piątek, 3 października 2014

47. Zazdrość = miłość?

-Nie możesz mi tego zrobić, Amelka! Ja cię przecież kocham! - spojrzał na mnie przerażony i jednocześnie chyba wściekły. 
-Uważasz, że ja cię nie kocham? Kocham, ale nie możesz się tak zachowywać, kiedy ja naprawdę nie robię nic złego.  
-Ja wiem, ja to wszystko wiem, ale ta zazdrość, świadomość, że ktoś inny może spędzać z tobą więcej czasu ode mnie,, że jesteś z kimś szczęśliwsza z nim niż ze mną, że wolisz być z innymi, lepszymi ode mnie, ja nie mogę tego znieść. 
-To znaczy, że nie mam prawa spotykać się ze znajomymi? Mam zamknąć się z tobą w domu, rzucić studia? 
-Nie, oczywiście, że nie. Masz prawo do własnego życia, ale to jest dla mnie strasznie trudne, bo kocham cię jak wariat. 
-Ty mi nadal nie ufasz, zastanów się może Wojtek czy taki związek ma w ogóle jakikolwiek sens... - powiedziałam i poszłam do sypialni, nie chciałam dalej ciągnąć tej kłótni, dałam mu czas, żeby przemyślał sobie wszystko. 
Został w pokoju, przyszedł dopiero po jakimś czasie, nie spałam jeszcze, ale zamknęłam oczy, miałam dość rozmów z nim na dziś. Pochylił się nade mną i wyszeptał "przepraszam, kocham cię". Nie odwróciłam się, jednak, nie zareagowałam. Kiedy obudziłam się rano, nie było go obok, krzątał się po kuchni. Nie wiedziałam o co chodzi, bo trening, a raczej rozruch miał mieć dopiero za dwie godziny. Potem spotkanie przed meczem, ostatnie ustalenia i wskazówki, przed miejmy nadzieję ostatnim meczem finałowym w tym sezonie. 
-Przepraszam cię - powiedział kiedy weszłam do kuchni - ja cię naprawdę bardzo przepraszam, przemyślałem sobie to wszystko na spokojnie.  
-Ale nie przepraszaj mnie, tylko po prostu zmień swoje zachowanie.  
-Ja chcę z tobą być dalej, kocham cię, wiem, że zachowywałem się jak palant, ale nie tak miało to wyglądać.  
-Też cię kocham, i co z tego? 
-I nie kłóćmy się już, to nie ma sensu.  
-Zazdrość, chora zazdrość, też nie ma sensu i gdybyś nie zauważył to nie ja wszczynam kłótnie o twoich znajomych. 
-Tym bardziej mi przykro, obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy, zmienię swoje zachowanie. 
-Mówiłeś tak już przecież kilka razy, zawsze kończyło się tak samo.  
-Tym razem będzie inaczej.  
-Zobaczymy.  
-Będziesz na meczu? - zapytał po chwili milczenia.  
-Jeśli tylko zdążę, to przyjdę - odpowiedziałam.  
-Mam nadzieję, że będziesz, musisz być. Przynosisz nam szczęście.  
-Yhymm.. Muszę już iść, bo i tak jestem prawie spóźniona - popatrzyłam na niego, a on uśmiechnął się i zapytał: 
-Nie mam co liczyć na jakiegoś całusa na pożegnanie?  
-No nie masz - zaśmiałam się, zabrałam swoje rzeczy i wychodząc, cmoknęłam go w policzek.  
-Chciałem więcej! - krzyknął jeszcze zanim wyszłam z domu.  
Na uczelni byłam po niecałej godzinie, kiedy weszłam do środka, nie mogłam znaleźć Kuby, przyszedł po chwili i zajął miejsce obok mnie. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, w końcu zapytał o spotkanie, chciał się umówić dziś po zajęciach. Nie było jednak nawet takiej opcji, nie mogłam zrobić tego Wojtkowi. Chciałam być na meczu, widzieć jak zdobywają Mistrzostwo Polski. Tak jestem tego pewna, wiem, że wygrają, jestem o to spokojna. Naszą rozmowę ku mojej uciesze przerwał wykładowca, który rozpoczął zajęcia. Po nich niezwykle szybko pojechałam na rehabilitację, na popołudniowe wykłady już się nie wybierałam, nie mogłam zostawić chłopaków samych. Musiałam być na meczu z Resovią. Wsiadłam do samochodu i wróciłam do Bełchatowa. Weszłam na halę, kiedy rozgrzewka już trwała, Energia zapełniła się już prawie do ostatniego miejsca. Z tego powodu zajęłam miejsce inne niż zwykle. Nie wiedziałam czy Wojtek mnie zauważył, nie patrzył w moją stronę. Był wyjątkowo skupiony na meczu.  
