wtorek, 14 lipca 2015

69.

Pierwsze co dostrzegłam po wejściu do szpitala to załamana mama i tata. Wiedziałam, że lekarz z przychodni już ich poinformował, w końcu był dobrym znajomym matki. Przed nimi starałam się być silna, chciałam im za wszelką cenę pokazać, że się nie załamałam, że wierzę, że będzie dobrze. Starałam się ich nawet pocieszyć, wbrew sobie wmawiałam im, że wszystko będzie dobrze, że jakoś to się ułoży. Pożegnałam się z nimi i zabrano mnie na oddział. Gdzie byłam z innymi chorymi, od świata oddzielała nas szklana szyba, kontakty miały zostać ograniczone do minimum. To miał być mój "dom" na najbliższy czas. Nie chciałam tego, cholernie tego nie chciałam. Bałam się, że być może już nigdy stąd nie wyjdę żywa...

dwa tygodnie później

Leczenie rozpoczęło się od sterydów. Wszystko przebiegało gładko i zgodnie z planem. Byłam pełna optymizmu, w tym momencie uwierzyłam, że możliwe jest wyjście z tego gówna. Byłam silna, robiłam to dla Wojtka, który przez ostatni czas był w szpitalu niemal codziennie. Spędzał tu każdą wolną chwilę. Stasiem, za którym ogromnie tęskniłam zajmowali się Kłos z Wroną i Paulina z Mariuszem, byłam im za to wdzięczna. Wiadomo, że wolałabym mieć syna przy sobie, ale nie mogłam go narażać, jest jeszcze zbyt malutki. Z jednej strony cieszyłam się, że Wojtek jest ze mną, z drugiej jednak nie chciałam, żeby oglądał mnie w takim stanie. Widziałam jak bardzo go to boli. Nie chciałam, żeby cierpiał, starał się tego nie okazywać, ale oczy zdradzały wszystko.

Pocieszające było jednak to, że pogodził się z moją matką. Podobno to ona wyciągnęła pierwsza rękę. Zaproponowała mu nawet, żeby u nich zamieszkał, bo i tak codziennie jest w Łodzi, ale się nie zgodził. Ma obowiązki w klubie, musi stawiać się na treningach, oderwać się choć na chwilę od tego wszystkiego. Cieszyłam się, że między nimi jest już dobrze, przynajmniej o to mogłam być spokojna.

{ Wojtek }

Od dłuższego czasu widziałem, że coś się dzieje, a jednak nie zareagowałem. Plułem sobie teraz w brodę, mogłem zrobić cokolwiek...

Kiedy powiedziała mi, że jest chora, myślałem, że żartuje, byłem tego pewien. To było dla mnie nie do przyjęcia. Nagle cały świat mi się zawalił. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Chciałem być silny, pokazać jej, że jestem twardzielem, bo w końcu chłopaki nie płaczą, no nie? Nie udało się. Płakałem jak dziecko. Kochałem ją, tak cholernie ją kochałem, nie mogłem pozwolić na to, żeby jej nie było. Nie mogłem jej stracić. Wiedziałem, że to ta jedna, jedyna, na całe życie. Chciałem się z nią ożenić, mieć kolejne dziecko, a może nawet dzieci. Byłem wściekły na los, że chce mi to wszystko zabrać, że chce mi zabrać JĄ. Nie umiałem pogodzić się z tym, że ONA, mój największy skarb, może odejść. Kiedy zawiozłem ją do szpitala, cholernie się bałem. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Tak bardzo nie chciałem się z nią rozstawać, to było najgorsze pożegnanie w moim życiu. Kiedy odchodziła, nie mogłem powstrzymać łez, zaczekałem aż zniknie za drzwiami. Tak bardzo chciałem być wtedy przy niej, ale nie mogłem. Muszę zająć się naszym synem. Kiedy zniknęła zabrałem Stasia i wróciłem do Bełchatowa. Pod mieszkaniem spotkałem Karola i Andrzeja, byli przerażeni.

-Wojtek, kurwa. O co w tym wszystkim chodzi, gdzie do cholery jest Amelia? - zaczął zdenerwowany Karol.
-Rozstaliście się? - zapytał przerażony Wrona.

-Wejdźcie do środka, nie będziemy chyba rozmawiać na klatce - przedłużałem jak tylko mogłem, by nie mówić im bolesnej prawdy.
-No mów, co się dzieje?!
-Kurwa, Wojtek. Przyjaźnimy się i chyba mamy prawo wiedzieć!
-Amelka jest bardzo chora, ma białaczkę, właśnie zawiozłem ją do szpitala do Łodzi - powiedziałem szybko, a oni zamilkli, żaden z nich się nie odezwał, dopiero po chwili głos zabrał Kłos:
-P-powiedz, że t-to nie p-prawda.
-Wyglądam jakbym żartował?

Nie musieli nic więcej mówić, wiedzieli, że nie żartuję. Byli w szoku, widziałem po nich, że to analizują, jakby nie mogło to do nich dotrzeć. Zastanawiali się co powiedzieć, ale przecież i tak nie było słów, które mogłyby wyrazić co czują.

-Co teraz? - powiedział nagle Andrzej.
-Musi przejść chemioterapię, chyba potrzebny będzie szpik, nie wiem jeszcze za wiele, ale mam jutro badania, sprawdzą czy mogę być dawcą.
-Jedziemy z tobą, cała drużyna jedzie, na pewno wszyscy będą chcieli jakoś pomóc.
-Zaangażujemy więcej ludzi, jeśli będzie trzeba poprosimy kibiców, na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie.
-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz?
 

Przytaknąłem chociaż cholernie bałem się, że dobrze nie będzie, że coś pójdzie nie tak. Musiałem jednak być dobrej myśli, wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży.

{ Amelia, kila dni przed pierwszą chemią }

Minęło trochę czasu, lekarze mówili, że wszystko idzie dobrze i niedługo podadzą mi pierwszą chemię, bałam się, ale wiedziałam, że to jedyna droga do wyjścia z tego gówna. Leżąc tu straciłam rachubę czasu, każdy dzień wyglądał tak samo. Wojtek przychodził i odchodził, wyglądał coraz gorzej, nie chciałam, żeby ze mną siedział, pragnęłam, żeby był szczęśliwy, a w tym momencie ja tego szczęścia mu dać nie mogłam. Cały czas była też przy mnie matka, z którą teraz miałam nieco lepszy kontakt. Szkoda, że dopiero w takich okolicznościach, udało nam się pogodzić. Od czasu do czasu wpadali też siatkarze, najczęściej Kłos z Wroną, którzy byli naprawdę silni albo dobrze udawali. Za każdym razem kiedy przychodzili poprawiał mi się humor. To niesamowici mężczyźni. Przychodził Przemek, Bartman, a dziś przyleciał nawet Kubiak z Turcji. Wieści, a szczególnie te złe, szybko się rozchodzą. Ktoś zapukał, pomyślałam, że to pewnie Wojtek lub mama, ewentualnie ktoś do mojej "współlokatorki". Kiedy wszedł zatkało mnie, nie wiedziałam co mam powiedzieć ani jak się zachować. Podszedł bliżej i przywitał się.

-Cześć Amelka - spojrzał na mnie tym swoim smutnym wzrokiem.
-Witaj - próbowałam się uśmiechnąć, ale jedyne na co było mnie stać to dziwny grymas na twarzy. Kubiak jednak zignorował go, a na sali zapanowała niezręczna cisza. Widziałam, że Michał chce coś powiedzieć, ale nie może dobrać odpowiednich słów, nie wie jak zacząć. Postanowiłam mu to ułatwić i to ja odezwałam się pierwsza:
-Miło, że przyleciałeś.
-Wolałbym, żeby nasze spotkanie odbyło się w innych okolicznościach, w innym miejscu... - w jego oczach pojawiły się łzy.
-Uwierz, że nie jestem tu z własnej woli i też trochę inaczej wyobrażałam sobie to wszystko - odparłam sarkastycznie.
-Przepraszam jeśli cię zdenerwowałem. Długo zastanawiałem się czy przyjeżdżać tu, czy nie... Odkąd się dowiedziałem biłem się z myślami, nie wiedząc co mam zrobić. Wiedziałem, że muszę tu być, żeby pokazać ci, że mi na tobie zależy, z drugiej jednak strony nie byłem pewien jak zareagujesz, czy w ogóle będziesz chciała mnie widzieć i ze mną rozmawiać.
-Na prawdę cieszę się, że cię widzę - tym razem udało mi się posłać mu szczery uśmiech - dawno cię nie widziałam, opowiadaj co u ciebie - zachęciłam go.
-Myślę, że na takie rozmowy jeszcze przyjdzie czas, wolałbym wiedzieć co u ciebie, Zbyszek nie mówił mi zbyt wiele, bo sam za dużo nie wiedział.
-Przyjdzie czas? Michał, ja nie wiem czy ja dożyję następnej rozmowy z tobą - w oczach stanęły mi łzy - dlatego chciałabym wiedzieć co u ciebie, chciałabym się z tobą pogodzić, chciałabym też, żebyśmy znów byli przyjaciółmi, ja wiem, że to nie jest dobry moment i że ciebie skrzy...
-Zapomnij o tym - przerwał mi.
-Wiem, że cię skrzywdziłam - kontynuowałam, nie zwracając na niego uwagi - nie chciałam jednak tego. Nigdy nie chciałam, żebyś cierpiał przeze mnie. Kocham Wojtka, zawsze go kochała, ale i ty nie jesteś mi obojętny, zresztą nigdy nie byłeś. Jesteś dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym, kimś więcej niż przyjacielem, traktuję cię jak brata, nie chciałam, żeby to wszystko się zepsuło, żeby tak wyszło i było jak jest teraz - rozpłakałam się totalnie.
-Nie płacz, proszę - złapał mnie za brodę i zmusił abym spojrzała mu w oczy - wszystko jest w porządku - zapewnił.
-Misiek nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało!
-Mi ciebie też - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, a potem mocno przytulił.

