środa, 23 lipca 2014

40. Nie pomyłką jest to, że się mylisz. Pomyłką jest to, że tego nie zauważasz.

Nie wierzyłam w to co usłyszałam, jednak zgodziłam się na to spotkanie, nie miałam nic do stracenia, nie chciałam mówić nic Wojtkowi, żeby się nie martwił, powiem mu gdy będę pewna, że to prawda.
Zanim wrócił do domu zdążyłam przejrzeć już szafy w różnych sklepach, nie znalazłam jednak nic ciekawego, a poranny telefon sprawił, że ciągle zastanawiałam się jak to możliwe. Musiała zajść jakaś pomyłka, chciałam to wyjaśnić.
Wojtek wrócił z porannego treningu zadowolony.
-Odwiedzi nas Karol – spojrzał na mnie – rozmawiałem z nim i chciał z tobą porozmawiać.
-Hmm, chce mi znów powiedzieć, że będzie patrzył na to co robię?
-Nie. Chce cię przeprosić.
-Bo mu kazałeś?
-Nie. Zrozumiał, że to bezsensu.
-Dobra.
-Dobra i tyle?
-Tak, o co ci chodzi?
-Coś jest nie tak? – zapytał.
-Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się do niego – to o której ten Karol przyjdzie?
-Po popołudniowym treningu.
-To dobrze, zdążę upiec ciasto.
-Ty ciasto? – zobaczył mój wzrok i chyba zrezygnował ze śmiania się – to wspaniały pomysł – powiedział.
-Yhymm…
-To co będziemy teraz robić?
-Na pewno nie to o czym myślisz – zrobił smutną minę i wyszedł z pokoju, w którym byliśmy, nie miałam zamiaru iść za nim, wiedziałam, że prędzej czy później i tak wróci, nie myliłam się, po chwili znów stanął w drzwiach pokoju.
-To daj chociaż całusa.
-Z chęcią – podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek, ale on wpił mi się w usta, liczył chyba na coś więcej, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Pieprzony dzwonek – marudził idąc do drzwi, a ja wróciłam na zajmowany przez siebie wcześniej fotel.
Po chwili z powrotem znalazł się w pokoju.
-Co tam? – zapytałam.
-Jakaś pomyłka, nie wiem. O czym mówiliśmy?
-O tym, że czas na obiad – uśmiechnęłam się, wzięłam kule i poszłam do kuchni, postanowiłam zrobić makaron z sosem, Wojtek poszedł za mną.
-Pomóc ci? – zapytał.
-Tak – uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że zapytał z grzeczności.
-Co mam robić?
-Podaj mi pierś z kurczaka.
-Mogę dać ci moją pierś – zaśmiał się.
-Bardzo chętnie, jednak teraz wolałabym tą z kurczaka.
-Mam nadzieję, że nie będziesz żałowała tej decyzji.
-Też mam taką nadzieję.
Wspólnie zrobiliśmy obiad i po 40 min siedzieliśmy i zajadaliśmy obiad. Potem musieliśmy pojechać na halę, bo miałam dziś z nimi zajęcia, a on miał trening.
Podjechaliśmy pod halę, weszliśmy do środka Włodarczyk poszedł się przebrać, a ja przygotować do dyskusji o agresji, po poprzednich zajęciach miałam nadzieję, że wyjdzie nam naprawdę dobrze. Jutro przerwa i dopiero w sobotę przed meczem krótka motywacja.
Zajęcia minęły szybko, siatkarze słuchali, pytali i dyskutowali. Tym razem nie zostałam na trening, ale wróciłam do domu, ponieważ miałam przygotować ciasto. Po dwóch nieudanych próbach, poszłam do pobliskiej cukierni i kupiłam sernik.
Godzinę później Wojtek wrócił z treningu i powitał mnie uśmiechem.
-Karol z Andrzejem zaraz będą.
-Okej.
Po 15 minutach zadzwonił dzwonek.
-Ja otworzę! – krzyknął Wojtek.
Wstałam z fotela, na którym siedziałam.
-Cześć Amelka – powiedział Andrzej i cmoknął mnie na powitanie.
-Cześć Andrzej – uśmiechnęłam się, Kłos nie mówił nic – chodźcie dalej, napijecie się czegoś? – zapytałam.
-Kawy, dużo kawy – powiedział Wrona.
-To ja zrobię – zaproponował Włodarczyk.
-A ja ci pomogę – wyszedł za nim Wrona, zostałam z Kłosem.
-Amelia, bo ja…
-Tak?
-Chyba nie byłem zbyt miły, ale martwię się o Wojtka, nie chcę, żeby kolejny raz cierpiał przez dziewczynę.
-Rozumiem.
-Co? – spojrzał na mnie zdziwiony.
-Rozumiem twoje zachowanie, przyjaźnicie się, to jasne, że ci na nim zależy.
-Czyli nie masz mi za złe tego?
-Nie – uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
Po chwili do pokoju weszli Andrzej z Wojtkiem, przynieśli kawę i ciasto. Oczywiście, od razu odkryli, że jest ono z cukierni. Spędzili u nas dużo czasu, w końcu zrobiło się późno i wyszli z naszego mieszkania. Poszłam się wykąpać, a Wojtek oglądał coś w telewizji. Zanim usnęłam dużo rozmyślałam o jutrzejszym dniu i spotkaniu. Nie wiedziałam czego się spodziewać, przytuliłam się mocniej do Włodarczyka i udało mi się usnąć. Rano obudziłam się, a raczej Wojtek obudził mnie pocałunkiem.
