To był Kubiak, nie, nie
poszłam za nim, nie chciałam znów tego roztrząsać, poza tym co miałam mu
powiedzieć? Wiedział, że jestem z Wojtkiem, nie potrzeba było słów. Poszłam w
drugą stronę, weszłam na halę, na której nie było jeszcze nikogo, myślałam, że
spotkam tam tatę z Konradem, ale niestety nie było ich. Usiadłam więc na
krzesełku i patrzyłam jak do hali zaczynają wchodzić najgorliwsi kibice
pomarańczowo-czarnych, do meczu została godzina, dlatego nie było ich jeszcze
zbyt wiele, po kilku minutach dołączyli do mnie prezes i tata. Z upływem czasu
hala wypełniała się po brzegi, w momencie rozpoczęcia meczu nie było już nawet
jednego wolnego miejsca. Ale cóż się dziwić, to był niezwykle ważny mecz,
ostatni moment na przebudzenie się Jastrzębian i powrócenie do walki o finał
PlusLigii. Mecz rozpoczął się, jednak im dłużej trwał tym na hali było ciszej, Skra łatwo
ogrywała Jastrzębski Węgiel. Kubiak właściwie nie istniał, za to siatkarzom z
Bełchatowa – moim Skrzatom, wszystko wychodziło, prawie każdy atak zamieniał
się w punkt. W końcu zwycięstwo przypieczętował Mariusz Wlazły asem serwisowym.
Zapanowała radość, po roku przerwy Skra znów jest na szycie, znów zagra w
finale!
Po meczu czekając na Wojtka napotkałam na smutny wzrok Kubiaka, wiedziałam, że było to dla niego niezwykle ważne spotkanie, chciał je wygrać, a nic nie poszło po jego myśli, postanowiłam do niego podejść.
-Cześć Misiek – przywitałam się.
-Przyszłaś podziękować za bilety? Nie ma za co.
-Przyszłam po prostu życzyć powodzenia w meczu o 3 miejsce.
-Wow, dzięki.
-Chciałam być miła, trudno, trzymaj się Misiek – odeszłam.
-Zaczekaj!
-Nic na siłę Michał – poszłam do Wojtka, który skończył właśnie rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia.
-Gratuluję!
-Należy mi się chyba jakaś nagroda – powiedział i poruszył brwiami.
-Okej – pocałowałam go w policzek.
-Liczyłem na coś więcej.
-Wiem, ale nie wracasz przecież dziś do domu…
-Może bym jednak wrócił?
-Musisz być z drużyną, a ja muszę iść do ojca, bo pewnie chce już wracać.
-Zostań, będzie fajnie – zaśmiał się.
-Bawcie się dobrze.
-Czekaj. Odprowadzę cię.
Poszliśmy do ojca, przywitał się z Wojtkiem i oczywiście męczył go o wypad na ryby, Wojtkowi jednak się to spodobało i umówili się, że pojadą po zakończeniu sezonu.
-Jedziesz z nami Amelka? – zapytał tata.
-Ona na ryby? – zaśmiał się Wojtek – chyba musielibyśmy łowić je z akwarium.
-Bardzo zabawne Wojtuś. Nie, nie jadę z wami to nudne.
-W takim razie pojedziemy bez ciebie, trudno – powiedział ojciec – a teraz musimy już jechać, bo mam rano spotkanie, pozwalam wam się teraz pocałować na pożegnanie.
-Dzięki tato – uśmiechnęłam się ironicznie, po czym Wojtek zachłannie mnie pocałował, przytulił i poszedł do chłopaków.
Kiedy wracaliśmy tata zachwalał Wojtka i zachwycał się nim.
-Chciałbym mieć takiego zięcia – powiedział.
-Nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość.
-No co? Jesteście razem od kilku miesięcy.
-Od trzech tato, trzech.
-To mało?
-A dużo? – zapytałam ze zdziwieniem, bo kiedy byłam z Fabianem, na każde nawet najmniejsze wspomnienie o zaręczynach, wpadał w złość i mówił, że jest za wcześnie, a podobno uwielbiał młodego Drzyzgę.
-No, uważam, że Wojtek jest idealnym partnerem dla ciebie.