W tym jakże idealnym momencie do sali wszedł Wojtek, który był mocno zdziwiony i zdezorientowany przez to co zobaczył.

-O co tu chodzi? - zapytał patrząc gniewnie na Kubiaka - możecie mi to kurwa wytłumaczyć? - powtórzył pytanie, gdy nie uzyskał odpowiedzi na poprzednie.
-Przyjechałem tu, żeby odwiedzić PRZYJACIÓŁKĘ, która jest chora - powiedział Kubiak patrząc mu wyzywająco, prosto w oczy.
-Hmmm, ciekawe. Od razu musisz ją przytulać w TAKI sposób? - nie ukrywał poirytowania Wojtek.
-W jaki sposób?
-Ty już dobrze wiesz jaki - odpowiedział i spojrzał na mnie ze smutkiem - chciałem z tobą posiedzieć, ale widzę, że znalazłaś sobie już nowego kompana, nic tu po mnie, nie będę przeszkadzał, cześć - ruszył w stronę drzwi.
-Wojtek Włodarczyk! - krzyknęłam kiedy złapał za klamkę.
-Tak? - odwrócił się i spojrzał pytająco.
-Nie zachowuj się jak obrażalski dupek i chodź tu.
-Ja już i tak będę się zbierał, wpadnę jeszcze niedługo, trzymaj się - pocałował mnie w policzek, powodując tym jeszcze większy gniew u Wojtka i wyszedł.
-Co to miało znaczyć? - zapytał patrząc na mnie gniewnie.
-Uspokój się - poprosiłam go - możesz zachowywać się normalnie?
-Czego on tu chciał i dlaczego cię przytulał?

-Przyleciał specjalnie, kiedy dowiedział się o wszystkim. Pogodziliśmy się.
-Dlatego od razu musiał się na ciebie rzucać i cię przytulać? - ironizował dalej.
-Nikt na nikogo się nie rzucał, proszę cię Wojtek. 
-Widziałem jak on na ciebie pa.. - nie dałam mu dokończyć i po prostu wpiłam się w jego usta, nie powinnam tego robić, ale miałam dosyć jego ględzenia.
-Hmm.. to było miłe - powiedział po chwili - ale muszę zadać ci jedno pytanie. 
-No? 
-Czujesz coś do niego? 
-Tak - popatrzyłam mu prosto w oczy. 
-Wiedziałem... 




{ Wojtek } 


Poszedłem do niej, niby jak zawsze, ale jednak chciałem z nią dziś porozmawiać o czymś dla nas obojga ważnym, czyli o ślubie. Wiedziałem, że to nie jest najlepsza pora, żeby poruszać ten temat, ale kochałem ją bezgranicznie, chciałem, żeby była moją żoną i chciałem, żeby stało się to jak najszybciej. Zadowolony szedłem dobrze znanym mi korytarzem Łódzkiego szpitala, od jakiegoś miesiąca bywałem tu niemal codziennie i za każdym razem szedłem to samą drogą. Wszedłem do sali bez pukania, zazwyczaj tego nie robiłem. Tym razem chyba jednak powinienem, bo to co tam zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Znowu on, blisko niej. Od razu zapytałem o co chodzi, ale nie raczyli mi odpowiedzieć. Byłem wściekły, nie mogłem patrzeć na nich razem. Kubiak pojawił się po raz kolejny. Nie może opuścić żadnej okazji, żeby nas rozdzielić, miałem tego dosyć. Nie doczekałem się porządnych wyjaśnień, więc postanowiłem wyjść, nic tam po mnie.
-Wojtek Włodarczyk! - krzyknęła wtedy moja wybranka, odwróciłem się mierząc ją gniewnym, przepełnionym smutkiem spojrzeniem. Kazała mi zostać, a Michał chyba zrozumiał, że nie jest tu mile widziany i wyszedł. Kiedy zniknął, chciałem, żeby mi to wszystko wyjaśniła. Zaczęła się tłumaczyć, ale byłem na nią wściekły. Kiedy po raz kolejny próbowałem coś powiedzieć, zatkała mi usta pocałunkiem. Tak bardzo pragnąłem jej ust, chciałem, żeby ten moment trwał wieczność. Po chwili odsunąłem się i zapytałem, czy coś do niego czuje.  Kiedy odpowiedziała, że TAK zamurowało mnie.
-Wiedziałem... - odparłem. Byłem wściekły, ręce zacisnęły mi się mimowolnie w pięści, ale starałem się zachować spokój, czekałem, aż ona w końcu coś powie. 
-Czuję do niego sympatię, ogromną sympatię, w końcu jest moim przyjacielem, głupku - zaśmiała się, w taki sposób jaki lubiłem najbardziej. 
-Widzę, że żarty się ciebie trzymają - udawałem obrażonego, a ona przysunęła się do mnie i przytuliła bardzo mocno.

niedziela, 5 lipca 2015

68.

 Od kilku dni czułam się zdecydowanie gorzej niż zwykle. Sądziłam jednak, że to przemęczenie. W końcu od kilku dni nie spałam za dobrze - rola matki zobowiązuje. Staś miał kolki i cały czas płakał. Niby byliśmy z nim u lekarza, ale powiedział nam, że to normalne u małych dzieci, zalecił parzyć ziołowe herbatki i przeczekać to, bo powinno przejść. Nie pozostało nam więc nic innego, jak znosić to. Kiedy jednak kolki ustały, a ja zasłabłam po raz kolejny, poczułam, że coś jest nie tak. Zdecydowałam się pójść do lekarza i zrobić najpotrzebniejsze badania, aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Nie wspominałam o niczym Wojtkowi, bo nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Kiedy wychodziłam do przychodni, powiedziałam mu, że mam spotkanie w sprawie pracy. Nie zadawał zbędnych pytań, powiedział tylko, że pójdzie z dzieckiem do Kłosa i Wrony, którzy byli jeszcze na urlopie. Wiedziałam jak wspaniałymi wujkami są chłopaki, więc się ucieszyłam, że spędzą miło czas.

Lekarz stwierdził, że wyglądam bardzo źle, osłuchał mnie i zlecił badania krwi. Miałam przyjść jutro rano na czczo. Nie za bardzo mi to odpowiadało, ale skoro już postanowiłam, że sprawdzę co ze mną jest nie tak to nie miałam innego wyjścia i obiecałam przyjść następnego dnia.

Gdy wróciłam do domu chłopaków nie było. W sumie to nawet lepiej, będę miała czas, żeby posprzątać i ugotować obiad. Tak, w końcu nauczyła się gotować. Bycie młodą matką i przyszłą żoną jednak zobowiązuje. Właśnie skończyłam sprzątać, kiedy do mieszkania weszło czterech wspaniałych. 
-O proszę! Widzę, że idealnie trafiliśmy - powiedział zadowolony Kłos.
-To co dobrego nam ugotowałaś, mamo? - zapytał Wrona.
-Zupę z dyni i kurczaka faszerowanego.
-Brzmi pysznie - uśmiechnął się Wojtek i pocałował mnie w policzek.
-Ciekawe czy tak samo smakuje - zaśmiał się.
Stanisław usnął, więc Włodarczyk zaniósł  go do łóżeczka, przykrył i mogliśmy w spokoju zjeść.
-Wiesz co Amelka? - zaczął wyszczerzony Karol.
-Słucham ja ciebie. 
-Z dnia na dzień gotujesz coraz lepiej - uśmiechnął się promiennie.
-Staram się - zaśmiałam się.
-Uważam, że powinniśmy przychodzić jadać do was częściej. Zawsze zamawiamy pizze albo jakieś inne śmieciowe żarcie, a u was, dobre, pożywne i zdrowe, idealne dla sportowców.
-Nasze mieszkanie, a przede wszystkim kuchnia, zawsze stoi dla was otworem.

Zjedliśmy a chłopaki postanowili zostać u nas dłużej i pobawić Stasia. Karol był nim niezwykle zachwycony.
-Nie no, on jest coraz bardziej przystojny. Myślę, że niedługo dogoni chrzestnego - mówił z całkowitą powagą.
-Nie wiem czy mam mu gratulować czy współczuć - śmiał się z niego Wrona.
-Zazdrościsz, oj zazdrościsz Andrzejku! 
-Myślę, że powinniśmy ustalić co on będzie robił w przyszłości - rzucił pomysłem Kłos.
-To nie jest taki głupi pomysł - wtrącił się Wojtek.
-Myślę, że będziemy jego osobistymi trenerami siatkówki, ale do klubu też warto go zapisać, może do naszej szkółki? - zaproponował Andrzej. 
-No pewnie! - przytaknął Karol.
-Wyszkolimy go na najlepszego zawodnika w Polsce! - dodał zachwycony Wojtek. 
-Po takich trenerach nie może być inaczej - wtrąciłam ze śmiechem, a kiedy zobaczyłam ich miny, wycofałam się z pokoju.
-Ewentualnie jak nie będzie chciał pójść w siatkówkę to może być koszykarzem...
-...no w ostateczności piłkarzem, ale wtedy to słabo.
-W reprezentacji się raczej nie pokaże, bo to drewniaki.