-Coś się stało? – zapytałam.
-Chciałem się pożegnać.
-CO?!
-Spokojnie, idę tylko na trening – zaśmiał się.
-Myślałam, że coś się stało… która godzina?
-9.30.
-To ja jeszcze mogę spać.
-Okej, to ja już idę – ponownie się pocałowaliśmy.
-Udanego treningu! – krzyknęłam jeszcze zanim nakryłam się kołdrą.
O 11 zwlekłam się z łóżka, umyłam się, umalowałam, zjadłam śniadanie, przed 12 zmówiłam taksówkę i pojechałam w umówione miejsce. Byłam punktualnie o 12. W lokalu nie było prawie nikogo oprócz jednego mężczyzny siedzącego blisko koło okna. Był niezwykle przystojny, podeszłam do niego.
-Amelka? – zapytał i uśmiechnął się do mnie, z jego brązowych oczu biło coś tajemniczego, niepokojącego…
-Tak – odwzajemniłam uśmiech – ty jesteś Przemek?
-Tak.
Przez chwilę milczeliśmy, w końcu jednak przerwałam ciszę.
-Od jak dawna wiesz? – zapytałam.
-Od dwóch miesięcy, wtedy mama powiedziała mi kto jest moim ojcem, chorowała… nigdy wcześniej o nim nie mówiła, ale w tej sytuacji chciała, żebym wiedział… nie chciałem go szukać, nienawidziłem go. Spotkałem się jednak z nim, musiałem zrobić to dla matki.
-Ale to niemożliwe.
-Też tak myślałem, ale to ty miałaś szczęście, to z tobą on był przez całe dzieciństwo, bawił się z tobą, spędzał dużo czasu… mnie nawet nie odwiedził, nie zadzwonił…
-On o tym wiedział?
-Tak, odszedł od mamy rok po moich narodzinach, wtedy poznał twoją matkę. Wolał ją, po kilku latach urodziłaś się ty.
-Nic nie wiedziałam.
-Wiem, nie obwiniam cię o to… to wina naszego ojca.
Ulżyło mnie, myślałam, że obwinia mnie o tą sytuacje.
-Skąd wiesz o mnie?
-Od niego, powiedział, że ma teraz rodzinę, że nie chce tego psuć. Chciałem cię jednak poznać, zobaczyć czy jesteśmy do siebie podobni.
-Cieszę się, że to zrobiłeś.
-Ja też. Wyobrażałem sobie ciebie trochę inaczej, jestem zaskoczony.
-Negatywnie?
-Nieee… właśnie nie. Jesteś naprawdę … piękna.
-Ty też… znaczy przystojny – zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
-Więc jesteśmy rodzeństwem? – zapytał.
-Tak – uśmiechnęłam się do niego. a co z twoją mamą? Spotkał się z nią?
Czułam się dziwnie mówiąc nasz ojciec, nie docierało to do mnie. Przez 22 lata byłam jedynaczką, a teraz nagle okazuje się, że mam brata. Przez tyle lat, żyłam w nieświadomości, ojciec nic nam nie powiedział, a jego ostatnie wyjazdy spowodowane były chorobą mamy Przemka. To co było niemożliwe okazało się być prawdziwe. Nie chciałam w to wierzyć, jednak teraz naprzeciwko mnie siedział mój brat. Mieliśmy wspólnego ojca. Nie wiedziałam co robić, czy mam powiedzieć o tym mamie? Jeśli tak to, po co? Co to zmieni? Oprócz tego, że może zniszczyć małżeństwo moich rodziców. Musiałam porozmawiać z ojcem, zapytać dlaczego nic nam nie powiedział, dlaczego nigdy go nie odwiedził, nie zainteresował się nim? Przez cały ten czas nie zainteresował się własnym synem, chociaż dobrze wiedział, że go ma. Nie wiedziałam co mam o nim myśleć. Na pewno kochał mamę, ale związał się z nią już po tym jak urodził się Przemek, niczego nie zauważyła? A mama Przemka, czemu nie walczyła o ojca, nie chciała alimentów? Było wiele pytań, na które mógł odpowiedzieć mi tylko tata.
- A co z twoją mamą? Spotkał się z nią?
-Zdążył się z nią spotkać… Nie powiedział jej, że ją kocha, nawet, że ją przeprasza. Współczuł jej, ale nie zrobił nic… Umarła tydzień temu.
-Przykro mi… - uścisnęłam jego rękę.
W tym momencie ktoś podszedł do naszego stolika. Nie spodziewałam się go tutaj. Nie miałam pojęcia, że go spotkam. Szybko odsunęłam rękę od ręki Przemka.
-Kto to do jasnej cholery jest?! – krzyknął.
-Wojtek proszę, nie rób scen, wszystko ci wyjaśnię.
-A co tu jest do wyjaśniania?!
-Nie krzycz, proszę.
-Karol miał rację – powiedział i wyszedł z lokalu.
-Przepraszam cię, muszę iść. Zdzwonimy się jeszcze.
-Dobrze, leć.
Chciałam zostawić pieniądze za kawę, którą piłam, ale mój brat powiedział, że zapłaci. Podziękowałam i wybiegłam za Wojtkiem.
-Wojtek! Wojtek!! Zaczekaj! To mój brat!

