piątek, 20 czerwca 2014

33. Przyjaciel będzie przy tobie zawsze, mimo wszystko.

Misiek coś tam wspominał o jakiejś dziewczynie, ale niestety nie miałam pojęcia kim ona jest, wiedziałam tylko, że ma już chłopaka i Michał nie robi sobie zbyt wielkich nadziei. Kazałam mu jednak walczyć, bo przecież ona również mogła zakochać się w nim.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i musieliśmy wyjść, bo Skrzaty skończyły trening. Pożegnaliśmy się i Michał poszedł na halę, a ja zaczekałam na Wojciecha, który po chwili wyszedł. Radośnie rzuciłam mu się na szyję.
-A co ty taka szczęśliwa? – zapytał.
-A bo cię spotkałam – odpowiedziałam z uśmiechem, a Wojciech złożył pocałunek na moich ustach – och, panie Włodarczyk, proszę się zachowywać, jesteśmy w miejscu publicznym.
-To nic – ponownie złączyliśmy się w pocałunku.
Koło nas akurat przechodził Wojtaszek, który nie mógł zostawić tej sytuacji bez komentarza.
-Witaj Amelka – uśmiechnął się, a ja odsunęłam się od Wojtka.
-Yyy.. cześć – przywitałam się z nim – to mój chłopak Wojtek – uśmiechnęłam się – ale wy się chyba znacie.
-Tak trochę – odwzajemnił uśmiech i dodał – czyli co? Nici z naszego ślubu? – zaśmiał się.
-Chwilowo tak – również zaczęłam się śmiać, widok zdezorientowanego Wojtka był bezcenny.
-Szkoda, szkoda.. ale gratulacje Wojtuś.
-Yyy, dziękuję – powiedział mój wybranek.
-To ja już wam nie przeszkadzam gołąbeczki.
-Nie przeszkadzasz.
-Dobra, tak naprawdę to spieszę się na trening i chciałem odejść – uśmiechnął się - do zobaczenia na meczu, mam nadzieję, że będziesz nam kibicowała.
-Mam rozdarte serce…
-Dobra przy nim nie powiesz niedoszłemu mężowi prawdy – zaśmiał się jeszcze raz – teraz już naprawdę znikam, trzymajcie się!
-Do zobaczenia – uśmiechnęłam się.
Patrząc na Wojtka nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Co masz taką minę?
-O czym on mówił? Czy ja o czymś nie wiem? – zapytał zdziwiony.
-Wojtek, nie znasz Damianka? On żartował.
-Z nikąd by tego nie wytrzasnął, o co chodzi?
-O żarty, jeszcze z Jastrzębia, śmiał się kiedyś, że mnie poślubi.
-Mam nadzieję, że odmówiłaś.
-Nie było innej propozycji…
-Zgodziłaś się? – zapytał jeszcze bardziej zdziwiony niż na początku.
-Oczywiście, za tydzień mamy ślub… sorry, zapomniałam ci powiedzieć.
-Żartujesz?
-No raczej, Wojtek! Nie bierz wszystkiego na poważnie! – dźgnęłam go w bok.
-Wolałem się upewnić, teraz jesteś tylko moja – przytulił mnie i ruszyliśmy do samochodu.
Nie mieliśmy pomysłów na dzisiejsze popołudnie, więc pojechaliśmy do Wojtkowego mieszkania, gdzie po chwili milczenia zaczął temat wspólnego mieszkania.
-To jak, zastanowiłaś się już?
-Nad czym? – zapytałam.
-Nad naszym wspólnym mieszkaniem.
-Nie dasz mi spokoju z tym?
-Hmm, raczej nie – uśmiechnął się rozbrajająco.
-Jak ty to sobie Wojtuś wyobrażasz? Ja mam tam studia, które jakby nie patrzeć chcę skończyć.
-Ale masz wolne od szkoły jak jesteś u nas na zajęciach, na meczach…
-I?
-I więcej czasu będziesz spędzała w Bełchatowie niż w Łodzi.
-Niby tak…