Gwizdek sędziego rozpoczął spotkanie na szczycie. Mecz, w który od samego początku czuć było ogromne emocje i napięcie. W pierwszym secie dużo błędów po obydwóch stronach, każda drużyna chciała pokazać się z jak najlepszej strony. Skra grała na większym luzie, za to Resovia przyparta do ściany walczyła o życie. Dzisiejszy mecz może przecież zdecydować o mistrzostwie, a to może być ich ostatnia szansa na odmienienie sytuacji. Jednak już w pierwszym secie Skra pokazała swoją dominację i to, że nie przez przypadek jest w finale i prowadzi 2:0 w klasyfikacji meczowej. Kolejne dwa sety to była czysta formalność. Po ostatnim gwizdku sędziego wszystko było jasne. Skra po dwóch sezonach przerwy wraca na fotel Mistrza Polski. Na hali zapanowała niesamowita radość, wielkie szczęście! Bełchatowianie pokonują Resoviaków i znów są na szczycie. Kibice oszaleli z radości. Zabawa trwała w najlepsze, przygotowywane było podium, medale... Wojtek cieszył się, ale był jakiś niewyraźny. Zauważyłam, że coś jest nie tak, nie chciałam, żeby tak piękny dzień w swojej karierze spędził zamartwiając się, dlatego do niego podeszłam.  
-Czemu się nie cieszysz? Jesteś przecież Mistrzem Polski! 
-Jednak przyszłaś? - zapytał i uśmiechnął się szeroko - nie widziałem cię … i naprawdę, przepraszam, kocham cię. 
-Dobra, koniec już tego, też cię kocham. Ciesz się! - powiedziałam i pocałowaliśmy się - no idź do nich, idź i ciesz się wreszcie! - wypchnęłam go w stronę drużyny. To co się działo na hali było niesamowite. Prezes podszedł do mnie przywitał się i mówił  o tym jak bardzo jest dumny z chłopaków i z Miguela, że po ciężkim czasie potrafili wygrać Mistrzostwo Polski.  
Przyszedł czas na wejście na podium. Najpierw Resovia, która mimo wszystko liczyła chyba na coś więcej w tym sezonie, a potem Skrzaty. Kiedy Mariusz Wlazły, nasz wspaniały i najlepszy na świecie kapitan wznosił puchar, nie mogłam powstrzymać łez, to było piękne! 
Zawodnicy zeszli z podium i wszystko stało się dla nas jasne. Paweł Zatorski opuszcza Bełchatów. Nie mogłam w to uwierzyć, nic wcześniej nie wiedziałam, znaczy prowadził jakieś rozmowy z Konradem, ale myślałam, że przedłużą kontrakt. Widok zapłakanego Zatora to jeden z najgorszych widoków w moim życiu, miałam wrażenie, że pęknie mi serce. Chłopak, który sam chce odejść z klubu się tak nie zachowuje, nie płacze jak małe dziecko. Pozostali zawodnicy podchodzą do niego po kolei, wspierają go, wiadomo, że ich przyjaźń się nie skończy ot tak, ale dla Zatorkiego zamyka się pewien okres w życiu. Wojtek, Karol i Andrzej również nie mogli powstrzymać łez, musieli rozstać się z najlepszym kumplem. Jeden z nich odszedł do nowego klubu. Wiadomo, to w siatkówce normalne, ale nie tak łatwo jest się pogodzić ze stratą kogoś dla nas bardzo ważnego, a taką postacią jest z pewnością Paweł. 
W końcu i ja zdecydowałam się do niego podejść. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, spojrzałam tylko na niego i przytuliliśmy się.  
-Powodzenia w Zaksie - płakałam razem z nim - będzie nam ciebie bardzo brakowało. 
-Mi też będzie tego wszystkiego brakowało.  
-Nie rozstajemy się jednak na zawsze. Kędzierzyn to nie koniec świata, spodziewaj się nas często, a i dla ciebie zawsze znajdzie się miejsce u nas w domu - uśmiechnęłam się, a i na jego twarzy choć na chwilę zagościł uśmiech.  
Po udzieleniu wywiadów, zrobieniu setek, a może nawet tysięcy zdjęć, Mistrzowie Polski pojechali na przejażdżkę po Bełchatowie, przygotowaną przez wspaniały Bełchatowski Klub Kibica. Ja zostałam z partnerką Pawła, która okazała się być bardzo miła. Szkoda, że nie miałam okazji poznać jej wcześniej.  
Kiedy nasi mistrzowie wrócili impreza przeniosła się do klubu.  
-Napijesz się czegoś? - zapytał Włodarczyk.  
-Może jakiś sok poproszę.  
-No co ty, oszalałaś? - dołączył do nas Andrzej - z Mistrzami Polski się nie napijesz?  
-A jeśli nie? 
-Jesteś jedną z nas, musisz to zrobić.  
-W takim razie, to samo co wy.  
-To nam pasuje! Za sukces - wzniósł toast Kłos.  
-Za sukces! - odkrzyknęliśmy. 