-Brat? Nie bądź śmieszna! Znów to robisz… jak można ci zaufać, no jak?! – krzyknął i odszedł nawet się nie odwracając, a ja zrezygnowana usiadłam na ławce, ze złamaną nogą nie mogłam za nim iść.
_________________________________
Jest dziś, trochę późno, ale jest. 
40 mi stuknęła i chyba to mały sukces. :) 
Dzięki, że jesteście <3
Pozdrawiam i przesyłam buziaki. :* 

czwartek, 17 lipca 2014

39. Zawsze trzeba pozdejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie

-Jaka propozycja? - zapytał i uśmiechnął się.
-Taka, że ty, ja, że my... może byśmy razem zamieszkali?
-Mówisz poważnie?
-Tak.
-Jesteś pewna?
-Tak Wojtek, tak - uśmiechnęłam się do niego.
-To kiedy się wprowadzasz?
-A kiedy byś chciał?
-Jak dla mnie możesz nawet teraz- powiedział i pocałował mnie.
-Teraz? Hmm, ciekawa propozycja. Tylko nie mam jak przewieźć rzeczy, ani zabrać samochodu...
-Pojedziemy z Andrzejem, weźmiemy twoje rzeczy i samochód, on pojedzie jednym my drugim – powiedział pełen entuzjazmu i nie czekając na moją odpowiedź wstał i zadzwonił do przyjaciela, kiedy skończył rozmowę po jego minie wnioskowałam, że Wrona się zgodził.
Nie sądziłam, że to wszystko potoczy się tak szybko, myślałam, że odwlecze się trochę, ale Wojtek się spieszył i załatwił wszystko natychmiast. Wrona miał być w teraz już naszym wspólnym mieszkaniu za 20 minut. Cieszyłam się, że to będzie dla nas nowy początek, że teraz nic nas nie rozłączy, że będziemy spędzać razem każdą wolną chwilę. Wiedziałam, że to umocni nasz związek.
Zanim Andrzej przyszedł zadzwoniłam do mamy i poinformowałam ją, że się wyprowadzam, nie chciałam, żeby była w szoku kiedy pojedziemy zabrać rzeczy.
-Hej mamo, jesteś w domu? – rozpoczęłam.
-Tak, a co?
-Przyjedziemy niedługo po moje rzeczy, wyprowadzam się.
-Jak to się wyprowadzasz?! Gdzie? – była zła.
-Do Wojtka.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie jest za wcześnie?
-Normalnie… nie, nie jest za wcześnie.
-Może to jeszcze przemyślisz? Nie postępuj pochopnie, dziecko..
-Mamooo…
-Wiem, że i tak zrobisz jak będziesz chciała, ale zastanów się, nie chcę, żebyś tego żałowała.
-Nie będę.
-No dobrze, za ile będziecie?
-Za jakąś godzinę.
-Powinnam jeszcze być w domu.
-Okej, pa.
-Pa  - rozłączyła się, wiedziałam, że nie jest zachwycona tym pomysłem, przed poprzednią wyprowadzką też nie była ale jakoś to przeżyła, musiała… tak będzie i tym razem.
-Twoja mama… nie była chyba zadowolona – zaczął.
-No nie była…
-Nie lubi mnie?
-Nie coś ty – uśmiechnęłam się do niego – po prostu nie chce, żebym się wyprowadziła.
-Przemyślałaś to na pewno? – zapytał.
-Rozmyśliłeś się? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie, nie! tylko nie chcę, żebyś się kłóciła z mamą – przytulił mnie.
-Pogodzi się z tym w końcu.
Po kilku minutach do naszych drzwi zapukał Andrzej, wsiedliśmy do Wojtkowego samochodu i pojechaliśmy po moje rzeczy do Łodzi.
-A co wam tak spieszno gołąbeczki do mieszkania razem? Jesteś w ciąży Amelka? Będę wujkiem?
-Nie, jeszcze nie – uśmiechnęłam się do niego.
-To jaki jest powód? Bierzecie ślub niedługo?
-Też pudło.
-No powiedzcie mi, ja nie mogę żyć w takiej niepewności i niewiedzy, coś się musiało wydarzyć… tylko co?
-Nic Andrzejku, nic – powiedział Wojtek, ale Wrona nie był usatysfakcjonowany odpowiedzią.
-Nie chcesz to nie mów, ja i tak się dowiem – udawał obrażonego i nie odzywał się, po chwili jednak nie wytrzymał – czemu wy się trzymacie za ręce? Jesteśmy w samochodzie, Wojtek patrz na drogę!
-Spokojnie Andrzejku, spokojnie.
-Ale ja jestem spokojny, tylko on nie trzyma dwóch rąk na kierownicy, nie tak cię uczyli na kursie…
-Andrzej! – krzyknęliśmy równocześnie i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Kiedy dojechaliśmy do domu świetna atmosfera wyparowała, Wojtek był spięty, chyba obawiał się mojej mamy, Andrzej nie chciał wejść do środka, jednak w końcu się zgodził. 
-Cześć mamo.
-Dzień dobry pani.
-Dzień dobry, dzień dobry – odpowiedziała. 
Kiedy poszłam na górę z Andrzejem zatrzymała Wojtka na dole. 
-Wojtek, nie uważasz, że jest jeszcze za wcześnie na wspólne mieszkanie?
-Nie, chyba nie... Planujemy razem przyszłość, kochamy się...
-Teraz się kochacie, a jak będzie za miesiąc, dwa, za pół roku?
-Tak samo. 
-No dobrze, dbaj tylko o nią. 
-Oczywiście. 