-Więc może to nie tu jest problem? Nie chodzi o szkołę, może po prostu nie chcesz mieszkać ze mną? … 
-Nie Wojtek, to nie tak, kocham cię, ale myślę, że jest jeszcze za wcześnie.. Pomyślimy o tym potem, okej? – przybliżyłam się do niego.
-Dobrze – przytulił mnie – a co dziś będziemy robić? – poruszył charakterystycznie brwiami.
-Nie wiem… wychodzimy gdzieś? 
-Chyba mi się nie chce, może zostaniemy w domu?
-Myślę, że to dobry pomysł – uśmiechnęłam się.
-Zostajesz na noc? – zapytał.
-Niee, nie mam ciuchów na jutro…
-Oj znajdę ci coś, zostań.
-Chyba nie pójdę w twoich ciuchach.
-Pójdziesz w koszulce meczowej – uśmiechnął się.
-Och dziękuję – odwzajemniłam uśmiech – w takim razie mogę zostać, tylko zadzwonię do mamy.
-Haha, okej.
Zadzwoniłam i poinformowałam ją, że zostaję na noc u Włodarczyka, nie była zachwycona, ale nie mówiła, że mam wracać, wiedziała, że i tak bym została.
Wieczór minął nam na śmianiu się z kabaretów, oczywiście spieraliśmy się o to kto jest lepszy, ja upierałam się, że Paranienormalni, a on, że Ani Mru Mru. Żadne z nas nie dało się przekonać do tego drugiego i trzymaliśmy się przy swoim. W końcu zrobiło się późno i musieliśmy iść spać, bo jutro był mecz. Władeczek znalazł jakąś koszulkę, w której mogłam spać. Wykąpałam się i poszłam do sypialni, gdzie już czekał, wtuliłam się w niego. Długo nie mogłam zasnąć, myślałam o tym jakby wyglądało nasze wspólne mieszkanie, czy nadal dogadywalibyśmy się świetnie, czy może by się zepsuło? Myślałam, że jeszcze na to za wcześnie, chyba nie byłam gotowa, żeby z nim zamieszkać, jednak on nalegał, chyba wierzył w to, że będzie dobrze. Chciałam to jeszcze przemyśleć na spokojnie. Podczas tych rozmyślań zasnęłam i obudziłam się dopiero rano, a właściwie obudził mnie Wojtek pocałunkiem złożonym na mych ustach.
-Hej kochanie – uśmiechnął się i nie przestawał mnie całować, chciałam odpowiedzieć, ale miałam zajęte usta, więc nie miałam jak. Kiedy pocałunek przeradzał się w coś większego zadzwonił dzwonek do drzwi.
-O nie… - jęknął Wojtek.
-No idź otwórz – uśmiechnęłam się i zwiałam do łazienki trochę się odświeżyć, będąc w niej słyszałam dobrze znane głosy. To Karol i Andrzej przyszli w gości, kiedy wyszłam z łazienki siedzieli w kuchni i rozmawiali z Wojtkiem o meczu, czy tam jakieś wielkiej imprezie po meczu. Plan był taki: jeśli wygrają – piją ze szczęścia, jeśli przegrają – z rozpaczy.
-Cześć – powiedziałam kiedy weszłam do kuchni.
-Kogo to moje piękne oczy widzą? – zapytał Karol.
-Czemu nic nam nie powiedziałeś? – dodał Andrzej.
-Mieszkacie już razem? – zadał kolejne pytanie Karol.
-Od jak dawna i dlaczego my nic o tym nie wiemy? – nie przestawał Wrona.
-Nie nie mieszkamy razem … - odpowiedział Wojtek.
-Jeszcze nie mieszkamy razem – uśmiechnęłam się.
-Czyli planujecie, oho.. Wojtuś chce nam się ustatkować…
