Misiek
coś tam wspominał o jakiejś dziewczynie, ale niestety nie miałam pojęcia kim
ona jest, wiedziałam tylko, że ma już chłopaka i Michał nie robi sobie zbyt
wielkich nadziei. Kazałam mu jednak walczyć, bo przecież ona również mogła
zakochać się w nim.
Porozmawialiśmy
jeszcze chwilę i musieliśmy wyjść, bo Skrzaty skończyły trening. Pożegnaliśmy
się i Michał poszedł na halę, a ja zaczekałam na Wojciecha, który po chwili
wyszedł. Radośnie rzuciłam mu się na szyję.
-A
co ty taka szczęśliwa? – zapytał.
-A
bo cię spotkałam – odpowiedziałam z uśmiechem, a Wojciech złożył pocałunek na
moich ustach – och, panie Włodarczyk, proszę się zachowywać, jesteśmy w miejscu
publicznym.
-To
nic – ponownie złączyliśmy się w pocałunku.
Koło
nas akurat przechodził Wojtaszek, który nie mógł zostawić tej sytuacji bez
komentarza.
-Witaj
Amelka – uśmiechnął się, a ja odsunęłam się od Wojtka.
-Yyy..
cześć – przywitałam się z nim – to mój chłopak Wojtek – uśmiechnęłam się – ale
wy się chyba znacie.
-Tak
trochę – odwzajemnił uśmiech i dodał – czyli co? Nici z naszego ślubu? –
zaśmiał się.
-Chwilowo
tak – również zaczęłam się śmiać, widok zdezorientowanego Wojtka był bezcenny.
-Szkoda,
szkoda.. ale gratulacje Wojtuś.
-Yyy,
dziękuję – powiedział mój wybranek.
-To
ja już wam nie przeszkadzam gołąbeczki.
-Nie
przeszkadzasz.
-Dobra,
tak naprawdę to spieszę się na trening i chciałem odejść – uśmiechnął się - do
zobaczenia na meczu, mam nadzieję, że będziesz nam kibicowała.
-Mam
rozdarte serce…
-Dobra
przy nim nie powiesz niedoszłemu mężowi prawdy – zaśmiał się jeszcze raz –
teraz już naprawdę znikam, trzymajcie się!
-Do
zobaczenia – uśmiechnęłam się.
Patrząc
na Wojtka nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Co
masz taką minę?
-O
czym on mówił? Czy ja o czymś nie wiem? – zapytał zdziwiony.
-Wojtek,
nie znasz Damianka? On żartował.
-Z
nikąd by tego nie wytrzasnął, o co chodzi?
-O
żarty, jeszcze z Jastrzębia, śmiał się kiedyś, że mnie poślubi.
-Mam
nadzieję, że odmówiłaś.
-Nie
było innej propozycji…
-Zgodziłaś
się? – zapytał jeszcze bardziej zdziwiony niż na początku.
-Oczywiście,
za tydzień mamy ślub… sorry, zapomniałam ci powiedzieć.
-Żartujesz?
-No
raczej, Wojtek! Nie bierz wszystkiego na poważnie! – dźgnęłam go w bok.
-Wolałem
się upewnić, teraz jesteś tylko moja – przytulił mnie i ruszyliśmy do
samochodu.
Nie
mieliśmy pomysłów na dzisiejsze popołudnie, więc pojechaliśmy do Wojtkowego
mieszkania, gdzie po chwili milczenia zaczął temat wspólnego mieszkania.
-To
jak, zastanowiłaś się już?
-Nad
czym? – zapytałam.
-Nad
naszym wspólnym mieszkaniem.
-Nie
dasz mi spokoju z tym?
-Hmm,
raczej nie – uśmiechnął się rozbrajająco.
-Jak
ty to sobie Wojtuś wyobrażasz? Ja mam tam studia, które jakby nie patrzeć chcę
skończyć.
-Ale
masz wolne od szkoły jak jesteś u nas na zajęciach, na meczach…
-I?