[2 godziny później]

Prawie wszystkie moje rzeczy były spakowane do toreb, trochę tego było, chociaż nie brałam nic oprócz ciuchów, butów, torebek… Andrzej z Wojtkiem zanieśli to do samochodu. W tym czasie zostałam sama z mamą.
-Nie wydaje ci się, że to się dzieje trochę za szybko? – zapytała.
-Mamo… wiem co robię, kochamy się z Wojtkiem, jesteśmy razem już trochę czasu, chcemy mieszkać razem.
-A co jeśli się sobie znudzicie?
-Wtedy się będę martwić, mamo nie możesz cieszyć się moim szczęściem?
-Mogę, ale nie chcę, żebyś znów cierpiała.
-Wojtek nie jest taki jak ON, nie zdradzi mnie z pierwszą lepszą laską.
-Obyś się nie myliła…
-Oby.
Pożegnałyśmy się i wyszłam, a raczej wykuśtykałam z mieszkania. Rzuciłam Andrzejowi kluczyki i pojechał moim samochodem do Bełchatowa, ja pojechałam z Wojtkiem.
Może i miała rację, że to wszystko dzieje się za szybko, jednak nie chciałam tracić nawet chwili, byłam z Wojtkiem szczęśliwa i chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu, wspólne mieszkanie było idealnym rozwiązaniem.
Podjechaliśmy pod blok Wojtka, Andrzej pomógł nam wnieść wszystko na górę.
-Dziękuję Andrzej – podziękowałam mu.
-Polecam się na przyszłość.
-Może zostaniesz u nas? – zaproponował Włodarczyk.
-Nie, chyba nie. Karolek tam siedzi sam i pewnie już się stęsknił.
-To on też niech przyjdzie, zaraz do niego zadzwonię.
-Lepiej nie, Wojtek ja już pójdę do siebie, nie chcę przeszkadzać. Bawcie się dobrze – poruszył brwiami i zaczął się śmiać.
-Dzięki – Wojtek odprowadził go do drzwi, ja w tym czasie poszłam do kuchni, zrobić coś do picia.
-To teraz będziemy mieszkać razem dotąd aż ci się znudzę i mnie wyrzucisz..
-Nigdy mi się nie znudzisz – podszedł i pocałował mnie w czoło.
-No ja mam nadzieję – zaczęłam się śmiać.
-Może wypróbujemy łóżko? – zapytał i poruszył brwiami.
-Hmm, myślę, że już je kiedyś wypróbowaliśmy, jest całkiem wygodne – zaśmiałam się.
-Możemy zawsze sprawdzić czy nadal takie jest.
-Z tą nogą – wskazałam na gips – będzie ciężko.
-Kiedy ci to zdejmą? – posmutniał.
-Za 2 tygodnie – uśmiechnęłam się – wytrzymasz.
Nie rozpakowywałam się jeszcze, bo było późno, a Wojciech nie zrobił odpowiednio dużo miejsca dla mnie, po rozpatrzeniu się stwierdziliśmy, że musimy kupić nową szafę, bo ta, którą miał Wojtek obecnie jest za mała na nas dwoje. Planowaliśmy jutro po treningu pójść do sklepu i wybrać coś ciekawego. Dosyć szybko poszliśmy spać, zmęczeni przeprowadzką.
Rano obudziłam się, a Wojtka nie było obok.
-Wojtek! – krzyknęłam, ale nikt nie odpowiadał, widocznie nie było go w domu. Nie wiedziałam co się dzieje, spojrzałam na zegarek i była dopiero 8, do porannego treningu jeszcze dwie godziny. Postanowiłam poczekać aż wróci, bo nic innego nie pozostawało. Po kilku minutach usłyszałam dźwięk klucza w zamku, wyszłam z sypialni.
-Cześć kochanie, już nie śpisz? – zapytał i pocałował mnie wcześniej odstawiając zakupy, był cały mokry, bo padał deszcz.
-Czeeść, gdzie byłeś?
-W sklepie, bo w lodówce nie ma nic oprócz światła – uśmiechnął się.
-To może ja zrobię śniadanie, a ty idź pod prysznic, jesteś cały mokry.
-Ale.. w sumie ok, nie jesteś już gościem – zaśmiał się i uciekł do łazienki.
W czasie kiedy się kąpał przygotowałam kanapki, tak wiem, wyborne śniadanie, jednak na nic innego nie miałam pomysłu, a i moje zdolności kulinarne nie były zbyt duże. Zaparzyłam herbatę i usiadłam przy stole, czekając na Wojtka przeglądałam notatki, które wysłał mi Kuba.  
-Smakowicie wyglądają – uśmiechnął się.
-Yhymm.. – odpowiedziałam nie zerkając nawet z nad notatek.
-Co czytasz? – zapytał.
-Już nic – uśmiechnęłam się - tak będzie wyglądał nasz każdy poranek? – zapytałam.
-Nie, czasem ty będziesz chodziła po bułki.
Zjedliśmy śniadanie i Włodarczyk pojechał na trening. Siedziałam w salonie i przeglądałam notatki, kiedy zadzwonił telefon, numer nieznany, jednak odebrałam.
-Słucham.
-…
-Tak, to ja.
-…
-Niemożliwe.
-…
-Jak to?
-…
-Dobrze. Mogę jutro o 12.
-…
-Może być.
-…
-Do zobaczenia.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć, to nie było możliwe… 
____________________________________________
Dopiero dziś, bo wczoraj praktycznie cały dzień mnie nie było, a wcześniej nie miałam czasu dodać, rozważałam też zawieszenie bloga, ale stwierdziłam, że dokończę to opowiadanie. 
Pozdrawiam :* 

środa, 9 lipca 2014

38. Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, kochałam go i chciałam, żeby jeszcze jakieś nas było. Bałam się, że on już przestał czuć to do mnie, że mu nie zależy, tak po prostu... 
-A nie ma? – zapytałam.
-Może jest między tobą a Kubiakiem – nie mógł darować sobie tej złośliwości.
-Między mną a nim, nie ma nic, Wojtek.
-No co? Całujesz się z nim, a teraz myślisz, że tak po prostu wszystko będzie jak wcześniej?
-Nie.. w zasadzie to tak… nie wiem, Wojtek, ja cię przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło, nie planowałam tego…
-Gdybym tam nie wszedł to powiedziałabyś mi?
-Nie wiem Wojtek, nie wiem…
-Chyba jest już trochę za późno… - wstał z wcześniej zajmowanego miejsca – nic tu po mnie – dodał i skierował się do wyjścia.
Nie wiedziałam co powiedzieć, nie mogłam go zatrzymać, wyszedł, zamknął za sobą drzwi i zniknął. Po policzku zaczęły mi płynąć  łzy.