-Serio? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Tak, co taka zdziwiona jesteś?
-Zaskakujesz mnie tato.
W domu byliśmy już po północy, znaczy ja byłam w mieszkaniu, a tata musiał jeszcze wrócić do Łodzi, przed odjazdem obiecał jeszcze, że porozmawia z mamą o Przemku, byłam zadowolona z tego, że jej powie, nie wiedziałam jak ona to przyjmie, ale przecież minęło tyle lat, on wtedy nie był jeszcze z nią… miałam nadzieję, że mu wybaczy, że nic nie zmieni się w ich relacjach, oprócz tego, że Przemek zostanie częścią naszej rodziny.
Weszłam do mieszkania i od razu poszłam się umyć, ostatni raz z gipsem, już jutro a właściwie dziś będzie on ściągnięty, nie mogłam się doczekać. Położyłam się i prawie momentalnie zasnęłam, rano obudził mnie telefon od Kuby.
-Słucham – powiedziałam zaspanym głosem.
-Obudziłem cię?
-Kuba, to ty? – zapytałam.
-Tak, to ja, może jednak zadzwonię później?
-Przecież i tak już nie śpię, co tam?
Pytał kiedy wracam na uczelnię, zaoferował też swoje notatki. Byłam mu bardzo wdzięczna, podziękowałam i obiecałam przyjść jak najszybciej. Właściwie to był on jedyną osobą z uczelni, z którą jeszcze utrzymywałam jakikolwiek kontakt, wcześniej była Pola, ale po tym wszystkim nie odezwała się, podobno wyjechała gdzieś, nikt nie wie gdzie. Nie było mi jej szkoda, cieszyłam się, że już prawdopodobnie nigdy jej nie spotkam. Po zakończeniu rozmowy musiałam się szybko wyszykować do lekarza. Cieszyłam się na zdjęcie gipsu, wiadomo, czekała mnie jeszcze rehabilitacja, ale wiedziałam, że teraz będzie już z górki.
-Pani Amelia Wilk – poproszona weszłam do gabinetu.
Wizyta przebiegła pomyślnie, po prześwietleniu okazało się, że noga zrosła się dobrze i teraz będzie już tylko lepiej, zdjął gips, zlecił rehabilitację i było po sprawie, czułam się nadzwyczaj dobrze. Kiedy wróciłam do domu w salonie czekał już Wojtek.
-Czeeeeść kochanie - przywitał się.
-Cześć Wojtek - uśmiechnęłam się do niego i usiadłam mu na kolanach.
-Mogę teraz odebrać swoją nagrodę? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zaniósł mnie do sypialni. Gdzie staliśmy się jednością.
-Kocham cię, wiesz?
-Przypomniało ci się akurat teraz? - zaśmiałam się.
-Nie, tak jest cały czas.
-Też cię kocham Wojtuś.
-Lubię jak tak mówisz - przytulił mnie.
-A ja lubię tak mówić.
Wieczorem mieliśmy iść do Kłosa i Wrony oglądać mecz między Resovią a ZAKSĄ, na tym etapie nie kibicowali nikomu, każdy z tych zespołów był bardzo groźny. Do czasu wyjścia nie zrobiliśmy nic pożytecznego, oprócz wzięcia prysznica.
Po meczu czekając na Wojtka napotkałam na smutny wzrok Kubiaka, wiedziałam, że było to dla niego niezwykle ważne spotkanie, chciał je wygrać, a nic nie poszło po jego myśli, postanowiłam do niego podejść.
-Cześć Misiek – przywitałam się.
-Przyszłaś podziękować za bilety? Nie ma za co.
-Przyszłam po prostu życzyć powodzenia w meczu o 3 miejsce.
-Wow, dzięki.
-Chciałam być miła, trudno, trzymaj się Misiek – odeszłam.
-Zaczekaj!
-Nic na siłę Michał – poszłam do Wojtka, który skończył właśnie rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia.
-Gratuluję!
-Należy mi się chyba jakaś nagroda – powiedział i poruszył brwiami.
-Okej – pocałowałam go w policzek.
-Liczyłem na coś więcej.
-Wiem, ale nie wracasz przecież dziś do domu…
-Może bym jednak wrócił?