-I
więcej czasu będziesz spędzała w Bełchatowie niż w Łodzi.
-Niby
tak…
-Więc
może to nie tu jest problem? Nie chodzi o szkołę, może po prostu nie chcesz
mieszkać ze mną? …
-Nie
Wojtek, to nie tak, kocham cię, ale myślę, że jest jeszcze za wcześnie..
Pomyślimy o tym potem, okej? – przybliżyłam się do niego.
-Dobrze
– przytulił mnie – a co dziś będziemy robić? – poruszył charakterystycznie
brwiami.
-Nie
wiem… wychodzimy gdzieś?
-Chyba
mi się nie chce, może zostaniemy w domu?
-Myślę,
że to dobry pomysł – uśmiechnęłam się.
-Zostajesz
na noc? – zapytał.
-Niee,
nie mam ciuchów na jutro…
-Oj
znajdę ci coś, zostań.
-Chyba
nie pójdę w twoich ciuchach.
-Pójdziesz
w koszulce meczowej – uśmiechnął się.
-Och
dziękuję – odwzajemniłam uśmiech – w takim razie mogę zostać, tylko zadzwonię
do mamy.
-Haha,
okej.
Zadzwoniłam
i poinformowałam ją, że zostaję na noc u Włodarczyka, nie była zachwycona, ale
nie mówiła, że mam wracać, wiedziała, że i tak bym została.
Wieczór
minął nam na śmianiu się z kabaretów, oczywiście spieraliśmy się o to kto jest
lepszy, ja upierałam się, że Paranienormalni, a on, że Ani Mru Mru. Żadne z nas
nie dało się przekonać do tego drugiego i trzymaliśmy się przy swoim. W końcu
zrobiło się późno i musieliśmy iść spać, bo jutro był mecz. Władeczek znalazł
jakąś koszulkę, w której mogłam spać. Wykąpałam się i poszłam do sypialni,
gdzie już czekał, wtuliłam się w niego. Długo nie mogłam zasnąć, myślałam o tym
jakby wyglądało nasze wspólne mieszkanie, czy nadal dogadywalibyśmy się
świetnie, czy może by się zepsuło? Myślałam, że jeszcze na to za wcześnie,
chyba nie byłam gotowa, żeby z nim zamieszkać, jednak on nalegał, chyba wierzył
w to, że będzie dobrze. Chciałam to jeszcze przemyśleć na spokojnie. Podczas
tych rozmyślań zasnęłam i obudziłam się dopiero rano, a właściwie obudził mnie
Wojtek pocałunkiem złożonym na mych ustach.
-Hej
kochanie – uśmiechnął się i nie przestawał mnie całować, chciałam odpowiedzieć,
ale miałam zajęte usta, więc nie miałam jak. Kiedy pocałunek przeradzał się w
coś większego zadzwonił dzwonek do drzwi.
-O
nie… - jęknął Wojtek.
-No
idź otwórz – uśmiechnęłam się i zwiałam do łazienki trochę się odświeżyć, będąc
w niej słyszałam dobrze znane głosy. To Karol i Andrzej przyszli w gości, kiedy
wyszłam z łazienki siedzieli w kuchni i rozmawiali z Wojtkiem o meczu, czy tam
jakieś wielkiej imprezie po meczu. Plan był taki: jeśli wygrają – piją ze
szczęścia, jeśli przegrają – z rozpaczy.
-Cześć
– powiedziałam kiedy weszłam do kuchni.
-Kogo
to moje piękne oczy widzą? – zapytał Karol.
-Czemu
nic nam nie powiedziałeś? – dodał Andrzej.
-Mieszkacie
już razem? – zadał kolejne pytanie Karol.
-Od
jak dawna i dlaczego my nic o tym nie wiemy? – nie przestawał Wrona.
-Nie
nie mieszkamy razem … - odpowiedział Wojtek.
-Jeszcze
nie mieszkamy razem – uśmiechnęłam się.