-No tak, wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, że stracimy go na dobre, bo będzie siedział w domu ze swoją żoną i gromadką dzieci, że nie będzie już miał dla nas tyle czasu przez obowiązki męża i ojca, oczywiście wiadomo, rodzina na pierwszym miejscu, ale nie sądziłem, że to stanie się tak szybko, nasz mały Wojtek dorasta … - prowadził monolog Andrzej – no tak… jak każde dziecko, chce wyfrunąć z gniazda, z pod opieki mnie i ciebie Karolku, chce nas zostawić samych. Ja … ja chyba się wzruszyłem… Wojtek… stajesz się mężczyzną.
-Po pierwsze to nie jest moja żona, jeszcze nie jest – uśmiechnął się – i dzieci też na razie nie planujemy, Andrzejku, możesz być spokojny, nie zostawię cię samego.
-Kamień spadł mi z serca synu – nagle wybuchnęli śmiechem, który trwał dobre kilka minut, kiedy wreszcie ustał zapytałam.
-Chcecie coś do jedzenia?
-Właściwie to po to przyszliśmy – uśmiechnął się Karol.
-W naszej lodówce jest tylko światło, które i tak znika kiedy ją zamykamy – dodał Andrzej.
-Dlatego liczyliśmy na Wojtka, bo on zawsze ma coś dobrego w lodówce, coś co możemy zjeść, a lubimy jeść – dokończył Karol.
-Dziś niestety serwujemy tylko jajecznicę, bo nic innego nie ma, może być? – zapytałam.
-Jasne – odpowiedzieli razem.
Zabrałam się więc do robienia jajecznicy, wiedziałam, że są głodni, więc pokroiłam znaleziony w lodówce boczek, wrzuciłam go na patelnię, poczekałam aż się zarumieni, przygotowując wcześniej chyba 15 jajek, po chwili wylałam je na patelnię i usmażyłam śniadanie. Wyszło tego trochę więcej niż się spodziewałam, miałam jednak nadzieję, że to nie problem i że oni to zjedzą. Położyłam patelnią na stole i podałam chłopakom talerzyki, kiedy zobaczyli ilość jajecznicy zaczęli się śmiać.
-Wykarmiłabyś tym pół drużyny.
-Jak na razie karmię was – uśmiechnęłam się.
-Jesteśmy bardzo wdzięczni – powiedział Wojtek i pocałował mnie.
-Fuuuuuj – krzyknął Andrzej – proszę o spokój, my tu jesteśmy, heloł.
-Przepraszam tato – zaśmiał się Wojtek.
-Karol wychodzimy, nie możemy przeszkadzać gołąbeczkom.
-Okej Andrzejku, miło było, dziękujemy za śniadanie, będziemy wpadać częściej, do zobaczenia.
-Nie ma za co – powiedział Wojtek i zamknął za przyjaciółmi drzwi -To co teraz robimy? – skierował się tym razem do mnie.
-Zaraz będziemy wychodzić, o 13 musimy być na hali – uśmiechnęłam się.
-Miałem trochę inne plany.
-Niestety, nie tym razem – dźgnęłam go w bok, po czym złapał mnie, wrzucił sobie na plecy i zaniósł do sypialni.
-Wojtek, nie możesz! – nie mogłam przestać się śmiać.
-Mogę wszystko – powiedział i zaczął się rozbierać, kiedy po raz kolejny zadzwonił dzwonek do drzwi – co znów kurwa!? – krzyknął.
-Spokojnie kochanie, ja otworzę.
Wstałam z łóżka, po drodze poprawiłam włosy i otworzyłam drzwi, w których po drugiej stronie stał Kłos.
-Kto to? – usłyszałam głos Wojtka.
-To ja, to ja! – odkrzyknął mu Karol, z sypialni wyszedł Wojtek i powiedział do Kłosa – świetne masz wyczucie czasu, naprawdę, gratuluję.
-Przeszkodziłem wam w czymś? – poruszył brwiami.
-Nie, skądże – uśmiechnęłam się.
-Dobra to może nie będę dalej przeszkadzał…
-I tak już przeszkodziłeś, mów co chcesz? – tym razem odezwał się Wojtek.
