stronie usłyszałam serdeczny śmiech Wojtaszka – właściwie to chciałam zapytać czy nie masz wolnego biletu na dzisiejszy mecz, bo jadę z tatą i mam tylko swoją wejściówkę.
-Cholera, gdybyś zadzwoniła 5 minut wcześniej, właśnie oddałem swoje bilety jakiejś ciotce, która przyjeżdża, ale Kubi nie oddał nikomu swoich, nie zapraszał nikogo, poczekaj chwilę.
-Wolałabym nie brać od niego biletów…
-E Kubi, chodź szybko!
-Co kurwa? – odezwał się Kubiak do niego.
-Ktoś do ciebie – powiedział.
-Jak mnie wkręcasz masz przejebane – powiedział do niego.
-Przyłóż telefon do ucha i rozmawiaj.
-Dzień dobry, to ja Michał Kubiak, nie wiem kim jesteś i czemu dzwonisz do Damiana jeśli chcesz rozmawiać ze mną, ale jeśli to robisz to chyba nie masz ważnej sprawy.
-Cześć Michał.
-O Amelia, przepraszam… Czemu nie zadzwoniłaś na mój numer? – nie odpowiedziałam – rozumiem, więc jaką masz do mnie sprawę?
-Chodzi o bilet na dzisiejszy mecz, jadę z tatą, a wejściówkę mam tylko ja, pytałam Damiana, ale on już nie ma, powiedział, że ty masz.
-Mam i mogę ci ją oddać.
-Naprawdę?
-Tak.
-A co chcesz w zamian? – zapytałam.
-Nic, oddam ci go ze względu na ogromną sympatię do twojego taty. Będziecie wcześniej na hali?
-Tak, tak.
-To zadzwoń, tym razem na mój numer, wyniosę ci go.
-Dziękuję bardzo Michał.
-Nie ma za co, muszę kończyć, cześć.
-Cześć.
Miło było go znów usłyszeć, jednak wiedzieliśmy jak na siebie działamy, nie mogliśmy się spotykać. Po kilku godzinach jazdy dojechaliśmy do Jastrzębia, mecz miał się rozpocząć za półtorej godziny, zadzwoniłam do Michała, który po chwili pojawił się przed halą. Nie wiedziałam jak się z nim przywitać, on podszedł i przytulił mnie, również go uścisnęłam. Potem przywitał się z moim tatą i dał mu bilet.
-Jeśli chcecie możecie wejść teraz ze mną, znaczy ty i tak możesz, ale panu robiliby problem, chodźcie.
-Dzięki Michał – powiedział do niego mój ojciec – czemu nie odwiedziłeś nas ostatnio jak byliście w Bełchatowie? Trzeba było przyjechać z Amelką na obiad.
-Jakoś nie było czasu…
-Następnym razem jak będziesz to przyjedź koniecznie.
-Obiecuję.
Weszliśmy na halę, zostawiłam tatę, który odnalazł prezes Piechockiego i poszłam do Wojtka.
-Co ty tu robisz? –udawał zaskoczonego.
-Wiedziałeś, że będę – zaśmiałam się.
-I tak się cieszę, zostajesz z nami na noc? 
-Nie będzie takiej potrzeby, bo wygracie.
-Idziemy na kawę? – zapytał.
-A ty nie powinieneś już iść do chłopaków?
-Właściwie to powinienem, ale wolałbym posiedzieć z tobą.
-Potem, idź do nich.
-Wyrzucasz mnie?
-Tak, a co?
-W takim razie ja cię porywam – zarzucił mnie sobie na plecy i ruszył w kierunku kawiarni.
-Wojtek głupku, puść mnie – próbowałam stanąć na ziemi, zza rogu wyłonił się Wojtaszek.
-Puść jom, powiedziałem puść jom! – krzyknął i zaczął się śmiać, dopiero po tej interwencji Wojtek postawił mnie na ziemi. Przywitałam się z Damianem i chwilę porozmawialiśmy, Włodarczyk pozostał małomówny, co mnie wcale nie zdziwiło.
-To jak kibicujesz jak zwykle nam? – zapytał i spojrzał roześmiany na Wojtka.
-Moje serce skradł Skrzat, więc muszę kibicować Skrze.