[Wojciech W.]

Chciała to naprawić, ja też chciałem, ale zachowałem się jak palant i wyszedłem nie dając jej szansy, czułem się beznadziejnie, przez swoją urażoną dumę być może straciłem kobietę, którą kochałem i która kochała mnie. Wychodząc z gabinetu spotkałem Andrzeja.
-Pogodziliście się? – zapytał.
-Nie.
-Jesteś skończonym idiotą! Widzę, że ją kochasz, cierpisz bez niej! Wróć tam i powiedz jej to!
-Ale Andrzej, po tym co zrobiła?
-Ty też nie jesteś święty, każdy zasługuje na drugą szansę, idź tam póki nie jest za późno. No zrób to! - powiedział i pchnął mnie w stronę drzwi. 
Właśnie wychodziła z pokoju, wychodziła to za dużo powiedziane, kuśtykała, miała złamaną nogę i nie było jej łatwo. Poszedłem za nią.
-Amelia, poczekaj! – odwróciła się, podszedłem bliżej, spojrzałem w jej oczy i nie mogłem oderwać od niej wzroku, czułem, że jeśli teraz jej nie zatrzymam stracę ją na zawsze, nieśmiało zbliżyłem do jej ust swoje usta, odwzajemniła pocałunek…

[Amelia W.]