 Następnego dnia wyszłam z domu kiedy Wojtek jeszcze spał. Szybko załatwiłam wszystko w przychodni i wróciłam do domu z ciepłym pieczywem, kupionym w pobliskiej piekarni. Zrobiłam śniadanie dla Wojtka, mleko dla Stasia i wróciłam do sypialni. Włodarczyk już nie spał, tylko patrzył na mnie pytająco.
-Coś nie tak? - zapytałam.
-Dziwnie się ostatnio zachowujesz. Wszystko w porządku? - widać było po nim, że się martwi.
-Skąd to pytanie? - spojrzałam na niego zdziwiona - wszystko jest dobrze - starałam się uśmiechnąć promiennie.
-Hmm, nie wydaje mi się.
-Przestań szukać dziury w całym. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gdyby nie było na pewno wiedział być o wszystkim pierwszy - zapewniłam go.
-Mam nadzieję - dopiero teraz obdarzył mnie tym swoim Wojtkowym uśmiechem.

dwa dni później

*dzwoni telefon* 
 -Pani Amelia Wilk? 
-Zgadza się, a o co chodzi? - byłam zaskoczona.
-Witam. Dzwonię z przychodni, pani wyniki właśnie przyszły. 
-I jak? Wszystko w porządku? - zapytałam.
-To nie jest rozmowa na telefon. Proszę przyjść jak najszybciej. To bardzo ważne.
-Coś nie tak? - byłam przerażona, nie wiedziałam czego się spodziewać.
-Wszystkiego dowie się pani na miejscu.
-No dobrze, postaram się przyjść jeszcze dziś.
-Czekam na panią. Do widzenia.
Zaniepokoił mnie ten telefon. W głowie miałam najczarniejsze scenariusze. Wiedziałam, że coś wyszło nie tak jak powinno. Czułam to, dlatego nie chciałam zwlekać i jak najszybciej postanowiłam iść do przychodni. Chłopcy byli akurat na spacerze, więc wykorzystałam okazję i poszłam do lekarza. Kiedy weszłam do środka, nie było wielu osób. Zapytałam w recepcji o "mojego" lekarza. Akurat nie miał pacjentów i mogłam wejść od razu.
-Dzień dobry - przywitałam się.
-Nazwisko?
-Wilk, Amelia Wilk.
-O dzień dobry - obdarzył mnie smutnym uśmiechem - niech pani siada. Bardzo dobrze, że pani tak szybko przyszła. 
-O co chodzi? - zapytałam oschle, nie miałam czasu na rozwodzenie się na temat tego, że przyszłam.
-Nie mam dla pani dobrych informacji.
-No to słucham - byłam lekko poirytowana tym, że tak przeciąga, chciałam wiedzieć od razu.
-To co teraz powiem może dla pani zabrzmieć jak wyrok, proszę jednak...
-Wydusi pan to wreszcie z siebie? - przerwałam mu wywód.
-...proszę jednak pamiętać, że ...- ciągnął dalej niewzruszony. 
-Że co? 
-...że to nir koniec świata. Z badań wynika jednoznacznie iż ma pani ostrą białaczkę limfoblastyczną.
-Słucham?! - zapytałam przerażona. 
-Uratować panią może jedynie przeszczep szpiku. 
-Nie, nie wierzę w to. To nie jest możliwe. Nie czuję się aż tak źle. Może potrzebne będą jakieś dodatkowe badania?
-Niestety, diagnoza jest ostateczna, ale proszę się nie załamywać i być dobrej myśli, na pewno...
-Jak mam być dobrej myśli, no jak?! Mówi mi pan, że mam białaczkę i to ostrą białaczkę, a ja mam się cieszyć. Nie wiadomo czy znajdzie się dawca, nie wiadomo jak długo przeżyję, a pan mi mówi, że mam być dobrej myśli?!   
-Proszę się nie denerwować, to nic nie da.
-Przepraszam - powiedziałam, a po policzkach zaczęły płynąć mi gęste łzy.
-Pani Amelio, proszę się nie zamartwiać.
-Co teraz ze mną będzie panie doktorze? - zapytałam ze smutkiem.
-Musi pani jak najszybciej trafić do szpitala, najlepiej dziś lub jutro. 
-Proszę niech pan mi da trochę czasu na pożegnanie się z rodziną.
-W pani sytuacji każdy dzień zwłoki może okazać się..
-Proszą pana tylko o jeden dzień Nie mogę od nich odejść tak po prostu. Jeden dzień... błagam. 
-Dobrze, w takim razie proszę się stawić jutro po południu w instytucie w Łodzi, tam zajmie się panią jedna z najlepszych specjalistek w Polsce, Alicja..
-Wilk - dokończyłam za niego - obawiam się, że się nie zajmie.
-Dlaczego? - by zdziwiony - już z nią rozmawiałem.
-Z tego co wiem, matka nie może leczyć córki...
-To pani matka?
-Tak - powiedziałam spokojnie.
-W takim razie poszukam kogoś innego.
-Dziękuję panu bardzo, a teraz jeśli mogę, chciałabym wrócić do domu.
-Proszę bardzo. Do zobaczenia jutro!
-Do widzenia - powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.

Kiedy opuściłam budynek przychodni nie za bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Teraz kiedy wreszcie wszystko zaczęło się układać, kiedy zaczęło być dobrze i udało nam się wyjść na prostą, musiało się wydarzyć coś takiego. Nagle cały świat zwalił mi się na głowę. Nie potrafiłam wyobrazić sobie jak poinformuję o tym Wojtka. Jak miałam mu to powiedzieć, żeby go nie zranić, żeby nie cierpiał tak jak ja? Jak miałam przekazać mu wiadomość o tym, że umieram? Chciałam do maksimum wykorzystać czas jaki nam został. Gdy weszłam do mieszkania Wojtek był w środku, Stasia zostawił u chrzestnego i podobno świetnie się tam bawili. Nawet lepiej, że go nie było, mogłam porozmawiać z Wojtkiem na spokojnie. Nie wiedziałam jednak jak mam zacząć. Zamiast powiedzieć cokolwiek, po prostu podeszłam do niego i go przytuliłam. 
-Ej, skarbie - spojrzał na mnie troskliwie - co jest? 
-Nic - wzruszyłam ramionami, nie byłam gotowa, żeby powiedzieć mu o wszystkim - cieszę się, że cię mam, naprawdę. Kocham cię.
-Ja też ciebie kocham, ale widzę, że coś jest nie tak - był naprawdę zmartwiony.
-Wszystko jest dobrze - skłamałam, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy, szybko je otarłam z nadzieją, że nie zauważy, ale nic nie umknie jednak jego uwadze.
-Powiedz mi o co chodzi, proszę.
-Wojtuś, ja.. ja umieram. 
-Co, co się dzieje? - zrobił przerażoną minę.
-Mam ostrą białaczkę. Jutro muszę jechać do szpitala. Nie wiadomo kiedy z niego wyjdę...
-Jak to? Amelka! To niemożliwe! Powiedz mi, że to niemożliwe! - kiedy nie odpowiedziałam kontynuował - to nie może tak być rozumiesz, nie może?
-To pewne Wojtuś, nic nie mogę poradzić - powiedziałam i rozpłakałam się na dobre.
-Nie mogę cię stracić, nie mogę! Rozumiesz to? Jesteś dla mnie wszystkim, kocham cię najmocniej na świecie! - krzyczał a w oczach miał łzy, widziałam w nich cholerny ból i bezradność.
-Ja ciebie też Wojtuś, ja ciebie też.
 
Resztę dnia spędziliśmy bawiąc się ze Stasiem. Nie wyobrażałam sobie nawet tego jak zniesiemy rozłąkę. Staszek był przecież jeszcze taki malutki, nie mogłam go zostawić. Chciałam patrzeć jak rośnie, jak robi pierwsze kroki i wypowiada pierwsze słowa. Chciałam być z nim w najważniejszych momentach jego życia, być jego częścią, ale nie mogłam. Los brutalnie nas rozdzielił i już jutro muszę się z nim pożegnać, z nim i z Wojtkiem. Z dwoma najważniejszymi mężczyznami w moim życiu. To było dla mnie straszne i nijak nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nie chciałam się z nimi rozstawać, nie w takim momencie. Wiedziałam, że muszę być silna w końcu mam dla kogo walczyć. Włodarczyk cały czas mnie wspierał, zapewniał, że z tego wyjdę, obiecał też, że zawiezie mnie jutro do Łodzi. Rano obudziłam się i byłam przerażona jak jeszcze nigdy wcześniej, nie chodziło o samo to, że idę do szpitala, ale o to, że muszę zostawić Wojtka samego z Małym. Nie chciałam też mówić nic Kłosowi i Wronie, ale musiałam się z nimi pożegnać. Poszłam do nich rano, kiedy jeszcze spali, wiedziałam, że potem wyjeżdżają i już nie będzie okazji. Pukałam kilka razy, ale nie otwierali, nie dawałam jednak za wygraną, obudziłam ich. Kiedy mnie zobaczyli byli nieco zaskoczeni. Weszłam do środka i ich przytuliłam, każdego z osobna, powiedziałam jeszcze, że widzimy się niebawem. Byli zszokowani i nie za bardzo wiedzieli co się dzieje. Poprosiłam ich jeszcze, żeby pomogli Wojtkowi w opiece nad dzieckiem. Pożegnałam się z nimi jeszcze raz i wyszłam zostawiając ich osłupiałych w mieszkaniu.
Najgorsze było jednak pożegnanie z Wojtkiem i Stasiem pod szpitalem. Płakałam ja, płakał Włodarczyk, a do tego nawet Staś, któremu udzieliła się nasza rozpacz. Starałam się być silna, ale za nic mi nie wychodziło. Coś we mnie pękło, nie potrafiłam nawet udawać, że się nie boję, że wierzę w to, że będzie dobrze. Przytuliłam po raz ostatni Staszka, pożegnałam się z Wojtkiem i odeszłam. Coś jednak kazało mi wrócić. Jeszcze raz rzuciłam mu się w ramiona, jeszcze raz poczułam smak jego ust, jeszcze raz byłam z nim naprawdę blisko. Miałam nadzieję, że nie są to nasze ostatnie wspólne chwile. 

-Bardzo Cię kocham - powiedziałam i ponownie wpiłam się w jego usta.
-Ja ciebie też - odpowiedział i przytulił mnie mocniej do siebie, widziałam jak walczy z tym, by nie okazać słabości, ale mu się nie udawało, płakał jak małe dziecko - obiecaj mi, że z tego wyjdziesz, że wszystko będzie dobrze. 
-Chciałabym, naprawdę bym chciała. 
-I tak będzie. 
-Muszę już iść Wojtuś, zajmij się Małym. 
-Dobrze, bądź spokojna. Jutro do ciebie przyjadę, nie martw się. 
Musiałam już iść, nie było odwrotu. Kiedy odchodziłam nie mogłam nawet się odwrócić, chyba serce pękło by mi na pół. Los wystawił nas na trudną próbę, jeśli przetrwamy nawet to, to będziemy razem już zawsze.