-Skradł serce, toż to złodziej jest, ja bym na twoim miejscu kibicował Jastrzębiu, gdzie ty skradłaś komuś … o kurwa miałem nie mówić, no nic, ja już będę leciał, do zoba na meczu i pamiętaj twoje barwy dziś to pomarańcz i czerń! – powiedział i szybkim krokiem oddalił się do szatni.
-Czy zawsze musimy go spotykać? – zapytał Włodarczyk.
-Nie mów, że go nie lubisz, jest świetny!
-Lubię, nie lubię, w zasadzie to nic do niego nie mam, zabawny jest. Ale o czyim sercu on mówił?
-Nie wiem, pewnie żartował, jak to Damian – powiedziałam, wiedziałam, że chodzi o Miśka, nie wiedziałam jednak, że rozmawiał o tym z Wojtaszkiem…
-Może chodzi o twojego przyjaciela Kubiaka?
-Możemy o tym nie rozmawiać, tylko iść na kawę?
-Jasne – powiedział i poszliśmy do kawiarni.
-Czy ty serio nie powinieneś już iść do szatni?
-Wyganiasz mnie?
-Nie.. chociaż w zasadzie tak, dbam o dobro drużyny.
-Kosztem mojego dobra? – zaśmiał się.

-Chodźmy – wstałam, Wojtek złapał mnie za rękę, rozstaliśmy się przy wejściu do szatni namiętnym pocałunkiem. Nie zauważyłam, że ktoś nam się przygląda, zauważyłam dopiero jak odchodzi…
_________________________________________________________
Postaram się być bardziej regularna, bo ostatnio strasznie was zaniedbuję, za co przepraszam.  

niedziela, 10 sierpnia 2014

42. Szczęście się nie kończy, ono ule­ga zmianom.

Punktualnie o 14, wyszli na boisko zaprezentować się kibicom, przywitać i rozpocząć mecz. Zawodnicy byli skoncentrowani, obie drużyny za wszelką cenę chciały wygrać ten mecz. W tym meczu nie ma wyraźnego faworyta, wygra ten kto na dzień dzisiejszy jest lepszy.
Pierwszy set był pełen walki, jednak to Jastrzębianom udało się wygrać, Kubiak grał jak natchniony, widać było w nim złość, kończył właściwie każdą piłkę, jaką dostawał od Masnego.
W drugim secie w Skrze na boisku pojawił się Włodarczyk, od samego początku widać było między nimi zgrzyty, po każdej akcji pod siatką iskrzyło, każdy z nich chciał udowodnić drugiemu, że jest lepszy. Set wygrała Skra, a radość była ogromna.
Kolejny set niestety bez historii, od początku Jastrzębski Węgiel wyszedł na prowadzenie, którego nie wypuścił do końca partii.
Czwarta odsłona to popis na zagrywce Mariusza Wlazłego, który uratował drużynę z niemałej opresji, wygrywając seta właściwie w pojedynkę.
Tie-break to kolejne emocje, na szczęście ”Skrzaty” już od początku wypracowały sobie przewagę, która pozwoliła im wygrać. Po ostatnim gwizdku zapanowała radość, żółto-czarni kibice dziękowali za walkę, byli dumni ze swoich bohaterów, mieli nadzieję, że po poprzednim, niezbyt udanym sezonie, ich ukochana drużyna znów wzniesie się na szczyt, znów będzie wielka i niepokonana.
Wojtek podszedł do mnie.
-Gratuluję – cmoknęłam go.
-Dzięki – uśmiechnął się.
-No idź do nich, patrz jak na ciebie czekają – wskazałam na grupkę kibiców – tylko nie podrywaj żadnej – zaśmiałam się.
-Jedną już poderwałam – puścił mi oko i odszedł.
W tym czasie niespodziewanie podszedł Michał, obiecał, że po tym spotkaniu da mi spokój, ale nie dotrzymał słowa, nie chciałam z nim rozmawiać, nie miałam na to najmniejszej ochoty, znów musiałam walczyć sama ze sobą.
-Przepraszam cię za to w kawiarni, ja … ja po prostu nie umiem poradzić sobie ze swoimi uczuciami.
-Mi też nie jest łatwo, myślę, że najlepiej będzie jeśli nie będziemy się kontaktować ani widywać.
-Jesteś pewna?
-Oboje się męczymy w swoim towarzystwie, to najlepsze wyjście.
-Ale ja nie chcę zrywać z tobą kontaktu, nie po tych wszystkich latach.