Postanowiłam zapomnieć, wrócić do domu i spróbować normalnie żyć bez niego… Wychodziłam już z gabinetu kiedy mnie zawołał, odwróciłam się i spojrzałam na niego, podszedł bliżej, spojrzał mi prosto w oczy, a nasze usta złączyły się w utęsknionym pocałunku, kule na których się opierałam upadły na podłogę, nie liczyło się nic dookoła, w tym momencie byłam najszczęśliwszą kobietą na Ziemi, miałam nadzieję, że teraz wszystko wróci do normy, że powoli odbudujemy to co zostało zburzone.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie spojrzałam na niego niepewnie.
-Kocham cię – wyszeptał.
-Ja ciebie też – wtuliłam się w niego - całujesz tak samo dobrze jak kiedyś - uśmiechnęłam się, a on ponownie mnie pocałował.
Spojrzałam na Andrzeja stojącego za nami, tylko się uśmiechał i kiwał głową, byłam mu wdzięczna, gdyby nie on nie stałabym tu teraz z Wojtkiem, tylko siedziała w domu i płakała w poduszkę.
Włodarczyk zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Zgodziłam się, całą drogę rozmawialiśmy unikając jak ognia tematu Kubiaka. Nie chciałam znów czegoś zepsuć. Całą drogę trzymaliśmy się za rękę, jakbyśmy się bali, że któreś z nas ucieknie. Kiedy dojechaliśmy pod dom zaprosiłam go do środka, chciałam się nacieszyć tym, że znów jesteśmy razem, nie miał nic przeciwko temu, widząc jednak, że nie bardzo wychodzi mi chodzenie z kulami wziął mnie na ręce i wniósł do domu, zawiesiłam mu się na szyi i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję – powiedziałam i pocałowałam go, kiedy znaleźliśmy się w salonie.
-Mogę cię tak nosić codziennie – uśmiechnął się i poszedł zanieść nasze kurtki, z kuchni wyłoniła się mama.
-Dzień dobry – przywitał się z nią mój ukochany, chyba była zaskoczona jego obecnością.
-Witaj Wojtuś, dawno cię tu nie było…
-Jakoś nie było okazji.
-To znaczy? - zapytała. 
-Mamooo... 
-Dobrze ja wam nie przeszkadzam, wychodzę do pracy, obiad macie w lodówce, ojciec wróci wieczorem, pa córuś, do zobaczenia Wojtuś.
-Pa, mamo.
-Do widzenia.
Wyszła z domu, a my zostaliśmy sami.
-Wojtuuuuuuuuuuuuuuuś, wiesz jak ja się za tobą stęskniłam?
-No jak? – zapytał zaczepnie.
-Bardzo, bardzo, bardzo mocno.
-Ja za tobą też – powiedział i zachłannie mnie pocałował – właściwie to jak się czujesz? – zapytał po chwili.
-Dobrze, a od paru godzin wspaniale – uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy sobie jak wcześniej, nie było dystansu między nami, oboje byliśmy stęsknieni siebie.
Zaproponowałam mu, żeby został na noc, ale odmówił, ze względu na moją nogę. Umówiliśmy się na jutro, miał po mnie przyjechać, dzięki temu mogłam wrócić do pracy szybciej niż planowałam, mieli tydzień, żeby przygotować się do meczów z Jastrzębiem pod względem psychicznym i fizycznym, to będą wyjątkowo trudne pojedynki szczególnie dla Wojtka, dla mnie w sumie też, to będzie pierwsza taka konfrontacja z Michałem od wizyty w szpitalu. Pożegnaliśmy się i odjechał, a ja zostałam sama. 
Obudziłam się rano, do przyjazdu Wojtka miałam jeszcze 2 godziny, postanowiłam wykorzystać je na przygotowaniu się do dzisiejszych zajęć. Uporałam się z tym w godzinę, a następną poświęciłam na dobranie odpowiednich ciuchów, co było dosyć trudne, bo na gips mieściły się tylko dresy, w końcu zdecydowałam się na jakąś spódnicę, był dopiero początek kwietnia, ale było ciepło, więc był to dobry wybór. Zanim przyjechał mój ukochany zdążyłam jeszcze zjeść i umalować się. Przyjechał punktualnie o 12, zaproponowałam, żeby wszedł do środka, ale wolał jechać do Bełchatowa. Zgodziłam się i już po chwili w jego objęciach przemieszczałam się w kierunku samochodu. Jak na dżentelmena przystało zamknął za mną drzwi i dopiero wtedy sam wsiadł do samochodu. 
Do Bełchatowa dojechaliśmy po około godzinie, wjechaliśmy windą na górę i weszliśmy do mieszkania Wojtka, w którym właściwie od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło.
-Napijesz się czegoś? – zapytał.
-Może być woda – uśmiechnęłam się do niego.
-Okej – poszedł do kuchni i przyniósł dwie szklanki napełnione wodą cytrynową.
-Właściwie to co na to wszystko Michał? – zapytał nagle.
-Nie wiem, nic.
-Wie, że wróciliśmy do siebie?
-Jakoś nie było okazji mu powiedzieć… - spojrzałam na jego minę i od razu dodałam – on wie, że kocham ciebie.
-Yhymm.. – zamyślił się – a nie będzie chciał zawalczyć?
-Nie będzie – wtuliłam się w niego.
-No dobrze.
Resztę czasu do treningu spędziliśmy na rozmowach na bardziej przyjemne tematy, w końcu koło 15, wyszliśmy z mieszkania i pojechaliśmy na halę. Wojtek cmoknął mnie w policzek i poszedł się przebrać, a ja się miałam w tym czasie przygotować do zajęć, które miały być o agresji. Po 10 minutach siatkarze zjawili się na hali, przywitali się ze mną, z każdym zamieniłam kilka słów.
-Wszystko w porządku? – zapytał Andrzej.
-Tak, jest dobrze, dziękuję ci – uśmiechnęłam się do niego.
-Nie ma za co, naprawdę – odwzajemnił uśmiech.
-Mam na ciebie oko – tym razem to Karol zabrał głos – ostatnia szansa, jak coś spieprzysz nawet Andrzej ci nie pomoże – powiedział i odszedł, a ja przeszłam do prowadzenia zajęć.
-Dziś porozmawiamy o agresji. Zacznijmy od tego czym w ogóle jest agresja? Ustalmy jej definicję. Agresja nie jest rywalizacją, nie jest też gniewem, jest zachowaniem, którego celem jest sprawienie drugiej osobie przykrości. Jest też rodzaj agresji, który nazywa się instrumentalna, jest to takie zachowanie, którego intencją jest np. zdobycie punktu. Jest jeszcze coś takiego jak asertywność, która obejmuje te działania, które mogą wydawać się agresywne, ale nie wyrządzają nikomu krzywdy. Atak na rywala głośnymi okrzykami, jednak bez intencji atakowania go osobiście, to bardzo częste w siatkówce, chcecie zdobyć przewagę nad przeciwnikiem, pokazać mu kto jest silniejszy. Agresja może być dopuszczalna, np. kiedy wpadacie w złość, która motywuje was do działań, walczycie ale nadal trzymacie się reguł. Istnieje też coś co jest zupełnie niedopuszczalne, to przejaw agresji wrogiej, kiedy pod wpływem złości przestajecie grać fair.

Godzinę później…

-To chyba na tyle, mam nadzieję, że teraz łatwiej będzie wam zapanować nad narastającym gniewem, złością i agresją, że będziecie mogli ją spożytkować we właściwy sposób.
Zaczęli klaskać, co było z jednej strony miłe, jednak z drugiej poczułam się zmieszana. Uśmiech Wojtka dodał mi otuchy. Po chwili na hali pojawił się Falasca i rozpoczął trening, ja zajęłam miejsce na krzesełkach dla zawodników, nie przeszkadzało im to na szczęście więc z bardzo dobrego miejsca mogłam oglądać ich zmagania. Widziałam z jakim zaangażowaniem walczą o każdą piłkę mimo, iż był to tylko trening, wiedziałam, że w meczach z Jastrzębskim Węglem dadzą z siebie jeszcze więcej, bo za wszelką cenę chcą wygrać i udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że po tak trudnym sezonie jakim był poprzedni, po stracie kilku zawodników są w stanie odbudować się i walczyć w finale, a nawet zdobyć Mistrzostwo Polski, patrząc na nich nabierałam pewności, że złoto jest w ich zasięgu. Moje rozmyślania przerwał Konrad Piechocki, który podszedł do mnie:
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Cieszę się, że wróciła pani jednak wcześniej – uśmiechnął się przyjaźnie.
-Również się cieszę, dziękuję, że nie zatrudnił pan nikogo nowego pod moją nieobecność.
-To chłopcy panią wybrali, nie mogłem zdecydować za nich.
-Rozumiem – odwzajemniłam uśmiech.
-Kiedy będzie pani mogła znów przyjechać? – zapytał.
-Hmm.. myślę, że jutro nie będzie problemu. Będę o 15.
-Dobrze, pasuje nam.
Trening dooglądaliśmy razem komentując zachowania siatkarzy. Pan Piechocki był świetnym człowiekiem, z którym naprawdę można porozmawiać.
Po zakończonym treningu pojechałam z Wojtkiem do jego mieszkania, siedzieliśmy i oglądaliśmy film, kiedy postanowiłam zacząć ważny dla nas obojga temat.
-Aaaa Woooojtuś – uśmiechnęłam się.
-Tak kochanie?
-Czy twoja propozycja jest nadal aktualna? 