_________________________________________________
Zapraszam, powolutku zbliżam się do końca. Jeszcze 2-4, rozdziały i finito. 

wtorek, 30 czerwca 2015

67.

{ jakiś czas później ... }

Staś rósł i był coraz bardziej podobny do Wojtka. Właściwie kiedy patrzyliśmy na zdjęcia Wojtka z dzieciństwa to nasz syn był identyczny. Początkowe obawy, że ojcem być może jednak jest Kubiak znikły. Michał nie dzwonił zbyt często, nie przeszkadzał nam. Kiedy przyjechał po świętach odwiedzić nas i zobaczył jak Mały podobny jest do Włodarczyka całkowicie odpuścił. Przestał też nalegać na testy DNA. Byłam mu wdzięczna za to, wiedziałam ile go to kosztuje, a mimo to uszanował nasze szczęście. Nie chciałam po raz kolejny tego rozdmuchiwać, to nie było łatwe dla żadnego z nas. Po jego wizycie nawet Wojtek stał się jakiś spokojniejszy. 
Przez ten czas od narodzin Staszka byłam cholernie przemęczona. Wojtek starał się i pomagał jak tylko miał chwilę czasu, ale wiedziałam, że nie mogę go za bardzo obarczać. Miał swoje sprawy, był siatkarzem i w domu więcej go nie było jak był. Kiedy już przyjeżdżał to chciałam, żeby odpoczął, wiedziałam jak jest mu ciężko. Za każdym razem kiedy się z nami żegnał był przygnębiony i miał wyrzuty sumienia. Zupełnie niepotrzebnie, bo przez ten czas bardzo zbliżyłam się z żoną Mariusza - Pauliną, która była fantastyczną kobietą i idealnie pasowała do Mariusza. Tworzyli naprawdę wspaniałą rodzinę. Pani Wlazły, często siedziała u nas w domu razem z Arkiem, który pomagał przy opiece nad Stasiem. Starał się jak tylko mógł. To był naprawdę uroczy widok.
W końcu przyszedł czas, żeby pomyśleć nad chrzcinami. Uzgodniliśmy z Wojtkiem, że ja wybiorę chrzestną, a on chrzestnego. Nie miałam z tym żadnego problemu, od razu poprosiłam o to Paulinę, która z chęcią się zgodziła. Włodarczyk miał jednak większy dylemat. Wiedział, że wybierze albo Karola albo Andrzeja, ale nie wiedział, którego z nich. Miał pewność, że gdy wybierze Andrzeja to Karol się obrazi, a jak Karola to Andrzej. Po długim namyśle zdecydował, że chrzestnym nie zostanie żaden z nich. Kiedy im to powiedział byli wściekli. Zarzekali się, że niezależnie od tego kto chrzestnym zostanie drugi przyjmie to na klatę i nie będzie miał o to pretensji. W takim wypadku Wojtek zdecydował się na Karola. Co jednak wywołało niemałą frustrację w Andrzeju, który na kilka dni przestał się odzywać. 

CHRZCINY 

-Stanisławie, ja ciebie chrzczę i w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
-Amen.

Mały był dzielny i w ogóle nie płakał. Cały czas się uśmiechał, a kiedy ksiądz polał mu głowę wodą święconą, zaczął się śmiać. Jak widać od razu upodobnił się do swojego chrzestnego. Karol zrobił Staszkowi niecodzienny prezent. Kupił mu całą wyprawkę, począwszy od skarpetek, a skończywszy na wózku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że każda, nawet najmniejsza rzecz oznaczona była logiem Skry lub napisem "I <3 Kłos" i siódemkami. 
-Rośnie nam wspaniały kibic od najmłodszych lat - popatrzył na niego Kłos z ogromną miłością - a w przyszłości to ty nas zastąpisz, to ty będziesz grał w naszym ukochanym klubie maluszku - dalej rozczulał się nad Staszkiem, z błogim uśmiechem na ustach.
-Tylko bądź trochę lepszym zawodnikiem niż twój chrzestny i szybciej dobiegaj do bloku 0 naśmiewał się z niego Wrona.
-Wiesz co Maleńki, tylko nie zapatruj się czasem na wujka Andrzeja, którego pozycja w klubie to "podawacz wody" ewentualnie "popychacz wózka z piłkami" - odgryzł się Karol, a Andrzej zbity z tropu dał sobie spokój i odszedł. Kłos natomiast nie opuszczał dziecka na krok, cały czas go zabawiał, nosił na rękach, przebierał, woził w wózku i śpiewał mu przyśpiewki Skry, które traktował jako kołysanki. To był naprawdę uroczy widok, do twarzy mu było z dzieckiem na rękach. Widać, że w przyszłości będzie dobrym ojcem.

6.05.2015r. 

Dziś był naprawdę ważny dzień dla nas wszystkich. Ostatni, decydujący o brązowym medalu Mistrzostw Polski 2014/2015 mecz. Musiałam na nim być. Umówiłam się z ojcem, że zajmie się Stasiem. Był zachwycony, że będzie mógł spędzić trochę czasu z wnukiem. Z wiadomych względów nie chciałam prosić matki, pokazywałam jej, że umiem sobie doskonale poradzić bez niej. W sumie ona tez nie próbowała załagodzić sporu. Obydwu nam było dobrze. 
W Energii atmosfera jak zwykle była wspaniała już 30 minut przed meczem hala była pełna, każdy wyczekiwał na siatkarzy, którzy już za moment rozegrają najważniejszy w tym sezonie bój. Wiadomo brązowy medal to dla Skry Bełchatów nie jest szczyt marzeń, jednak trzecie miejsce też jest bardzo dobre, szczególnie patrząc na tegoroczny poziom PlusLigi. Kiedy widowisko się rozpoczęło każdy kibic żółto-czarnych głośno dopingował, a Skra niesiona tym krzykiem grała bardzo dobrze. W końcówce czwartego seta nie było osoby na hali, która by siedziała, wszyscy stali, wszyscy krzyczeli i dopingowali. Po ostatnim gwizdku na hali wybuchła euforia. To było coś niesamowitego! Jeszcze przed dekoracją Włodarczyk podszedł do mnie. Uściskałam go najmocniej jak mogłam.
-Nieźle, co? -  zapytał i uśmiechnął się szeroko.
-Jestem z ciebie cholernie dumna - pocałowałam go. 
-Hmm, to może Staś zostanie dziś na noc u twojego taty? - złożył propozycję nie do odrzucenia. 
-No może - odpowiedziałam. 
Po chwili znaleźli się przy nas Kłos i Wrona. 
-My też dostaniemy nagrody takie jak on? - zapytał Kłos. 
-Nie - zaśmiał się Wojtek - takie nagrody mam tylko ja - pokazał im język i  wpił się w moje usta. 
-Raaanisz nas Wojtek - zajęczał Andrzej. 
-I to bardzo mocno - zawtórował mu Karol. 
-Nie mogę być dla nich taka. W końcu zdobyli medal - zaśmiałam się i uściskałam ich mocno.
-Chcemy więcej, chcemy więcej! - zaczęli krzyczeć i śmiać się. 
-Więcej nie ma - zgrywałam niedostępną. 
-No dobra, jesteś matką jego dziecka, musisz być bardziej jego niż nasza - zrobił smutną minę Karol, po czym wziął Andrzeja pod ramię i odeszli. 
-Idź i ty, zaraz dekoracja - powiedziałam do Wojtka, a on jeszcze tylko skradł mi całusa i pobiegł za chłopakami. 
Po dekoracji wszyscy poszliśmy na imprezę do Facundo i Nicolasa. Pierwszy raz odkąd urodziłam mogłam wyjść z przyjaciółmi i się zabawić. Muszę przyznać, że trochę mi tego brakowało. Oczywiście, wcześniej zadzwoniłam do taty i umówiłam się, że po Stasia pojedziemy jutro po południu. Był wniebowzięty i nie miał nic przeciwko. Na imprezie alkohol lał się litrami. Jak powiedział sam Falasca: "raz w sezonie można". Chłopaki mieli od niego pozwolenie na gruby melanż, więc postanowili to wykorzystać na maksa. Już koło 12 Wojtek chciał wracać jednak do domu, żeby spędzić trochę czasu razem. 
-My już będziemy uciekać - oznajmił wszystkim.
-Ale jak to? - zapytał zdziwiony Kłos. 
-Zostawiacie nas? - zawtórował mu nikt inny jak Andrzej. 
-Sorry panowie, ale mamy dziś wolną, chatę, musimy to jakoś wykorzystać - uśmiechnął się dwuznacznie i wyszliśmy z mieszkania. 
Kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu, od razu zaczęliśmy się namiętnie całować. Pierwszy raz mieliśmy szansę spędzić noc tylko we dwoje, bez płaczu dziecka, bez wstawania. Wszystko ułożyło się idealnie. 