-Nie ma innego wyjścia, przynajmniej na razie, Michał… musimy dać sobie trochę czasu.
-Skoro tak uważasz… Możemy się chociaż pożegnać? – spojrzałam na niego – mogę cię chociaż przytulić na pożegnanie?
-Jasne – próbowałam się uśmiechnąć, a on podszedł do mnie i na chwilę zbliżyliśmy się do siebie, potem bez słowa odszedł.
Oczywiście zdarzenie to nie umknęło uwadze Wojtka, który spojrzał ze złością w stronę Kubiaka, a po chwili wrócił do mnie.
-Czego chciał? – zapytał oschle.
-Chciał się pogodzić.
-I?
-I powiedziałam mu, że nie możemy się widywać.
-Dlaczego?
-Nie chcę, żebyś nabierał podejrzeń, a i jemu nie jest łatwo – tak kolejny raz nie wspomniałam o tym, że również męczę się gdy widuję Michała, nie mogłam tego powiedzieć, nie chciałam, żeby Wojtek znów był zazdrosny.
-W takim razie czemu cię przytulił?
-Wojtek przestań! Chciał się pożegnać i tyle. Nie musisz we wszystkim doszukiwać się drugiego dna, proszę cię.
-Dobrze, przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie ciągle, tylko to zmień.
-Dobrze – objął mnie – zaczekasz na mnie?
-Nie mam innego wyjścia.
Czekałam na niego i czekałam, zdążyli już wyjść prawie wszyscy, ale nie Wojtek, pojawił się po 15 min.
-To co teraz robimy? – zapytał i pocałował mnie zachłannie.
-Hmm… moglibyśmy iść do kina, do restauracji, ale nie możemy, bo musisz się być na jutro wypoczęty, wracamy do domu.
-Masz tam dla mnie prezent za dzisiejszy mecz? – poruszył brwiami.
-Nie – pokazałam mu język i wsiadłam do samochodu.
-Okej – momentalnie pojawił się w samochodzie – w takim razie jestem na ciebie obrażony.
-Dobra, możesz być tylko zawieź mnie do domu – uśmiechnęłam się.
-Pogrywasz ze mną – zaśmiał się i ponownie mnie pocałował.
-A ty zdecydowanie za często mnie całujesz.
-Przeszkadza ci to?
-Tego nie powiedziałam.
Ruszyliśmy do domu, na miejscu byliśmy po 15 min. Wieczorem nie robiliśmy tego co chciałby Wojtek, był niezadowolony, udawał obrażonego, ale mu się nie udawało, za każdym razem po chwili wracał z nowym pomysłem. W końcu zrobiło się późno i poszliśmy spać.
Kolejny dzień był nerwowy, mimo iż prowadzili 1:0 z Jastrzębiem to oni nadal pozostawali silnym przeciwnikiem, któremu zwycięstwo trzeba będzie  wyrwać. Rano wstaliśmy Wojtek był bardziej skupiony niż zwykle, poszedł się odświeżyć potem ja, a na śniadanie pojechaliśmy do kawiarni, potem od razu na halę, rozmawialiśmy o motywacji. Wszyscy byli bojowo nastawienie, to był dobry znak.
Znów punktualnie o 14 przywitali się, a chwilę później pierwszy gwizdek sędziego rozpoczął mecz. Ten był zupełnie inny niż wczorajszy, już od pierwszego seta, pierwszej piłki Skra miała przewagę, Mariusz grał jak natchniony, kończył wszystko, fenomenalnie zagrywał. Ten jeden gracz robił ogromną różnicę. Nikogo nie zdziwiło, gdy po ostatnim gwizdku otrzymał nagrodę MVP, radość była ogromna, w końcu było się z czego cieszyć. Po meczu wszyscy pojechaliśmy do naszego mieszkania na imprezę. Wiedziałam, że nie będzie mi się chciało sprzątać po tym, ale cóż, tym razem była kolej Wojtka. Było wcześnie, a impreza już trwała w najlepsze. Po jakiś 2 godzinach większość była pijana.
-Zatańczymy? – zapytał mnie Kłos.
-Hmm nigdy nie tańczyłam ze złamaną nogą i chyba nie mam zamiaru, to ciężkie.
-W takim razie posiedzę z tobą.
-Okej.
-Przynieść ci coś do picia?
-Nie dzięki, Wojtek po coś poszedł – uśmiechnęłam się.