-Musisz być z drużyną, a ja muszę iść do ojca, bo pewnie chce już wracać.
-Zostań, będzie fajnie – zaśmiał się.
-Bawcie się dobrze.
-Czekaj. Odprowadzę cię.
Poszliśmy do ojca, przywitał się z Wojtkiem i oczywiście męczył go o wypad na ryby, Wojtkowi jednak się to spodobało i umówili się, że pojadą po zakończeniu sezonu.
-Jedziesz z nami Amelka? – zapytał tata.
-Ona na ryby? – zaśmiał się Wojtek – chyba musielibyśmy łowić je z akwarium.
-Bardzo zabawne Wojtuś. Nie, nie jadę z wami to nudne.
-W takim razie pojedziemy bez ciebie, trudno – powiedział ojciec – a teraz musimy już jechać, bo mam rano spotkanie, pozwalam wam się teraz pocałować na pożegnanie.
-Dzięki tato – uśmiechnęłam się ironicznie, po czym Wojtek zachłannie mnie pocałował, przytulił i poszedł do chłopaków.
Kiedy wracaliśmy tata zachwalał Wojtka i zachwycał się nim.
-Chciałbym mieć takiego zięcia – powiedział.
-Nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość.
-No co? Jesteście razem od kilku miesięcy.
-Od trzech tato, trzech.
-To mało?
-A dużo? – zapytałam ze zdziwieniem, bo kiedy byłam z Fabianem, na każde nawet najmniejsze wspomnienie o zaręczynach, wpadał w złość i mówił, że jest za wcześnie, a podobno uwielbiał młodego Drzyzgę.
-No, uważam, że Wojtek jest idealnym partnerem dla ciebie.
-Serio? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Tak, co taka zdziwiona jesteś?
-Zaskakujesz mnie tato.
W domu byliśmy już po północy, znaczy ja byłam w mieszkaniu, a tata musiał jeszcze wrócić do Łodzi, przed odjazdem obiecał jeszcze, że porozmawia z mamą o Przemku, byłam zadowolona z tego, że jej powie, nie wiedziałam jak ona to przyjmie, ale przecież minęło tyle lat, on wtedy nie był jeszcze z nią… miałam nadzieję, że mu wybaczy, że nic nie zmieni się w ich relacjach, oprócz tego, że Przemek zostanie częścią naszej rodziny.
Weszłam do mieszkania i od razu poszłam się umyć, ostatni raz z gipsem, już jutro a właściwie dziś będzie on ściągnięty, nie mogłam się doczekać. Położyłam się i prawie momentalnie zasnęłam, rano obudził mnie telefon od Kuby.
-Słucham – powiedziałam zaspanym głosem.
-Obudziłem cię?
-Kuba, to ty? – zapytałam.
-Tak, to ja, może jednak zadzwonię później?
-Przecież i tak już nie śpię, co tam?
Pytał kiedy wracam na uczelnię, zaoferował też swoje notatki. Byłam mu bardzo wdzięczna, podziękowałam i obiecałam przyjść jak najszybciej. Właściwie to był on jedyną osobą z uczelni, z którą jeszcze utrzymywałam jakikolwiek kontakt, wcześniej była Pola, ale po tym wszystkim nie odezwała się, podobno wyjechała gdzieś, nikt nie wie gdzie. Nie było mi jej szkoda, cieszyłam się, że już prawdopodobnie nigdy jej nie spotkam. Po zakończeniu rozmowy musiałam się szybko wyszykować do lekarza. Cieszyłam się na zdjęcie gipsu, wiadomo, czekała mnie jeszcze rehabilitacja, ale wiedziałam, że teraz będzie już z górki.
-Pani Amelia Wilk – poproszona weszłam do gabinetu.
Wizyta przebiegła pomyślnie, po prześwietleniu okazało się, że noga zrosła się dobrze i teraz będzie już tylko lepiej, zdjął gips, zlecił rehabilitację i było po sprawie, czułam się nadzwyczaj dobrze. Kiedy wróciłam do domu w salonie czekał już Wojtek.
-Czeeeeść kochanie - przywitał się.