____________________________________________
Zacznę od przeprosin. Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam ani weny do napisania czegoś ani czasu. Rozdziały będą troszeczkę dłuższe i będą się pojawiać co tydzień w środę, postaram się już nie mieć opóźnień i pisać na bieżąco. 
Mam nadzieję, że nadal będziecie to czytać i komentować, to motywuje, naprawdę! :)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i udanych wakacji Wam życzę! :* 

środa, 2 lipca 2014

37. Jest taka miłość, która nie umiera choć zakochani od siebie odejdą.

ROZDZIAŁ 37

Zaprowadziłam go do kuchni, bo tylko tam panował względny porządek.
-Napijesz się czegoś? - zapytałam.
-Może kawy, ale ja zrobię - powiedział patrząc na moją nogę - co chcesz?
-Może być kawa, dzięki.
Zrobił kawę, podał mi ją, wziął też dla siebie i usiadł naprzeciw mnie. Próbował coś powiedzieć,  zacząć rozmowę, ale chyba za bardzo nie wiedział jak, dlatego ja zapytałam:
-Co cię tu sprowadza?
-Chciałem porozmawiać...
-Domyśliłam się - posłałam mu uśmiech - Andrzej, mów o co chodzi.
-No bo ja... widzę jak Wojtek się męczy tym wszystkim, jak go boli to co się dzieje. Od ostatniej wizyty w szpitalu chodzi jakiś struty, zmienił się, nie odzywa się do nas, jest wycofany. Ja wiem, że nie zawsze okazywałem ci sympatię, że czasem wyglądało to tak jakbym cię nie lubił, na początku rzeczywiście tak było, ale z czasem to się zmieniło, a teraz przyszedłem tu, żebyś coś z tym zrobiła. Nie mogę już znieść jak on jest taki… taki nieswój.
-Myślisz, że nie próbowałam? Że nie chciałam tego jakoś naprawić, że nie pisałam, nie dzwoniłam?
-Co się właściwie stało?
-A ile już wiesz?
-Tylko tyle, że miałaś wypadek, a potem się pokłóciliście, nie wiem o co, nie chciał nam nic powiedzieć, mówił, że to nie nasza sprawa.
-Pewnie jakbyś wiedział nie przyszedłbyś tu, nie namawiał do rozmowy z Wojtkiem, nie chciał byś mnie znać, tak samo jak on.
-Powiesz mi co się stało?
-Dla mnie to też nie jest łatwe, nie chciałam, żeby tak wyszło.
-A konkretniej?
-Niedawno był tu Kubiak, wtedy kiedy graliście z Jastrzębiem, on skręcił kostkę, byłam z nim w szpitalu, a on wyznał mi, że mnie kocha... - spojrzałam na Wronę, żeby zobaczyć jego reakcję.
-I co postanowiłaś zostawić Wojtka?  I on się o tym dowiedział?
-Nie. Pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek. Wtedy wszedł Wojtek, widział wszystko, wyszedł z sali, wybiegłam za nim, ale nie chciał rozmawiać.
-Czemu to zrobiłaś?
-Nie wiem, przez chwilę wydawało mi się, że też go kocham, ale kiedy zobaczyłam Wojtka to zrozumiałam, że jednak nie. Potem był wypadek, zanim się wybudziłam mamrotałam imię Kubiaka, tak Wojtek był wtedy przy moim łóżku - powiedziałam widząc pytającą minę Andrzeja.
-I co wtedy?
-Wyszedł...
-Nie dziwię mu się, też bym wyszedł.
-To jeszcze nie koniec, udało mi się go namówić, żeby przyszedł do szpitala, zapytał dlaczego chciałam, żeby tu był, a ja nie umiałam mu powiedzieć, że go kocham. Ubzdurał sobie wtedy, że chciałam z nim zerwać i znów odszedł, a ja nie mogłam go już zatrzymać...
Andrzej nie odzywał się, myślałam, że nie chce mi już pomagać, że teraz wszystko zrozumiał, że wie, że to moja wina.
-Nadal chcesz mi pomóc? – zapytałam.
-Kochasz go?
-Tak.
-To zawalcz o niego.
-Ale on tego nie chce.
-On cię kocha, tak samo jak ty jego, inaczej nie byłby taki nieswój po tym co się wydarzyło.
-Jak mam to zrobić skoro nie odbiera telefonu, nie mam z nim nawet jak porozmawiać, do Bełchatowa jadę dopiero w przyszłym tygodniu, bo wracam do pracy, zresztą nie wiem czy nie będę musiała zrezygnować...
-To nie wygląda najlepiej, ale da się wszystko jakoś ułożyć, pomogę ci.
-Naprawdę?
-Tak, przyjadę po ciebie jutro, pojedziesz na mecz, potem się spotkacie, ja to załatwię. Od razu po meczu zejdź na dół.
-Nie wiem jak ci dziękować, nie spodziewałam się, że akurat ty mi pomożesz.
-Robię to dla Wojtka.
-Rozumiem, mimo wszystko i tak dziękuję.
Dopiliśmy kawę i Wrona musiał wracać do Bełchatowa. Byłam mu bardzo wdzięczna, że starał się nam pomóc, że chciał, żebyśmy z Wojtkiem wrócili do siebie. Nie spodziewałam się tego po nim, nie był nigdy nadzwyczaj miły, a teraz to właśnie Andrzej wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Cieszyłam się z tego, bo odzyskałam nadzieję, że między mną a Wojtkiem może być znów normalnie. Chciałam się przygotować na jutrzejszy dzień, przemyśleć to co mu powiem, kiedy już się spotkamy. Bałam się jednak, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać, że znów tak po prostu odejdzie i zostawi mnie samą, że już nas przekreślił. Nie mogłam jednak tam myśleć, bo im dłużej tak sobie wmawiałam tym bardziej się bałam i miałam większe wątpliwości co do jutrzejszego dnia, póki co nic nie jest stracone i mam jeszcze szanse, dopiero jutro tak naprawdę wszystko się okaże.