-Okej – powtórzył – jestem pijany – powiedział.
-Wiem – zaśmiałam się.
-Ty też jesteś – zaśmiał się – wszyscy jesteśmy, bo jesteśmy zajebiści i zmiażdżyliśmy Jastrzębski Węgiel, a Wojtek? Widziałaś jak blokował Kubiaka?! Widać, że się nie lubią, ja też go nie lubię, bo wiesz powinnaś być z Wojtkiem albo ze mną – spojrzałam na niego zdziwiona – żartowałem, tak serio to cię lubię, ale błogosławię ci i Wojtkowi, dużo dzieci wam życzę, żebym mógł być chrzestnym, no ja i Andrzejek, wiadomo, to co najmniej dwa musisz urodzić, a najlepiej jeszcze więcej, żeby miały się jak bawić, ja zadbam o was, bo będę dobrym wujkiem, będę je kochał jak swoje własne – ciągnął swój monolog.
-Ale Karolku, my na razie nie planujemy mieć dzieci z Wojtkiem…
-No tak, tak, ale ja mówię tak jakby co, bo wiesz po Andrzeju to ja się nie mam co spodziewać, sam cały czas jest, ja mu szukam kogoś cały czas, ale nic mu nie pasuje. Ta za wysoka, ta za niska, ta za gruba, ta za chuda, nie idzie mu spasować…
-Rozumiem cię.
-Liczę na Wojtka, wiesz on nas kochał zanim pokochał ciebie.
-O czym tak żywo opowiadasz Karolku? – podszedł do nas Wrona.
-O niczym, a co? 
-Nic, stęskniłem się, mogę się dosiąść?
-Jasne – uśmiechnęłam się.
-Właściwie to chciałem powiedzieć, że nie – zaśmiał się Karol.
-Dobra, dobra. Zamknij się.
Po chwili rozmowy nadszedł Wojtek.
-Wróciłem – pocałował mnie.
-No nie, nie na naszych oczach, Wojtek, gorszysz nas – powiedział Kłos i zasłonił oczy ręką, to samo zrobił Andrzej.
-Mogę już patrzeć? – zapytał Karola.
-Możesz.
-Proszę was – powiedział Wojtek rozbawiony – ogarnijcie się.
-Nie będziesz nam mówił, jesteś pijany.
-Ty też jesteś.
-Ja? Andrzejku, musisz mu coś powiedzieć, on mnie obraża chyba!
-Spokojnie Karolku, spokojnie, on nie chciał.
-Idziemy stąd! – zarządził Karol i przenieśli się gnębić Zatorskiego.
Dalsza część wieczoru minęła w miarę spokojnie, około 23 wszyscy poszli do swoich domów, nie było lekko jutro musieli stawić się na treningu, który po imprezie na pewno nie będzie wyglądał ciekawie. Ja umówiłam się na rano z Przemkiem, nie wiedziałam czy mam mu podziękować za to, że porozmawiał z Wojtkiem czy się obrazić. Byłam mu wdzięczna, że to zrobił i jednocześnie nie chciałam tego, bo skoro Włodarczyk mi nie ufał to cóż mogłam zrobić? Teraz jednak być może dzięki Przemkowi wszystko było w porządku.
Rano gdy się obudziłam Wojtka już nie było, zjadłam śniadanie, posprzątałam w domu, ubrałam się i wyszłam na spotkanie.
-Cześć – przywitał się, podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
-Hej – uśmiechnęłam się, usiedliśmy.
-Przepraszam, że się wtrąciłem.
-Właściwie to chciałam ci podziękować, pogodziliśmy się dzięki tobie.
-Nie ma za co, wtrąciłem się.
Poczułam, że naprawdę mam starszego brata, który mimo tego, że się nie znamy dba i martwi się o mnie, to było bardzo miłe z jego strony. Żałowałam, że nie poznaliśmy się wcześniej, że ojciec nic mi nie powiedział, o tym, że on istnieje. Ustaliliśmy, że spotkamy się z nim jutro, nie w domu, żeby nie denerwować mamy, skoro tyle lat nie wiedziała nie było sensu jej mówić. Umówiliśmy się z ojcem na obiad, w zasadzie to ja się umówiłam. Nie wiedział nic o tym, że spotkałam się z Przemkiem. Będzie to dla niego zaskakujące, ale wiedziałam, że nie przyjdzie jeśli dowie się, że będzie jego syn.