Po paru godzinach zabawy, a raczej regularnego picia alkoholu wszyscy byli padnięci i zaczęli rozchodzić się do domów. Do niektórych nadal nie docierało to co się wydarzyło i to nie przez alkohol płynący w żyłach, nie mogli uwierzyć w ten sukces, który z pozoru mógł wydawać się łatwy, ale na pewno taki nie był. My z Wojtkiem i Andrzej z Karolem, nie mogliśmy wrócić samochodem, nasz stan nie był do tego odpowiedni. Z racji tego, że nie było daleko postanowiliśmy się przejść.  
-Wiecie co? - zapytał nas Wrona z miną jakby co najmniej odkrył Amerykę.  
-Nie wiemy nic.  
-Bo jak my jesteśmy teraz Mistrzami Polski, to Resovia nie może już śpiewać "Mistrzem Polski jest Sovia!", bo już nie jest - zaśmiał się.  
-No teraz to mogą śpiewać co najwyżej "wicemistrzem Polski jest Sovia" - wypowiedział kolejne złote przemyślenia Wojtek.  
-Masz rację, stary musimy im ułożyć nowy śpiewnik.  
Po niespełna godzinie byliśmy w mieszkaniu, po szybkim prysznicu rzuciłam się na łóżko i szybko zasnęła, Włodarczyk po chwili również padł na łóżko, nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam. Następnego dnia nie musiałam rano wstawać, bo postanowiłam nie iść na zajęcia, nie miałam na to siły, ani najmniejszej ochoty. W końcu Mistrzostwa Polski twój chłopak nie zdobywa codziennie. Wczorajsze świętowanie dało mi się we znaki, a i z Wojtkiem nie było najlepiej. Koło południa zawitali do nas Kłos z Wroną.  
-Cześć przyszliśmy na mistrzowskie śniadanie.  
-W końcu kto mistrzowi Polski zabroni?  
Tak, uwielbiali podkreślać to, że są mistrzami, że zdobyli złoto w tych rozgrywkach PlusLigi, jarali się tym jak nie wiadomo co, ale przecież mieli prawo, zasłużyli na to całoroczną pracą. Nikt niczego nie podał im na tacy, do wszystkiego doszli sami.  
-Że niby ja mam zrobić wam to śniadanie? - spojrzałam na nich rozbawiona. 
-No … w sumie to tak. Wiesz, że u nas w lodówce zostało jedynie światło, nic innego nie ma.  
-Mogę zaproponować wam jedynie jajecznicę, bo i u nas nie ma nic innego. 
-Twoja jajecznica będzie dla nas spełnieniem marzeń.  
-Wojtuś, czemu ty nigdy nie powiedziałeś mi nic takiego? - zaśmiałam się.  
-Dla mnie ty cała jesteś wspaniała i najlepsza - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.  
-Fuuuuuuuj! 
-No proszę, jak się całują, na naszych oczach. Nie patrz na to Andrzejku, bo się zgorszysz jeszcze - powiedział Kłos i zatkał dłonią oczy Wrony. 
-Czy już po wszystkim? - zapytał Andrzej patrząc przez palce - dziękuję ci przyjacielu, mało brakowało, a wypaliłoby mi oczy - odetchnął z ulgą.  
-Jesteście nienormalni - skwitował to śmiechem Włodarczyk i poszedł pod prysznic, a ja zabrałam się za smażenie jajecznicy. Po skonsumowaniu posiłku przypomniałam sobie, że ma przyjść do nas Piotrek, przeprosiłam więc chłopaków, ubrałam się i chciałam iść po zakupy, stwierdziłam jednak, że nie ma się co produkować, bo i tak pewnie zamówimy pizze 
-Andrzeju, ja czuję się urażony! - wykrzyknął Karol.  
-Co się dzieje? - zapytałam nie przestając sprzątać w kuchni.  
-Dla nas nie zrobiłaś porządku, nie zaproponowałaś pizzy, ani nic innego, a tu na przyjście Piotrka sprzątasz cały dom, planujesz menu. Mamy się czuć urażeni?  
-Totalnie nie. Wy przecież prawie z nami mieszkacie, czujecie się jak u siebie w domu, nie muszę przed wami ukrywać bałaganu. 
-No w sumie... dobra wybaczamy i odbieramy to jako komplement.  
-Och dziękuję kochani łaskawcy.  
-My już pójdziemy, nie chcemy przeszkadzać. Wojtek idziesz z nami? - zapytał Wrona.  
-Zostaję, chcę poznać Piotrka lepiej.  


-Rozumiemy cię, miłego wieczoru! - powiedzieli jednocześnie i wybiegli z mieszkania ścigając się kto pierwszy będzie w ich mieszkaniu.  
____________________________________________
Wreszcie jest 47, przepraszam za taką przerwę, ale nie miałam na nic czasu, nie mogłam się ogarnąć ze szkołą, z meczami młodych... 
Postaram się teraz być na bieżąco. Myślę, że rozdział na 2 tygodnie będzie idealnym rozwiązaniem. 
Pozdrawiam Was serdecznie. :)