Kiedy rano się obudziłam Wojtek mi się przyglądał. Jak za starych dobrych czasów - pomyślałam. 
-Wyspałaś się? - zapytał z szerokim uśmiechem. 
-Bardzo - zaśmiałam się. 
Nie za bardzo miałam ochotę wstawać z łóżka, najchętniej spędziłabym w nim cały dzień. Obowiązki jednak wzywały. Było już po 12, musieliśmy się ogarnąć i jechać do Łodzi, w końcu ojciec nie mógł siedzieć z małym aż tak długo. Na pewno był zmęczony. 
Około 14 wyjechaliśmy po dziecko. Przez ten czas zdążyłam się już za nim stęsknić i nie mogłam się doczekać, aż znowu wezmę go na ręce. 
Niedługo potem dotarliśmy do domu rodziców. Tata przywitał nas z entuzjazmem, widać było po nim, że jest strasznie zmęczony. Miał ogromne wory pod oczami, co oznaczało, że Mały dał popalić w nocy. No cóż, takie uroki bycia dziadkiem. Matka była obrażona, że o pomoc poprosiłam ojca a nie ją. Trudno, to ona nie akceptowała Wojtka, więc nie wiedziałam czy zaakceptuje jego dziecko. Kiedy przyjechaliśmy nie odzywała się do nas zbyt wiele, wojna trwała nadal. Czułam, że oddalamy się od siebie coraz bardziej, ale każda z nas była zbyt dumna, żeby wyciągnąć rękę i zażegnać konflikt. Chciałabym, aby między nami było normalnie, ale z drugiej strony nie chciałam być tą, która wyjdzie z inicjatywą, czekałam na ruch z jej strony. 
Wizyta w Łodzi nie trwała zbyt długo. Podziękowałam ojcu, wzięliśmy małego i wróciliśmy do Bełchatowa. To oznaczało tylko jedno, koniec sielanki. Czekał nas powrót do szarej rzeczywistości z płaczącym dzieckiem w nocy. Przynajmniej Wojtek miał teraz trochę wolnego, więc będziemy mogli spędzić ze sobą więcej czasu. Ustaliliśmy też, że od przyszłego wracam do pracy w Skrze. Oczywiście Włodarczyk miał przed tym nie małe obiekcje, ale jakoś udało mi się go przekonać. Staszka zapiszemy do żłobka albo znajdziemy jakąś nianię. Do tego jeszcze daleko, mieliśmy mnóstwo czasu.
_____________________________________________
Wiem, że po raz kolejny nawaliłam, ale nie mogę dobrnąć do końca tego opowiadania. Nie chcę obiecywać, że zakończę to szybko. Zaczęły się jednak wakacje, więc mam sporo czasu na pisanie. Jak wyżej, nie obiecuję, ale postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej. Na prawdę cholernie Was przepraszam za moje zachowanie, ale nie miałam głowy do pisania, a też nie chciałam zawieszać bloga. Dziękuję tym, którzy mimo wszystko są i czytają to co się tutaj rodzi. Chwała Wam za to. Pozdrawiam Was i ściskam naprawdę mocno. 

środa, 3 czerwca 2015

66.

Przyjazd Michała chyba nie był potrzebny. Nie dość, że nie rozwiązał problemów między nami to jeszcze sprawił, że czuję się jeszcze gorzej. Niby Michał zrozumiał pewne sprawy, jednak cały czas widać było po nim, że ma do mnie żal za to jak się zachowałam i za to co się wydarzyło. Nie dziwiłam mu się. Poprosiłam go, żeby spróbował zapomnieć o mnie, chciałam, żeby wymazał z pamięci to co się wydarzyło. To jednak nie było takie proste. Czułam się z tym okropnie, najgorsze było to, że nie mogłam nic zrobić. Było po prostu za późno.
Kiedy Wojtek wrócił z treningu od razu zaczął przeprowadzać wywiad. Od samych drzwi zaczął wypytywać o wizytę Kubiaka. Nie miałam mu za bardzo o czym opowiadać, po pierwsze nie chciałam go denerwować, a po drugie to nic wartego opowiedzenia nie miało miejsca. Oczywiście Włodarczyk nie byłby sobą gdyby nie zaczął naciskać. W końcu opowiedziałam mu wszystko po kolei, z najdrobniejszymi szczegółami. Był zły albo mi się wydawało, ale jego wyraz twarzy nagle się zmienił. Zacisnął szczękę.
-Amelka. On cię kocha. On cię kurwa nadal cholernie kocha - powiedział przez zęby.
-I co z tego? - spojrzałam mu prosto w oczy.
-Czy to nic dla ciebie nie znaczy, czy w ogóle cię to nie rusza?
-Rusza mnie, był moim przyjacielem przez długi czas, potem chłopakiem, był dla mnie ważny, nadal jest... - chciałam dokończyć, ale Wojtek mi przerwał.
-No właśnie i przyjechał tu, żeby namówić cię, żebyś jednak wyjechała z nim do Ankary, żebyś zapomniała o mnie i uciekła z nim.
-No i ty oczywiście uważasz, że rzucę mu się w ramiona, spakuje rzeczy i razem z nim wyjdę tak daleko zostawiając tu wszystko?
-Nie, to nie tak.
-Ale tak to wygląda. Wojtek, mógłbyś okazać mi choć trochę zaufania. Ja naprawdę cię kocham i myślałam, że o tym wiesz, ale na każdym kroku doszukujesz się zdrady czy nie wiadomo czego, a to nie ja miałam romans, to nie ja cię zdradziłam.
-Byłaś z nim. Od zawsze był dla mnie konkurencją i zagrożeniem dla naszego związku.
-Nie jest dla ciebie żadnym zagrożeniem, zrozum to wreszcie.
Na tym dyskusja się zakończyła.

{miesiąc później}

Ostatni miesiąc był dla nas niezwykle ciężki. Przez ten okres intensywniej uczęszczaliśmy do szkoły rodzenia. Dodatkowo Wojtkowi zaczęły się mecze, więc było to naprawdę kłopotliwe. Chciałam chodzić sama, żeby Włodi mógł spokojnie trenować i grać, ale nie zgodził się na to. Stwierdził, że musi w tym uczestniczyć, bo on też chce być częścią tego wielkiego wydarzenia. Widziałam, że jest to dla niego męczące, jednak cieszyłam się, że jest razem ze mną, nawet w tak ciężkiej sytuacji.

{30 październik, niedziela}

Nie spałam przez całą noc, czułam się wyjątkowo źle, byłam niespokojna, na domiar złego Wojtka nie było obok, bo wrócił bardzo późno. Grali mecz w Radomiu, który zakończył się po 5 setach, do tego przejazd zajął im sporo czasu. Mimo tego wszystkiego wstałam rano dosyć wcześnie, chciałam przygotować śniadanie dla siebie i dla Włodarczyka. Zrobiłam nam omlet z pomidorami i mozarellą, w między czasie umyłam się, ubrałam, umalowałam i zaniosłam Wojtkowi jedzenie do łóżka. Uśmiechnął się i podziękował mi pocałunkiem. Kiedy tak siedzieliśmy w pewnym momencie poczułam okropny ból w podbrzuszu. Były to chyba pierwsze skurcze. Włodi od razu zobaczył, że coś jest nie tak i szybko zdecydował, że jedziemy do szpitala. Ubrał się tylko i już byliśmy w drodze. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że winda jest nieczynna, a my musieliśmy jak najszybciej znaleźć się na 3 piętrze. Skurcze były coraz mocniejsze, bałam się, że nie dam rady wejść na górę. W tym momencie Wojtek wziął sprawy w swoje ręce, dosłownie i w przenośni, bo złapał mnie i zaniósł na górę, co w moim stanie było dla niego nie lada wyczynem. Był naprawdę silny i nawet przez moment nie pokazał, że jest mu ciężko, nie wymiękł. Weszliśmy na górę od razu podeszła do nas lekarka, która prowadziła ciążę. Żeby nie tracić czasu od razu przeniosła mnie na porodówkę, tam odeszły mi wody. Włodarczyk był cały czas obok, trzymał mnie za rękę, dodawał otuchy, uspokajał. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo chyba nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu. Chociaż podobno poród nie należał do najcięższych i nie trwał jakoś specjalnie długo, to ja miałam wrażenie, że minęła cała wieczność. Położona po wyjęciu dziecka pozwoliła dumnemu Wojtkowi przeciąć pępowinę. Widziałam ogromną radość w jego oczach. Nasz synek ważył 2800g i miał 47cm i choć teraz był taki malutki to Włodi już wróżył mu siatkarską przyszłość, twierdząc, że nadaję się do tego idealnie. Bałam się, że kiedy dostanę noworodka na ręce nie poczuje szczęścia ani nie ogarnie mnie instynkt macierzyński, tak się jednak nie stało. Kiedy dotknęłam tą małą istotkę wiedziałam, że mam wszystko co jest niezbędne do szczęścia - kochającego chłopaka i tą małą istotkę, która już teraz stała się całym moim światem. Czułam, że mam w rękach to co dla mnie najważniejsze.

{Karol Kłos, Andrzej Wrona ~ w tym samym czasie}

Kłos siedział właśnie z chłopakami w szatni przed treningiem, kiedy otrzymał smsa od Włodarczyka: ,,Jestem ojcem, jestem kurrrrwa ojcem! :D"
-Chłopaki, muszę wam powiedzieć coś szalenie ważnego - zaczął Karol - Wojtek właśnie został ojcem! - niemalże wykrzyczał.
-Naprawdę, nie wkręcasz?! - popatrzyli na niego wszyscy, znając Karola wcale nie musiała być to prawda.
-Nie żartuję, właśnie napisał - pokazał im smsa i wszyscy zaczęli się cieszyć.
-Nasz mały Wojtek jest ojcem, jeszcze niedawno sam chodził w pieluchach- powiedział wzruszonu Wlazły.
-Nasz Wojtuś, to niesamowite - dodał Wrona.
-Chłopiec czy dziewczynka? - dopytywał Winiarski.
-Nie wiem, zapomniałem zapytać - powiedział rozbawiony Karol, który zapomniał o najważniejszym.
-No to zapytaj go, na co czekasz! - krzyknęli wszyscy.
-Dobra, dobra panowie, nie ma spiny, już piszę: ,,Gratulacje ziom! Czekamy aż pokażesz nam to cudowne dzieciątko. Chłopiec czy dziewczynka? <3?" -na odpowiedź nie musieli czekać zbyt długo: ,,Chłopiec, Staś :D"
-Chłopak, ludzie, chłopak!
-Koniecznie musimy to oblać - zaproponował Andrzej, a reszta mu zawtórowała.
Kiedy rozpoczął się trening żaden z nich nie mógł się skupić, wszyscy ciągle myślami uciekali do Wojtka i jego dziecka. W końcu Miguel zareagował.
-Co się z wami do jasnej cholery dzieje?!
-Wojtek urodził syna - oznajmił Karol, a Falasca spojrzał na niego zdziwiony - yyyy, znaczy Amelka urodziła - wszyscy parsknęli śmiechem.
-To co wy tu jeszcze robicie?! - zapytał z udawaną złością.
-Naprawdę, możemy? - zapytał z niedowierzaniem Wrona.
-No zmykajcie już, bo się jeszcze rozmyślę.
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać, już po chwili wszyscy byli po prysznicu i jechali do szpitala.