Przed 16 podwiózł mnie pod halę, a sam pojechał na zdjęcia. Weszłam do środka, siatkarze byli na sali, nie wyglądali zbyt dobrze i chciało mi się z nich śmiać. Wojtek zobaczył mnie i podszedł:
-Co ty tu robisz? – zapytał uśmiechnięty.
-Przyszłam cię odwiedzić.
-Miło – pocałował mnie – ale muszę wracać, zaczekasz?
-Tak, tak, muszę iść do prezesa.
-Okej – wrócił do treningu, a ja poszłam do Konrada.
Zapukałam.
-Proszę – weszłam do środka.
-Chciał mnie pan widzieć? – zapytałam.
-Tak, siadaj – uśmiechnął się.
-O co chodzi?
-Chciałem ci podziękować – spojrzałam na niego zdziwiona – nie patrz tak, świetnie przygotowałaś chłopaków mentalnie, nie ma na nich mocnych, wierzę, że w tym sezonie możemy zdobyć Mistrzostwo, forma sportowa jak i psychiczna stoją na najwyższym poziomie, atmosfera jest świetna.
-To już nie moja zasługa, oni są po prostu wspaniali, świetnie się ze sobą dogadują, wiedzą,  że każdy dużo znaczy dla drużyny, są jednością.
Porozmawialiśmy jeszcze, a potem opuściłam jego gabinet, okazało się, że się trochę zagadaliśmy i siatkarze wychodzili już z hali.
-Czekam przy samochodzie – powiedziałam do Wojtka.

-Okej – uśmiechnął się i zniknął w szatni. 

piątek, 1 sierpnia 2014

41. Zazdrość rodzi się z miłości.

Podszedł do mnie Przemek.
-To moja wina? – zapytał.
-Że mój chłopak jest idiotą i mi nie ufa? Nie to nie twoja wina.
-To był twój chłopak?
-Teraz już chyba były chłopak.
-Nie mów tak, on cię kocha, inaczej nie byłby zazdrosny.
-Nie byłby taki gdybym już raz go nie zawiodła – po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, a mój brat przytulił mnie. Mimo tego, że się wcześniej nie znaliśmy czułam z nim jakąś więź, nie był mi zupełnie obcy i chociaż nic o nim nie wiedziałam był dla mnie kimś ważnym.
-Nie płacz… wszystko się jakoś ułoży – próbował mnie pocieszyć.
-Obawiam się, że wyczerpałam już limit drugich szans, tylko, że tym razem naprawdę nie zrobiłam nic złego.
-Może pojadę z tobą do niego? Razem mu wszystko wyjaśnimy?
-Chyba to nie jest dobry pomysł, przepraszam… Muszę sama sobie z tym poradzić albo uwierzy mi albo nie uwierzy wcale.
-Okej, rozumiem, gdybym jednak mógł jakoś pomóc, to daj znać.
-Dziękuję.
-Może odwieść cię do domu?
-Chyba nie chce tam wracać.
-Mieszkasz z nim?
-Tak…
-Mam czas do 16, może pójdziemy na obiad? Potem możesz jechać ze mną do pracy albo do domu.
-Dziękuję ci.
-Nie ma za co, siostrzyczko.
„Siostrzyczko”, więc mam brata. Zawsze chciałam mieć i to starszego. Ten którego „otrzymałam” tak niespodziewanie jest wspaniały, żałuję, że nie spędziliśmy razem dzieciństwa, że poznaliśmy się dopiero teraz. Mój brat, nie jestem do tego przyzwyczajona, mam nadzieję, że teraz będę go mogła poznać lepiej, dowiedzieć się o nim jak najwięcej.
Poszliśmy do pobliskiej restauracji, jedząc rozmawialiśmy.
-Właściwie to czym się zajmujesz? – zapytałam.
-Jestem fotografem, czasem sam pozuję.
-Fajnie, to pewnie ciekawe zajęcie.
-Na brak wrażeń nie narzekam – uśmiechnął się – a ty, co robisz?
-Studiuję psychologię, pracuje w Skrze jako psycholog.
-Też masz ciekawą pracę.
-Taak, z kilkunastoma siatkarzami nie mogę narzekać na brak emocji.
-A ten twój Wojtek, co on robi?
-Jest siatkarzem, gra w Skrze, pracujemy razem.