-Cześć Wojtek - uśmiechnęłam się do niego i usiadłam mu na kolanach.
-Mogę teraz odebrać swoją nagrodę? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zaniósł mnie do sypialni. Gdzie staliśmy się jednością.
-Kocham cię, wiesz?
-Przypomniało ci się akurat teraz? - zaśmiałam się.
-Nie, tak jest cały czas.
-Też cię kocham Wojtuś.
-Lubię jak tak mówisz - przytulił mnie.
-A ja lubię tak mówić.
Wieczorem mieliśmy iść do Kłosa i Wrony oglądać mecz między Resovią a ZAKSĄ, na tym etapie nie kibicowali nikomu, każdy z tych zespołów był bardzo groźny. Do czasu wyjścia nie zrobiliśmy nic pożytecznego, oprócz wzięcia prysznica.
Później ruszyliśmy do bloku obok. Kiedy weszliśmy
do mieszkania od razu czuć było wojenną atmosferę. Zawodnicy mieli na sobie
barwy klubowe Resovii i Zaksy, nie wiedziałam, że posiadają takowe w domu. Kłos
z Wroną, o dziwo byli w przeciwnych obozach i siedzieli po różnych stronach
pokoju. Andrzej kibicował zawodnikom z Rzeszowa, a Karol tak jak ja z Wojtkiem
Kędzierzynianom. Przez cały mecz siatkarze krzyczeli, dopingowali i śpiewali
klubowe przyśpiewki, wymachiwali szalikami, atmosfera była lepsza i bardziej
napięta niż na hali. Po meczu mało co nie doszło do bójki, zwolennicy Zaksy, a właściwie
to tylko Karol z Pawłem, rzucili się na zwolenników Resovii, było blisko bitwy,
ale na szczęście Mariusz z Danielem, którzy zachowali neutralność opanowali
sytuację i do niczego poważnego nie doszło, no może nie wliczając stłuczonej
lampy. Impreza zakończyła się dosyć szybko i o 21 byliśmy już w domu.
W ciągu kolejnych 5 dni nic się nie działo,
codziennie rano jechałam na uczelnie, potem na rehabilitację i na popołudniowe
zajęcia, z Wojtkiem widywałam się tylko wieczorem, ale kiedy już byłam w domu
marzyłam tylko o kąpieli i o śnie, on właściwie też, bo trenowali 2 razy
mocniej. Było ciężko, ale jakoś musieliśmy dać radę.
Dziś wyjeżdżaliśmy razem na finały do Rzeszowa, tak
to właśnie Resovia, zespół Fabiana, znalazła się w finale. Wyruszyłam rano
samochodem, jechałam sama mimo protestów Wojtka, który chciał jechać ze mną,
ale trener mu nie pozwolił, oni wyjechali wcześniej, a ja na miejscu byłam o
12, do meczu zostało jeszcze dużo czasu. Skrzaty miały mieć lekki trening przed
meczem, na który oczywiście się wybrałam. Potem z Wojtkiem na kawę.
-Właściwie to nie pamiętam kiedy razem gdzieś
wyszliśmy, ten tydzień był do bani – powiedział.
-Wiem Wojtuś, ale muszę ogarnąć studia,
rehabilitację…
-Ja to rozumiem, ale myślałem, że jak zamieszkamy
razem to będziemy więcej czasu ze sobą spędzać.
-To chyba nie moja wina, że mam uczelnię w Łodzi i
nie opłaca mi się przyjeżdżać po każdych zajęciach, poza tym mam tam
rehabilitację.
-Mogłabyś chodzić do naszego fizjoterapeuty.
-I jeździć w kółko między Łodzią a Bełchatowem?
-To chyba nic trudnego.
-Możesz przestać, równie dobrze możemy zamieszkać w
Łodzi i ty będziesz dojeżdżał…
-Przepraszam.
-Nie przyjechałam tu, żeby się z tobą kłócić, więc
możemy tego nie robić?
-Stęskniony jestem po prostu.
-Myślisz, że ja nie?
-Wiem, wiem, przepraszam – powiedział i przytulił
mnie.