{w tym samym czasie ~ szpital}

Trzymałam właśnie naszego synka na rękach, nie do opisania jest to co poczułam. Miałam nadzieję, że z Wojtkiem będziemy najlepszymi rodzicami na świecie. Kiedy patrzyłam na niego i na Stasia, widziałam jaki jest dumny, widziałam z jaką miłością patrzy na to dziecko, to był najpiękniejszy widok w moim życiu.
Staś spał, a my wybieraliśmy właśnie mebelki do pokoju dla niego, kiedy na korytarzu zrobiło się głośno, ktoś kłócił się z pielęgniarkami, głos wydawał się być znajomy, po krótkiej chwili oboje wiedzieliśmy, że to Kłos z Wroną wykłócają się z personelem szpitala. Wojtek wyszedł przed salę, żeby poprosić o wpuszczenie ich do środka, bardzo się zdziwił kiedy zobaczył całą drużynę pod drzwiami sali. Jakoś udało im się ubłagać pielęgniarkę, żeby ich wpuściła.
Gratulacjom nie było końca, każdy z nich podchodził i ściskał, gratulował, to było naprawdę miłe z ich strony. Oczywiście Wrona z Kłosem już zdążyli się pokłócić o to, który z nich będzie chrzestnym.
-Nie widzisz, że jest wykapanym mną - zaczął Karol - młodziutki, delikatniutki, gładziutki i nieziemsko przystojny, ja powinienem być jego chrzestnym.
-Chyba żartujesz, nie widzisz, że jest bardziej podobny do mnie, ma nawet takie same włosy, kurde, idealnie ułożoną fryzurę i nawet śpioszki ma w kolorze mojej koszulki - zrobił tryumfalną minę.
-A może pozwolicie, że to my zdecydujemy? - zaśmiał się Wojtek.
-Jeśli musisz - Karol zrobił zbolałą minę.
-Dobra, ale wiadomo, jestem waszym numerem jeden - puścił oczko do mnie.
-Brakowało mi was - zaśmiałam się.
-Nam ciebie też - ponownie zdusili mnie w uścisku.
Siatkarze posiedzieli jeszcze chwilę i pielęgniarka ich wygoniła, bo i tak naciągnęła zasady, żeby mogli wejść. Poprosiła, żeby następnym razem przyszli w parach lub pojedynczo, bo 12 wielkich facetów w małej salce to troszeczkę za dużo. Oczywiście przeprosili i obiecali poprawę. Wycałowali ją jeszcze po rękach i umówili się z Wojtkiem na piwo, no bo przecież trzeba opić syna.

{dwa miesiące później}

Nasze życie wywróciło się do góry nogami, nie było jednak tragicznie. Przez ten czas udało mi się poznać rodziców Wojtka. Stresowałam się przed spotkaniem ich, bałam się, że może mnie nie zaakceptują, ale jak się później okazało nie było czego, bo to naprawdę fantastyczni ludzie. Mam nadzieję, że mają takie samo zdanie o mnie. Nie spędziłam z nimi jednak zbyt dużo czasu, bo mogli przyjechać tylko na 3 dni, po których musieli wracać do Andrychowa.
Moi rodzice również starali się pomóc, ale mieli pracę, mimo to w każdej wolnej chwili starali się nas odciążyć. Dziękowałam im za to, bo nie wiem jak poradzilibyśmy sobie bez tego.
Oczywiście i siatkarze byli stałymi gośćmi w naszym domu, najczęściej przychodzili Andrzej z Karolem, którzy uwielbiali spędzać czas ze Stasiem. To było niesamowite w jaki sposób się nim zajmowali i jak potrafili go uspokoić. Mieli do tego świetne podejście.
Pewnego razu przyszedł do nas Mariusz z żoną i swoim synem.
-Tato, tato - zaczął Arek - a czy ja też byłem kiedyś taki mały? - zapytał.
-No pewnie - zaśmiał się Mario.
-To niemożliwe tatku. Bo dlaczemu ja tego nie pamiętam? - zrobił tryumfalną minę.
-Bo byłeś taki malutki, że aż nie możesz tego pamiętać - zaśmiał się Szampon.
-Nie żartuj sobie ze mnie - oburzył się Wlazły junior.
Arek był świetnym, niezwykle błyskotliwym dzieckiem. Uwielbiałam go. Kiedy musieli już iść on nie chciał wyjść, twierdząc, że to teraz będzie jego dom. W końcu jakoś Paulinie udało się go przekonać, że powinien wyjść, obiecał jednak, że na pewno odwiedzi nas w niedalekiej przyszłości.
_________________________________________________________ Nie będę się tłumaczyć, przepraszać. Nie mogłam dodać rozdziału, nie byłam w stanie tego zrobić. 

Powoli zbliżam się do zakończenia tego opowiadania, także nie będziecie musiały się więcej ze mną męczyć. Pozdrawiam serdecznie. 

piątek, 24 kwietnia 2015

65.

Czas płynął nieubłaganie szybko. Moja mama przez ten cały czas była negatywnie nastawiona do Wojtka i nie potrafiła mu ponownie zaufać. Z jej ukochanego Wojtusia, stał się dla niej kimś niechcianym. Starałam się ją zrozumieć. Być może sama nie chciałabym, żeby moje dziecko spotykało się z kimś, kto już raz je skrzywdził. Z mojej perspektywy to wyglądało jednak inaczej, to jest moje życie i ja mam prawo decydować. Kocham Wojtka bardzo mocno i to powinno być dla niej najważniejsze. Przez tą całą sytuację nasze relacje nie wyglądały już tak dobrze jak wcześniej. Nie widywałyśmy się właściwie w ogóle, tylko czasem zadzwoniła zapytać co u mnie i czy na pewno ciąża przebiega prawidłowo. Z ojcem natomiast sytuacja była odwrotna, jeszcze bardziej polubił Wojtka, przyjeżdżał do nas częściej niż wcześniej i spędzał ogrom czasu z nami.

{21 września 2014, JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA}

Droga do finału nie była dla Polaków łatwa, lekka i przyjemna, usłana różami i łatwymi przeciwnikami na drodze, żeby zdobyć mistrzostwo musieli pokonać Rosję, dwukrotnie Brazylię i innych trudnych przeciwników. Reprezentacja Polski przeszła przez te mistrzostwa jak burza przegrywając tylko jeden mecz ze Stanami Zjednoczonymi. Właśnie teraz, w 2014 roku, po 40 latach odzyskała tytuł Mistrza Świata. To niesamowity dzień dla wszystkich sympatyków siatkówki, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Całe mistrzostwa, otoczka wokół nich, tego wszystkiego zazdrościły nam inne nacje. To impreza doskonała pod względem organizacyjnym i sportowym.
Kiedy Polacy odbierali puchar oczy całego świata były na nich skierowane. Ta młoda krew, żółtodzioba Antigi zrobiła coś nieprawdopodobnego. Wtedy kiedy właściwie nikt na nich nie stawiał, po nieudanych Igrzyskach, Mistrzostwach Europy i Lidze Światowej. Gdy z reprezentacją zostali tylko najwierniejsi, właśnie w tym momencie wspięli się na wyżyny swoich umiejętności i zdobyli niezwykłe trofeum.
Jednym smutnym momentem jaki towarzyszył temu wydarzeniu było zakończenie przez Mariusza Wlazłego reprezentacyjnej kariery. Szampon ogłosił ze łzami w oczach, że dziękuje kibicom za wsparcie, ale jego przygoda z kadrą dobiegła właśnie końca. W tym momencie po policzkach wielu kibiców spłynęły łzy, pewien etap został zamknięty.

{kilka dni później}

Kiedy emocje wreszcie zaczęły opadać Kłos z Wroną wrócili do Bełchatowa i od razu przybiegli do naszego mieszkania.
-Ameeeelka! Woooojtuniu! Jak my się za wami stęskniliśmy!
-W zasadzie to nie widzieliśmy się kilka dni - zaśmiałam się.
-Kilka długich, pełnych smutku i przepełnionych pustką ...
-No i kibicami...
-A w szczególności hotkami dni - uzupełniali się Karol z Andrzejem.
-Zdobyliście Mistrzostwo Świata, nie może nie być wokół was szumu - powiedziałam z uśmiechem.
-Bycie najlepszym jest jednak strasznie męczące, cały czas ktoś chce coś od nas, a to wywiad, a to krótką rozmowę, zdjęcie, autograf …
-Nikt nie pomyśli, że mamy przecież też swoje sprawy, swoje rodziny i takich wspaniałych przyjaciół jak wy! - wyszczerzył zęby Kłos.
-Jesteście chorzy - zaśmiał się Wojtek.
-Nie mów, że ty za nami nie tęskniłeś? - zapytał z udawanym smutkiem Andrzej.
-Nawet trochę.
-Jesteś okrutny i łamiesz nam serce. Amelka, powiedz chociaż, że tobie nas brakowało.
-Niesamowicie, usychałam z tęsknoty i nie mogłam żyć, kiedy was nie było - nie mogłam opanować śmiechu.
-To jest poważna sprawa, a wy się bezczelnie śmiejecie. Karolku, wychodzimy! - zadecydował Andrzej.
-Zaraz, zaraz. Zaczekajcie. Kochamy was, mordeczki!
-Mówisz tak tylko dlatego, że zdobyliśmy mistrzostwo!
-Przyjaciel sukcesu!
-Jesteście chorzy - wydusiłam z siebie, płacząc ze śmiechu.  