-To świetnie!
Po obiedzie zaproponował, żebym pojechała z nim na zdjęcia do Łodzi, odmówiłam. Wolałam wrócić do mieszkania, nie chciałam przeszkadzać mu przy pracy, poprosiłam, żeby odwiózł mnie pod dom Wojtka. Przemek zatrzymał się u kolegi, miał być jeszcze przez tydzień w Bełchatowie i Łodzi, bo ma szkolenia, pokazy, więc będziemy mogli się spotkać i lepiej poznać.
Podjechaliśmy pod blok, pożegnaliśmy się i wysiadłam z jego samochodu. Było przed 16, więc Wojtka nie powinno być w domu. Wjechałam windą, otworzyłam drzwi, tak jak przewidywałam nie było go w środku, ma teraz trening. Postanowiłam na niego poczekać. Zaparzyłam sobie herbatę i czekając na niego czytałam gazetę w kuchni. Kiedy o 18.30 się nie zjawił, zaczęłam się martwić, dzwoniłam, ale nie odbierał. Zadzwoniłam do Andrzeja, ale powiedział, że z treningu wyszedł pół godziny temu i powinien być już w domu. W końcu po 19 usłyszałam otwierające się drzwi, nie wychodziłam, wiedziałam, że to on. Wszedł do pokoju, trzymał mnóstwo herbacianych róż, podszedł do mnie.
-Amelka, chyba powinienem cię przeprosić.
-Powinieneś mi zaufać.
-Wiem… jestem idiotą…
-Też to wiem…
-Przepraszam.
-Skąd ta nagła zmiana?
-Rozmawiałem z twoim bratem.
-CO? – byłam zdziwiona.
-Spotkałem go pod halą, chciałem dać mu w pysk, ale powiedział, że naprawdę jest twoim bratem, wytłumaczył mi wszystko.
-Naprawdę potrzebowałeś, aż jego wytłumaczenia, tak ciężko było mi uwierzyć mnie?
-Nie, ale…
-Tu nie ma ”ale” albo się kogoś kocha i się mu ufa albo nie.
-Ja wiem… kocham cię i jestem zazdrosny, nic na to nie poradzę, kochanie to dla ciebie – podał mi ogromny bukiet.
-Myślisz, że kwiatki załatwią wszystko?
-Nie… właściwie to tak – uśmiechnął się.
Nie odpowiedziałam.
-No nie gniewaj się na mnie, to źle, że szaleję za tobą, że tak bardzo cię kocham? – zapytał.
-To źle, że mi nie ufasz.
-Przepraszam, naprawdę cię przepraszam.
-W sumie też chyba nie byłam do końca fair, nie powiedziałam ci o nim… nie byłam pewna czy naprawdę jest moim bratem, liczyłam, że to jakaś pomyłka…
-Czyli nadal się kochamy? – uśmiechnął się rozbrajająco.
-Tak – rzuciłam mu się w ramiona.
To było dziwne, ale oboje nie potrafiliśmy się na siebie długo gniewać, zawsze po chwili padaliśmy sobie w ramiona i wszystko było jak dawniej.
Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów, wieczorem zadzwonił Michał.
-Słucham.
-Cześć Amelka, możemy się spotkać? – zapytał.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł…
-Chyba nadal jesteśmy przyjaciółmi i możemy się spotkać…
-Byliśmy przyjaciółmi.
-Już nie jesteśmy?
-Nie wiem Michał, nie wiem.
-Proszę cię tylko o jedno spotkanie, chcę porozmawiać, potem jeśli nie będziesz chciała się przyjaźnić dam ci spokój, nie będę cię męczył.
-Kiedy i gdzie?
-Jutro o 10, w tej kawiarni co ostatnio?
-Dobrze, będę.
Jeszcze nie zdążyłam się rozłączyć a Wojtek zapytał:
-Dzwonił Michał? Spotkasz się z nim?
-Tak – spojrzałam na niego niepewnie.
-Wolałbym nie.
-Wojtek, on był… nadal jest moim przyjacielem, chciał porozmawiać, tylko porozmawiać.
-Ostatnim razem miałaś go tylko zawieść do szpitala – wiedział gdzie uderzyć, żeby zabolało.
-Myślałam, że to już sobie wyjaśniliśmy.
-Przepraszam, ale nie chcę, żebyś się z nim spotykała.