-Czyli
planujecie, oho.. Wojtuś chce nam się ustatkować…
-No
tak, wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, że stracimy go na dobre, bo będzie
siedział w domu ze swoją żoną i gromadką dzieci, że nie będzie już miał dla nas
tyle czasu przez obowiązki męża i ojca, oczywiście wiadomo, rodzina na
pierwszym miejscu, ale nie sądziłem, że to stanie się tak szybko, nasz mały
Wojtek dorasta … - prowadził monolog Andrzej – no tak… jak każde dziecko, chce
wyfrunąć z gniazda, z pod opieki mnie i ciebie Karolku, chce nas zostawić
samych. Ja … ja chyba się wzruszyłem… Wojtek… stajesz się mężczyzną.
-Po
pierwsze to nie jest moja żona, jeszcze nie jest – uśmiechnął się – i dzieci
też na razie nie planujemy, Andrzejku, możesz być spokojny, nie zostawię cię
samego.
-Kamień
spadł mi z serca synu – nagle wybuchnęli śmiechem, który trwał dobre kilka
minut, kiedy wreszcie ustał zapytałam.
-Chcecie
coś do jedzenia?
-Właściwie
to po to przyszliśmy – uśmiechnął się Karol.
-W
naszej lodówce jest tylko światło, które i tak znika kiedy ją zamykamy – dodał
Andrzej.
-Dlatego
liczyliśmy na Wojtka, bo on zawsze ma coś dobrego w lodówce, coś co możemy
zjeść, a lubimy jeść – dokończył Karol.
-Dziś
niestety serwujemy tylko jajecznicę, bo nic innego nie ma, może być? –
zapytałam.
-Jasne
– odpowiedzieli razem.
Zabrałam
się więc do robienia jajecznicy, wiedziałam, że są głodni, więc pokroiłam
znaleziony w lodówce boczek, wrzuciłam go na patelnię, poczekałam aż się
zarumieni, przygotowując wcześniej chyba 15 jajek, po chwili wylałam je na
patelnię i usmażyłam śniadanie. Wyszło tego trochę więcej niż się spodziewałam,
miałam jednak nadzieję, że to nie problem i że oni to zjedzą. Położyłam
patelnią na stole i podałam chłopakom talerzyki, kiedy zobaczyli ilość
jajecznicy zaczęli się śmiać.
-Wykarmiłabyś
tym pół drużyny.
-Jak
na razie karmię was – uśmiechnęłam się.
-Jesteśmy
bardzo wdzięczni – powiedział Wojtek i pocałował mnie.
-Fuuuuuj
– krzyknął Andrzej – proszę o spokój, my tu jesteśmy, heloł.
-Przepraszam
tato – zaśmiał się Wojtek.
-Karol
wychodzimy, nie możemy przeszkadzać gołąbeczkom.
-Okej
Andrzejku, miło było, dziękujemy za śniadanie, będziemy wpadać częściej, do
zobaczenia.
-Nie
ma za co – powiedział Wojtek i zamknął za przyjaciółmi drzwi -To co teraz
robimy? – skierował się tym razem do mnie.
-Zaraz
będziemy wychodzić, o 13 musimy być na hali – uśmiechnęłam się.
-Miałem
trochę inne plany.
-Niestety,
nie tym razem – dźgnęłam go w bok, po czym złapał mnie, wrzucił sobie na plecy
i zaniósł do sypialni.
-Wojtek,
nie możesz! – nie mogłam przestać się śmiać.
-Mogę
wszystko – powiedział i zaczął się rozbierać, kiedy po raz kolejny zadzwonił
dzwonek do drzwi – co znów kurwa!? – krzyknął.
-Spokojnie
kochanie, ja otworzę.
Wstałam
z łóżka, po drodze poprawiłam włosy i otworzyłam drzwi, w których po drugiej
stronie stał Kłos.
-Kto
to? – usłyszałam głos Wojtka.
-To
ja, to ja! – odkrzyknął mu Karol, z sypialni wyszedł Wojtek i powiedział do
Kłosa – świetne masz wyczucie czasu, naprawdę, gratuluję.