Dni mijały nam ostatnio dosyć monotonnie. Wojtek wrócił do normalnych treningów, więc mieliśmy mniej czasu dla siebie. Nie mogłam pracować, do porodu zostały dwa miesiące i ciąża była już naprawdę zaawansowana. Spędzałam dużo czasu z tatą, który przyjeżdżał niemalże codziennie. Wydawało mi się, że wychodzi z domu, żeby nie siedzieć z matką, ale nie umiałam go o to zapytać. Wiedziałam, że kocha ją, na swój sposób mu na niej zależy, ale powoli zaczyna mieć dosyć jej zachowania, ciągłego kontrolowania i chęci przejęcia władzy nad wszystkim. Właśnie w takich momentach cieszyłam się, że już z nią nie mieszkam.
Oglądaliśmy właśnie z Wojtkiem Grę o tron kiedy zadzwonił mój telefon. Zdziwiłam się, kiedy spojrzałam na wyświetlacz i okazało się, że to Kubiak. Mimo tego, że miałam mieszane uczucia to odebrałam.
-Słucham.
-Cześć Amelka. Mogę zająć ci chwilę? - zapytał.
-Jeśli musisz.
-W takim razie od razu przejdę do rzeczy. Mogłabyś się jutro ze mną spotkać.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Chciałbym tylko porozmawiać. Wieczorem wylatuje do Ankary. To tylko chwila rozmowy, obiecuję, że potem już mnie nie zobaczysz.
-No dobrze, to gdzie proponujesz?
-Mogę przyjechać po ciebie do Bełchatowa, a potem zobaczymy.
-O której?
-A o której ci pasuje?
-Może być o 15 - zaproponowałam.
-Nie ma problemu, będę o 15. Do zobaczenia i dziękuję.
-Cześć.
Wojtek spojrzał na mnie pytająco.
-Kto dzwonił?
-Kubi - odpowiedziałam krótko.
-Czy umówiłaś się z nim jutro? - zapytał lekko poddenerwowany.
-Tak, na 15.
-Jak to?! Po co?! - niemalże wykrzyczał.
-Bo mnie o to poprosił? Nie denerwuj się, to tylko krótkie spotkanie.
-Znając jego na pewno coś wymyśli. Nie chcę, żebyś tam szła - powiedział, łapiąc mnie za rękę.
-Naprawdę nie masz być o co zły. On wylatuje jutro do Ankary, nie będę się z nim widywać.
-Może chce, żebyś wyleciała z nim?
-Naprawdę uważasz, że zostawiłabym cię tu i rzuciła mu się w ramiona?
-Nie wiem, już sam nie wiem co mam o tym myśleć. Wiem, że masz do niego słabość, że zawsze był i będzie dla ciebie kimś ważnym, wyjątkowym. Boję się, że znów namiesza ci w głowie.
-Czy ty się w ogóle słyszysz? Kocham tylko ciebie, a skoro Michał po tym wszystkim chce ze mną rozmawiać, to chyba powinnam. Jestem mu to wręcz winna, więc nie przesadzaj, zaufaj mi - spojrzałam mu prosto w oczy.
-Dobrze, przepraszam. 

{następny dzień, 15.00}

Kiedy rozległ się dźwięk telefonu, od razu wiedziałam, że to Michał, był punktualny jak zawsze. Zaproponował, żebyśmy pojechali do jakiejś kawiarni, ale nie czułam się tego dnia zbyt dobrze, więc poprosiłam go, żeby wszedł na górę. Nie musiał obawiać się Wojtka, bo ten był aktualnie na treningu.


-Cześć - przywitał się, kiedy otworzyłam mu drzwi.
-Hej, proszę, wejdź - wskazałam mu salon - napijesz się czegoś? - zapytałam.
-Nie, dziękuję. Przyszedłem tylko na chwilę, nie mam zbyt wiele czasu.
-W takim razie, mów o co chodzi.
-Właściwie to przyszedłem się tylko pożegnać. Nie chcę ostawiać jakiś szopek, krzyczeć, czy udawać, że nie boli mnie to co się stało. Nie chciałem tu przychodzić, nie wiedziałem co mam ci powiedzieć, ale pod wpływem Zbyszka się zdecydowałem. Chciałbym ci życzyć szczęścia z Wojtkiem, żebyś wreszcie była naprawdę szczęśliwa.
-Dziękuję - nie spodziewałam się takich słów z jego ust.
-Chciałbym, żebyś wiedziała jeszcze, że nie mogę przestać o tobie myśleć i nadal jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym.
-Powinieneś o mnie zapomnieć.
-Chcę, ale nie mogę, nie potrafię tego zrobić.
-Może łatwiej było by zapomnieć, gdybyśmy się teraz nie spotkali.
-Myślę, że nie wytrzymałbym bez ciebie. Teraz wyjeżdżam i prawdopodobnie wrócę dopiero jak zacznie się sezon reprezentacyjny, o ile w ogóle dostanę powołanie.
-Będzie mi ciebie brakowało. Tak strasznie cię przepraszam za to co się stało, to nie miało prawa się wydarzyć, a ja nie powinnam się tak zachować.
-Zrozumiałem to, może za późno, ale zrozumiałem. Nie mogłaś być ze mną skoro, ciągle kochałaś jego i myślałaś tylko o nim. Nie mogę cię zmusić do pokochania mnie i bycia ze mną. Chciałbym tego, nawet bardzo, ale wiem, że to niemożliwe. Wiedz jednak, że z mojej strony nic się nie zmieniło.
-Daj sobie trochę czasu, a wszystko wróci do normy, w końcu będzie dobrze. Znajdziesz sobie kogoś i będziesz szczęśliwy.
-Nikt nie będzie tobą.
-Będzie ktoś lepszy - uśmiechnęłam się do niego.
-Powinienem już iść. Przepraszam, że zabrałem ci czas. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy mogli się spotkać i porozmawiać.
-No pewnie, z miłą chęcią.
-W takim razie, do zobaczenia - powiedział i zaczął zbierać się do wyjścia.
-Zaczekaj! - krzyknęłam za nim, podeszłam i przytuliłam go, nie mogłam się powstrzymać, chciałam, żeby wrócił stary Michał - mój najlepszy przyjaciel. Odwzajemnił uścisk. - będę za tobą tęsknić - powiedziałam jeszcze kiedy wyszedł z mieszkania.
-Ja za tobą też - usłyszałam jeszcze. 

To była dziwna sytuacja. Kubiak był tak blisko a jednak tak daleko. W naszych relacjach wszystko się zmieniło. Chciałam nadal traktować go jak swojego najlepszego przyjaciela, ale czułam jakąś dziwną granicę między nami. Nie dziwiłam się, że po tych wszystkich wydarzeniach jest tak jak jest. Byłam zaskoczona wizytą Michała i tym jak się zachowywał. Brakowało mi go, ale nie wiedziałam jak mam to naprawić. Dzisiejsza wizyta wcale nie polepszyła naszej sytuacji. Nadal było dziwnie i sztywno. Obawiałam się, że już nigdy nie będzie jak dawniej, jak wtedy kiedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
________________________________________________
Mam krótkie wyjaśnienie. 
Chciałam Was przeprosić za długą nieobecność i niewrzucanie rozdziałów regularnie. Rozumiem, że możecie czuć się przeze mnie źle traktowane, myśleć, że mam Was gdzieś, ale tak nie jest. Po prostu ostatnio trochę nie umiałam pogodzić szkoły z prowadzeniem bloga. Miałam zaległości i musiałam nadrabiać materiał. 
Nie chciałam też wrzucać tu byle czego, napisanego na szybko, czegoś nieprzemyślanego, dlatego stało się jak się stało. Nic na to nie poradzę, mogę Was jedynie za to bardzo mocno przeprosić, bo to nie miało tak być, Bardzo Was cenię i szanuję, cieszę się, że ktoś tu jest, że ktoś to czyta.
Wiem, że moja sytuacja osobista, nie powinna wpływać na funkcjonowanie bloga. Proponowałyście, żebym go zawiesiła, ale dla mnie to nie jest takie łatwe, poza tym powoli zbliżam się do końca tego opowiadania, więc chyba nie ma sensu tego robić. 

Obiecuję, że tym razem postaram się dodać rozdział szybciej. Postaram się, żeby to było 3 maja. 
Jeśli chcecie to czuwajcie, jeśli nie, to miło było dla Was pisać. 
Pozdrawiam serdecznie. :*

sobota, 4 kwietnia 2015

64.