Dokończyliśmy pić kawę i wyszliśmy z kawiarni. Znałam
Rzeszów doskonale i w czasie, który pozostał do meczu oprowadziłam małą
wycieczkę, złożoną z Kłosa, Wrony, Zatora i Wojtka.
-Przepraszam pani przewodnik, a gdzie są toalety? –
zapytał Andrzej.
-Właśnie koło nich stoisz – zaśmiałam się.
-O nie zauważyłem.
-A pani przewodnik? – tym razem to Kłos.
-Tak Karolku?
-Bo ja chciałbym iść na lody.
-Pójdziemy do najlepszej lodziarni w Rzeszowie, ale
musimy czekać na Andrzeja, który chyba utknął w tej łazience – na reakcję nie
trzeba było czekać, Paweł z Wojtkiem podeszli pod drzwi łazienki i zaczęli
pukać.
-Andrzej, Andrzej!
-Musisz szybciej wychodzić!
-My nie możemy czekać!
-Andrzej, chodź idziemy na lody.
Po chwili Wrona wyłonił się z łazienki.
-Ależ spokojnie panowie i panie, już idziemy.
Poszliśmy do lodziarni, gdzie były wspaniałe lody,
każdy z nich zamówił po 5 gałek.
-Hola, hola, panowie! Czy wy nie jesteście
sportowcami i nie powinniście dbać o siebie?
-No dbamy przecież.
-Zamawiając pięć gałek lodów?
-Tak, a co? – zapytał Kłos.
-Chyba nam też należy się trochę przyjemności,
musimy czerpać z życia – kontynuował Andrzej.
-Już dobrze, cieszcie się.
Odwiedziliśmy po drodze jeszcze cukiernię,
martwiłam się o ich formę na boisku, ale twierdzili, że to im nie szkodzi,
zaprowadziłam ich pod halę, pożegnałam się z nimi, a z Wojtkiem się pocałowałam.
-Nas nie pocałujesz? – zapytał Karol i razem z
Andrzejem i Pawłem zrobili smutne miny.
-Nam też się coś należy.
-Byliśmy przecież grzeczną wycieczką…
-No właśnie!
-A on dostał.
Wojtek spojrzał na nich rozbawiony.
-To mój prywatny przewodnik, może całować się tylko
ze mną, musicie się obyć bez.
-Dobra, nigdy więcej cię nie zatrudnimy – Andrzej pokazał
mi język.
-Też was kocham, a teraz idźcie już.
-Kochasz nas, ale pocałować nie chcesz? – zapytał tym
razem Paweł, podeszłam i pocałowałam ich w policzki.
-On dostał lepszego! – nie przestawał protestować
Karol.
-Pałujcie się trochę, to moja dziewczyna.
-Idźcie już, powodzenia – zanim odeszli Wojtek
skradł jeszcze jednego całusa.
________________________________________________
Tym razem szybciej, bo miałam czas na napisanie. Postaram się dodawać częściej. :) Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzało. Pozdrawiam :*
hahahahahahaha ale śmiesznie :D
OdpowiedzUsuńJak ja lubię Karolka i Andrzeja xd
Fajnie, że dodajesz już teraz *o*
Weź najlepiej nigdy nie kończ tego opowiadania. Za bardzo się przywiązałam :/
Pozdrawiam :*
Wszystkich ze #SkiJumpingFamily i nie tylko zapraszam do siebie:
http://iguessthatisntevent.blogspot.com/
będzie przeszkadzało? ;o będzie się podobało! :D
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że cały finał "przedstawisz realnie" i Skra wygra :D
pozdrawiam :)
Chłopaki rozwalają xD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
Mam nadzieję, że Amelia nie spotka Fabiana :/
Pozdrawiam i czekam na następny ;*
będzie pewnie coś z Fabianem? ciekawie się zapowiada, czekam z niecierpliwością na kolejny!!:3 pozdrawiam:*:)
OdpowiedzUsuńCZEMU JA SIĘ ŚMIEJE I ŚMIEJE I ŚMIEJE I ŚMIEJE TAK ŚMIEJE XD
OdpowiedzUsuńKocham twoje rozdziały i idę się śmiać. pa :*
Ooo ale zajefajny :D Z niecierpliwością czekam na kolejny ! :)
OdpowiedzUsuń