-Przeszkodziłem
wam w czymś? – poruszył brwiami.
-Nie,
skądże – uśmiechnęłam się.
-Dobra
to może nie będę dalej przeszkadzał…
-I
tak już przeszkodziłeś, mów co chcesz? – tym razem odezwał się Wojtek.
-No,
bo jak mówiłem, nie mamy nic w lodówce, a do sklepu też nam się iść nie chce,
to może macie pożyczyć mleko, cukier i kawę?
-Haha,
poczekaj chwilę – poszłam do kuchni i przyniosłam mu potrzebne rzeczy.
-Dziękuję
ci bardzo, ratujesz nam życie, kc pa – wyszedł z mieszkania i udał się schodami
na dół.
Po jego wyjściu weszłam do kuchni by i nam zaparzyć
kawę, zbliżała się godzina wyjścia, więc mimo namów Wojtka nie wróciłam do
sypialni, po kilku minutach skapitulował i również pojawił się w kuchni, kiedy
akurat zalewałam kawę, wypiliśmy ją rozmawiając, a potem zgodnie z wcześniejszą
obietnicą Włodarczyk dał mi swoją koszulkę, twierdząc, że w Kubiakowej to hańba
dla pracownika Skry Bełchatów. Śmiałam się tylko z chęcią założyłam jego
koszulkę.
-Wyglądasz w niej niezwykle pięknie – uśmiechnął się.
-Dziękuję – zawiesiłam mu się na szyi.
-Nie ma za co – przytulił mnie.
-To co możemy wychodzić? – spytałam.
-Jasne – postawił mnie na ziemi, ubraliśmy kurtki,
bo chociaż był już koniec marca to nadal nie było ciepło.
Na hali byliśmy po 10 minutach, udała się na swoje
już stałe miejsce, a Wojtek poszedł do szatni. Po jakichś 30 minutach siatkarze
obu drużyn wybiegli na parkiet w celu rozpoczęcia rozgrzewki. Misiek od razu
podszedł się przywitać, życzyłam mu powodzenia, po czym dołączył do rozgrzewającej
się drużyny Jastrzębskiego Węgla.
Pierwszy set dobiegał końca, ale nadal nie było
wiadome kto wygra. Stan 28:27 dla Jastrzębia, wszyscy kibice z Bełchatowa wstrzymali
oddech, liczyli na świetną akcję swojej drużyny, jednak nie tym razem, są wybronieni,
znów piłka w górze, libero jednej i drugiej drużyny spisują się fenomenalnie,
bronią niemożliwe piłki, Masny wystawia do lidera swojego zespołu, który kończy
akcję, dając tym samym wygranego seta Jastrzębianom, w pomarańczowym sektorze
panuje ogromna radość, ale po chwili wszyscy ucichli, zobaczyli swojego
najlepszego zawodnika zwijającego się z bólu na parkiecie, moje serce również
zamarło. Nie wiedziałam co się stało…____________________________________
Nareszcie jest kolejny rozdział, przepraszam Was bardzo, że tak długo się nie odzywałam, ale poprawiałam oceny, dni językowe, bierzmowanie, a ostatnio wycieczka, nie miałam czasu, a nie chciałam pisać czegoś z czego nie byłabym do końca zadowolona, na szybko... Przepraszam Was jeszcze raz, tych, którzy to czytacie, obiecuję już nie robić takich przerw, ale ta nie do końca była zależna ode mnie.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nadal będziecie śledzi losy Amelii, Wojtka i Michała.
Rozdział nieco dłuższy, żeby nadrobić nieobecność.
Pozdrawiam :*
Jakąś taką sztuczność wyczuwam w relacjach Amelii z Wojtkiem. Ciekawe co stało się Michałowi. Oby to nic poważnego. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPrawie przez cały rozdział się śmiałam, no normalnie mega! Ale końcówka taka dramatyczna, najprawdopodobniej on umrze, jestem tego pewna! Ja również mogę wszystko, moja droga, hahahahahaha no ten rozdział made my day! <3
OdpowiedzUsuń