-Tylko jedno spotkanie. 
-Dobra, moje zdanie znasz, zrobisz jak chcesz – powiedział i wyszedł z pokoju, poszedł do łazienki.
Wiedziałam, że nie chce, żebym się spotykała z Kubiakiem, ale ze względu na te wszystkie lata powinniśmy porozmawiać. Rozumiałam jego zazdrość też nie chciałabym, żeby spotykał się z laską, z którą się kiedyś pocałował. Nie umiałam jednak odmówić Michałowi, był mimo wszystko nadal dla mnie kimś ważnym, nie chciałam kończyć naszej znajomości.
Kiedy Włodarczyk wyszedł z łazienki, poszłam się wykąpać. Położyłam się obok niego, ale milczał.
-Masz zamiar teraz się nie odzywać, bo się z nim zobaczę?
-Tak.
-Wojtek, proszę cię.
-O co? Żebym zaakceptował to, że idziesz się spotkać z kolesiem, z którym prawie mnie zdradziłaś?
-Właśnie tak bardzo mi ufasz, dzięki – odwróciłam się do niego plecami i nakryłam kołdrą, przybliżył się do mnie, próbował przytulić – daj mi spokój.
-Przepraszam, znów… idź, ale obiecaj, że nic się nie wydarzy – odwróciłam się i popatrzyłam na niego.
-Obiecuję – uśmiechnął się.
Wtuliłam się w niego i tak zasnęliśmy, rano obudziłam się wcześniej. Miałam czas, żeby przygotować się na spotkanie z Michałem. Umyłam się, ubrałam, umalowałam, zjadłam śniadanie, umyłam zęby… w tym czasie Wojtek spał, zostawiłam mu śniadanie i karteczkę: Nie bądź zazdrosny, wrócę niedługo, zostawiam śniadanie. Kocham Cię, buziaki. Wyszłam z domu i zamówioną wcześniej taksówką pojechałam w umówione miejsce, byłam 10 min przed czasem, ale Kubiak już siedział przy stoliku, kiedy go zobaczyłam miałam ochotę go przytulić, brakowało mi go, podeszłam do niego i powiedziałam tylko:
-Cześć.
-Cześć Amelka – usiadłam – napijesz się czegoś? – zapytał.
-Nie dziękuję. O czym chciałeś porozmawiać? – od razu przeszłam do rzeczy.
-Po prostu chciałem cię zobaczy, wszystko w porządku z twoim zdrowiem?
-Tak, za tydzień zdejmą mi gips.
-Cieszę się – uśmiechnął się.
Zapadło milczenie. W końcu jednak powiedział:
-Tęskniłaś za mną?
Miałam mu powiedzieć, tak i to bardzo czy nie, nie tęskniłam?
-Nie wiem… Jesteś dla mnie kimś ważnym, przyjacielem, nie umiem tego skreślić tak po prostu.
-Jesteś z nim szczęśliwa?
-Tak, jestem.
-To bardzo się cieszę.
-Michał co jest?
-Nie przestałem cię kochać… nie umiem być z kimś innym, bo żadna nie jest tobą, nie …
-Przestań! Nie chcę tego słuchać, Michał, nie możemy być razem, zrozum to… ja przepraszam cię – wstałam i wyszłam z kawiarni, nie mogłam pozwolić na to, żeby uczucia, które tak w sobie skrywałam odżyły, nie mogłam z nim być.
-Amelka, poczekaj!
Nie odwróciłam się nawet, jestem z Wojtkiem i jestem szczęśliwa, chciałam, żeby tak zostało.
Nie wracałam już do domu tylko poszłam na halę, miałam mieć z nimi przed meczem jeszcze zajęcia, do których zostało 15 min. Weszłam na halę i spotkałam Wojtka, podeszłam do niego i przytuliłam go mocno.
-Coś się stało? – zapytał.
-Nie, tylko cieszę się, że cię mam.
-No dobrze – pocałował mnie w czoło.
-Muszę iść – powiedziałam – do zobaczenia za 10 minut.
Po chwili wszyscy zgromadzili się na hali, byli zmotywowani, wiedzieli, że muszą wygrać ten mecz, że będzie ciężko, bo Jastrzębie jest w gazie, wierzyli jednak, że jeśli zagrają na 100% - wygrają.  

__________________________________
Zmieniałam laptopa i małe opóźnienie, przepraszam...