-No, bo jak mówiłem, nie mamy nic w lodówce, a do sklepu też nam się iść nie chce, to może macie pożyczyć mleko, cukier i kawę?
-Haha, poczekaj chwilę – poszłam do kuchni i przyniosłam mu potrzebne rzeczy.
-Dziękuję ci bardzo, ratujesz nam życie, kc pa – wyszedł z mieszkania i udał się schodami na dół.
Po jego wyjściu weszłam do kuchni by i nam zaparzyć kawę, zbliżała się godzina wyjścia, więc mimo namów Wojtka nie wróciłam do sypialni, po kilku minutach skapitulował i również pojawił się w kuchni, kiedy akurat zalewałam kawę, wypiliśmy ją rozmawiając, a potem zgodnie z wcześniejszą obietnicą Włodarczyk dał mi swoją koszulkę, twierdząc, że w Kubiakowej to hańba dla pracownika Skry Bełchatów. Śmiałam się tylko z chęcią założyłam jego koszulkę.
-Wyglądasz w niej niezwykle pięknie – uśmiechnął się.
-Dziękuję – zawiesiłam mu się na szyi.
-Nie ma za co – przytulił mnie.
-To co możemy wychodzić? – spytałam.
-Jasne – postawił mnie na ziemi, ubraliśmy kurtki, bo chociaż był już koniec marca to nadal nie było ciepło.
Na hali byliśmy po 10 minutach, udała się na swoje już stałe miejsce, a Wojtek poszedł do szatni. Po jakichś 30 minutach siatkarze obu drużyn wybiegli na parkiet w celu rozpoczęcia rozgrzewki. Misiek od razu podszedł się przywitać, życzyłam mu powodzenia, po czym dołączył do rozgrzewającej się drużyny Jastrzębskiego Węgla.
Pierwszy set dobiegał końca, ale nadal nie było wiadome kto wygra. Stan 28:27 dla Jastrzębia, wszyscy kibice z Bełchatowa wstrzymali oddech, liczyli na świetną akcję swojej drużyny, jednak nie tym razem, są wybronieni, znów piłka w górze, libero jednej i drugiej drużyny spisują się fenomenalnie, bronią niemożliwe piłki, Masny wystawia do lidera swojego zespołu, który kończy akcję, dając tym samym wygranego seta Jastrzębianom, w pomarańczowym sektorze panuje ogromna radość, ale po chwili wszyscy ucichli, zobaczyli swojego najlepszego zawodnika zwijającego się z bólu na parkiecie, moje serce również zamarło. Nie wiedziałam co się stało…

____________________________________
Nareszcie jest kolejny rozdział, przepraszam Was bardzo, że tak długo się nie odzywałam, ale poprawiałam oceny, dni językowe, bierzmowanie, a ostatnio wycieczka, nie miałam czasu, a nie chciałam pisać czegoś z czego nie byłabym do końca zadowolona, na szybko... Przepraszam Was jeszcze raz, tych, którzy to czytacie, obiecuję już nie robić takich przerw, ale ta nie do końca była zależna ode mnie.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nadal będziecie śledzi losy Amelii, Wojtka i Michała.

Rozdział nieco dłuższy, żeby nadrobić nieobecność.
Pozdrawiam :*

2 komentarze:

  1. Jakąś taką sztuczność wyczuwam w relacjach Amelii z Wojtkiem. Ciekawe co stało się Michałowi. Oby to nic poważnego. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie przez cały rozdział się śmiałam, no normalnie mega! Ale końcówka taka dramatyczna, najprawdopodobniej on umrze, jestem tego pewna! Ja również mogę wszystko, moja droga, hahahahahaha no ten rozdział made my day! <3

    OdpowiedzUsuń