[następny dzień]

Wstałam wcześniej, Andrzej miał być na 12, jednak o 11 byłam już gotowa. Mama stwierdziła, że wyjazd na mecz ze złamaną nogą nie jest dobrym pomysłem, ale nie mogłam nie pojechać.
Wrona pojawił się punktualnie, przyszedł do domu, przywitał się z mamą, która jeszcze była w domu, wziął moją torebkę i pomógł mi wsiąść do samochodu.
-Zrobimy tak, po meczu zejdziesz od razu na dół, pokażę ci pomieszczenie do którego wejdziesz, ja przyjdę tam z Wojtkiem, znaczy on sam przyjdzie – uśmiechnął się.
-Dobrze, nie wiem jak mam ci dziękować.
-Podziękujesz jak już będzie po wszystkim – po raz pierwszy dziś się uśmiechnął.
Resztę drogi przegadaliśmy, na hali byliśmy przed 13. Nie musiałam mieć biletu, bo byłam panią psycholog Skry i mogłam wchodzić gdzie chciałam. Jeszcze przed meczem udałam się do prezesa Piechockiego, żeby przeprosić za nieobecność, dostarczyć mu zwolnienie lekarskie i powiedzieć, że stawię się w pracy w przyszłym tygodniu. Powiedział, że nie ma najmniejszego problemu, a jeśli chcę to mogę jeszcze nie wracać tylko wypocząć, wolałam jednak przyjść do pracy na co pan Konrad przystał, miałam przyjechać w poniedziałek o 15, przed popołudniowym treningiem. Musieliśmy skończyć rozmowę, bo do meczu pozostało 30 min. Weszłam na halę i zajęłam swoje stałe już miejsce. Wojtek był już na boisku, rozgrzewał się, poczułam gwałtowne przyspieszenie bicia serca.

[Wojciech W.]

Byliśmy pokłóceni, chyba nawet nie byliśmy już razem. Kiedy wychodziłem ze szpitala myślałem, że są razem. Jest cholernie ciężko, ale co mogę zrobić? Wolała jego, więc nie chciałem się w to wtrącać.
Kolejny mecz z Politechniką, prowadziliśmy 2:0, chcieliśmy zakończyć rywalizację już dziś, żeby tego nie przeciągać i móc zacząć przygotowywać się do półfinałów.
Wybiegliśmy na boisko bardzo zmotywowani, chcieliśmy roznieść Politechnikę. Rozpoczęła się rozgrzewka, spojrzałem na puste krzesło, które do tej pory zajmowała Amelia i zrobiło mi się jakoś smutno, może liczyłem, że jednak przyjdzie? Po chwili zauważyłem znajomą twarz, szła o kulach, zajęła swoje dawne miejsce, ucieszyłem się na jej widok, mimo wszystko się ucieszyłem. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę, chciałem do niej podejść, przywitać się, ale duma mi nie pozwalała, nie mogłem tego zrobić.
Udało nam się wygrać 3:1, MVP zasłużenie dostał Uriarte, który fenomenalnie poprowadził naszą grę. Chciałem zapytać chłopaków o Amelię, czy nie wiedzą co ona tu robi, ale kiedy spojrzałem w tamtą stronę już jej nie było. Nie chciałem zostawać z kibicami, właśnie szedłem do szatni kiedy podszedł do mnie Andrzej.
-Musisz iść do prezesa, nie wiem co chciał, ale kazał ci przekazać, że czeka w gabinecie.
-Ok – zdziwiłem się, ale poszedłem to sprawdzić.
Zapukałem do gabinetu i wszedłem do środka. Nie wiedziałem co powiedzieć kiedy znalazłem się w środku, byłem zaskoczony jej obecnością.

[Amelia W.]

Czekałam kilka minut i chyba straciłam nadzieję, że przyjdzie. Jednak nie miałam zamiaru rezygnować skoro już i tak tu przyjechałam. Po chwili ktoś zapukał i drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Wojtek. Ucieszyłam się na jego widok, chciałam go przytulić, pocałować, cokolwiek, znów poczuć jego bliskość. Nie mogłam jednak tak po prostu rzucić mu się na szyję. Pozytywem było to, że nie wyszedł od razu jak mnie zobaczył, chyba chciał tej rozmowy tak samo jak ja. Postanowiłam rozpocząć.
-Gratuluję awansu do półfinału – uśmiechnęłam się.
-Dzięki.
-Właściwie to nie przyjechałam tu rozmawiać o meczu.
-A o czym?
-O nas.
-To jest jakieś nas? – zapytał. 

_____________________________________
37 pisany na szybkości. 
Do następnego ;)
Pozdrawiam :*