Po ostatnich wydarzeniach chciałam jak najszybciej wracać do Łodzi, ale Wojtek uparł się, że musimy zostać do końca memoriału. Sytuacja nie była dla mnie łatwa, Michał traktował mnie jak powietrze, ciągle był zły i naburmuszony. Najgorsze było to, że odbiło się to również na drużynie, bo z tego co mówili Karol i Andrzej, nawet na treningach nie można się było z nim dogadać. Nie miałam mu za złe tego jaki jest w stosunku do mnie, zachowałam się okropnie i miał do tego pewne prawo. Nie chciałam jednak, żeby to wszystko odbijało się na drużynie, na dodatek jeszcze teraz, tuż przed Mistrzostwami Świata. Nie mogłam jednak nic zrobić, rozmawiać z Kubiakiem nawet nie próbowałam, bo to i tak nie przyniosło by żadnych efektów. Czułam się źle, ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, że wreszcie odzyskałam faceta, którego naprawdę bardzo mocno kochałam i z którym chciałam spędzić resztę swojego życia. 
Ostatni dzień Memoriału Huberta Jerzego Wagnera  
Wczorajszy dzień był dobry dla Polskiej drużyny, wygrana po zaciętym meczu z Rosją zawsze niesamowicie cieszy. Wszyscy wspieraliśmy chłopaków na boisku jak mogliśmy wydzierając się aż do utraty głosu, to przyniosło oczekiwane efekty.  Kiedy rano obudziłam się Wojtek jeszcze spał, popatrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że to właśnie w jego ramionach jest moje miejsce na ziemi, zrozumiałam jak bardzo mi go brakowało, za każdym razem kiedy budziłam się miałam nadzieję, że to właśnie jego zobaczę obok siebie, dziś nareszcie tak się stało. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej i poszłam spać dalej. Niedługo potem obudził mnie huk. Rozejrzałam się i zobaczyłam Wojtka leżącego na podłodze. 
-Wojtek, nic ci nie jest? - zapytałam lekko przestraszona, a on się nie odzywał, wstałam i podeszłam do niego, próbowałam pochylić się nad nim co w zaawansowanej ciąży nie było łatwe, kiedy zbliżyłam swoją głowę do jego, wpił mi się w usta - jesteś głupi, bałam się o ciebie - powiedziałam z lekkim wyrzutem, a on nie mógł przestać się śmiać.  
-I tak mnie kochasz - powiedział i wyszczerzył zęby. 
-No teraz to już chyba nie - udałam obrażoną. 
-Wiem, że tak - powiedział i przytulił mnie mocno do siebie. 
-Bo mnie zgnieciesz głupku - zaśmiałam się. 
 -To nie możliwe, mam w ramionach cały mój świat, muszę o to dbać - pocałował mnie w czoło.  
-Wojtuś, romantyku - uśmiechnęłam się. 
Do meczu nie zrobiliśmy już właściwie nic pożytecznego. Wojtek pobiegł gdzieś z Karolem, a ja zostałam z Wroną w hotelu, bo oboje nie mieliśmy ochoty nigdzie się ruszać. Andrzej oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zasypał mnie milionem pytań odnośnie mojego powrotu do Wojtka. Kiedy uzyskał odpowiedź na wszystkie nurtujące go problemy, postanowił podsumować całą sytuacją: 
-W zasadzie to ja od samego początku wiedziałem, że wy prędzej czy później wrócicie do siebie. Twój związek z Michałem nie mógł się udać, tak samo jak Wojtka z tą dziewczyną - spojrzałam na niego pytająco, bo nie wiedziałam o żadnej innej kobiecie - no próbował być z jakąś laską, ale nie potrafił... bo ona nie była tobą. Wojtek cały czas myślał o tobie, chociaż starał się to przed nami ukrywać. Widziałem jednak jak się spina kiedy mówiliśmy coś o tobie i Kubiaku, udawał, że go to nie rusza, ale bolało go to co się dzieje, nie mógł znieść, że ktoś inny może być z tobą, że to właśnie Michał jest u twojego boku, że zajął jego miejsce. W sumie myślę, że ty też nie byłaś szczęśliwa, zawsze na wspomnienie o Wojtku zmieniał ci się głos, byłaś bardziej skupiona... 
-Chyba minąłeś się z powołaniem, powinieneś zostać psychologiem a nie siatkarzem - uśmiechnęłam się sztucznie. 
-Nie powiesz mi, że nie mam racji, bo ci nie uwierzę. 
-W pewnym stopniu masz. Nie chodzi o to, że nie byłam szczęśliwa, bo byłam, ale go nie kochałam, dlatego, że nie nazywał się Wojtek Włodarczyk, nie był nim i nie potrafiłam tego zaakceptować ani zapomnieć o tym co było, nie umiałam i przede wszystkim nie chciałam.  
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znów  jesteście razem - uśmiechnął się serdecznie. 
-Ja też Andrzejku, ja też. 
Kiedy Kłos z Włodarczykiem wrócili musieliśmy zbierać się na halę. Andrzej z Karolem wyszli wcześniej, bo mieli jechać autobusem. Kiedy Wojtek rozmawiał przez telefon poprawiłam jeszcze makijaż i przebrałam się. Po 15 minutach byłam gotowa, mogliśmy jechać. Dojechaliśmy dosyć szybko i mieliśmy sporo czasu do rozpoczęcia meczu. Wojtek poinformował mnie, że musi na chwilę wyjść i gdzieś zniknął, a ja zostałam sama. Chciałam jeszcze iść do łazienki, ale drogę zagrodził mi jakiś olbrzym. Spojrzałam w górę. 
-Co ty ludzi nie poznajesz? - uśmiechnął się środkowy. 
-Pioooooootruuuuuuś - uśmiechnęłam się szeroko - jak dobrze cię widzieć - pocałowałam go w policzek. 
-Ciebie też - uśmiechnął się - chyba trochę się pozmieniało - powiedział, kiedy spojrzał na brzuch. 
-Tylko troszeczkę. 
-Czemu nic nie mówiłaś, że jesteś w ciąży? Jakoś bym się na to przygotował.  
-Nie było okazji, przepraszam. 
-Nie przepraszaj, cieszmy się, że zostanę wujkiem! - niemalże wykrzyknął - chłopiec czy dziewczynka? - zapytał. 
-Prawdopodobnie chłopiec. 
-To wspaniale! Mam pomysł, dasz mu na imię Piotruś. Przynajmniej będziesz miała gwarancję, że wyrośnie na całkiem fajnego, miłego, porządnego i nieziemsko przystojnego mężczyznę - zaśmiał się. 
-Hmm, pewnie będzie jeszcze tak skromny jak jego wujek.  
-Tak właściwie skromność to moje drugie imię. 
-Na pewno - zaśmiałam się - opowiadaj lepiej co tam u ciebie.  
-Też się trochę zmieniło. Zerwałem z Olą... - powiedział i nagle humor mu się zmienił.  
-Przykro mi Piotruś - złapałam go za rękę - wszystko się jakoś ułoży - przytuliłam go.  
-Mam nadzieję, Amelka - próbował się uśmiechnąć - przepraszam cię bardzo, ale muszę już iść, bo trener się niecierpliwi - wskazał ręką na wołającego go Stephane'a - może spotkamy się jutro? - zaproponował. 
-Z miłą chęcią - zgodziłam się.  
-To zadzwonię do ciebie jutro, pa - pożegnaliśmy się i rozeszliśmy się w swoje strony. 
Wychodząc z toalety wpadłam na Michała.  
-Przepraszam - wyszeptałam, a on tylko spojrzał na mnie z takim ogromnym wyrzutem i poszedł dalej.  
Nie chciałam się tym przejmować, wiedziałam, że miał prawo do takiego zachowania, bo nie byłam w stosunku do niego fair. Trzeba żyć dalej, czasu niestety nie cofnę. Weszłam na halę gdzie kręcił się  już Wojtek, podeszłam do niego i przytuliłam się.  
-Jak dobrze, że jesteś. 
-Coś się stało? - zapytał zdezorientowany.  
-Nic, po prostu cię kocham.  
-Ja ciebie też kocham - pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.  
Mecze z Rosją zawsze budzą ogromne emocje i nigdy nie są łatwe. Tak było i tym razem, po wielkich emocjach, załamaniach i podnoszeniu się polskiej drużyny udało się pokonać Sborną 3:2. To zwycięstwo choć nie dało nam pierwszego miejsca ogromnie cieszyło, w końcu zawsze miło było pokonać wielką Rosję. Po ceremonii na boisko zawołał nas Marek Magiera, byłam zaskoczona i nie wiedziałam o co chodzi. W końcu mikrofon przejął Wojtek. 
-Amelka, wiem, że już raz cię o to prosiłem, ale potem tak wiele się wydarzyło. Kocham cię najmocniej na świecie i chcę spędzić z tobą resztę życia, dlatego chciałem zapytać jeszcze raz. Czy zostaniesz moją żoną? - uklęknął i wyciągnął pierścionek. 
-Tak - odpowiedziałam, byłam bardzo wzruszona. Wszyscy zaczęli bić brawo i krzyczeć "gorzko, gorzko" Wojtek wstał, a nasze usta się spotkały. Magiera włączył marsz weselny. Wszystko było takie piękne. 
Tylko gdzieś w tym wszystkim był Michał, widziałam wściekłość na jego twarzy. Po chwili opuścił halę, pewnie poszedł do szatni, nie chciał patrzeć na to co się dzieje. Nie dziwiłam się, że było mu ciężko. Miałam jednak nadzieję, że w końcu mi wybaczy, że wszystko się ułoży i znów będzie dobrze. Nic jednak na to nie wskazywało.  
Następnego dnia reprezentacja miała wyjechać z Krakowa dopiero po południu. Rano spotkałam się z Piotrkiem, który nie krył zaskoczenia z zaręczyn, ale jednocześnie był szczęśliwy. Rozmawialiśmy również o nim i o Oli. Poszło o to, że w ogóle nie mieli dla siebie czasu, a jak już mieli to tylko się kłócili. Zamiast postarać się zawalczyć o związek, Nowakowski go po prostu zakończył. Był trochę przybity i jakiś nie swój. Chyba nadal ją kochał. Mówiłam, żeby z nią porozmawiał, może nie wszystko jest jeszcze stracone, ale on nie chciał. Urażona męska duma mu na to nie pozwalała. Wiedziałam, że nie robi dobrze, że wszystko jest możliwe, choćby nawet nie wiem po jak długim czasie od zerwania, jeśli dwoje ludzi się naprawdę kocha i nie może bez siebie żyć to bez względu na wszystko będą razem.  Potem, oczywiście po wcześniejszym pożegnaniu się z chłopakami, szczególnie z Wroną i Kłosem, wróciliśmy do Bełchatowa. Uwielbiałam to miasto i za każdym razem, kiedy do niego wracałam czułam się szczęśliwa. Musieliśmy jednak pojechać do Łodzi, żeby zabrać rzeczy i powiedzieć o wszystkim rodzicom. Kiedy Wojtek wyszedł zobaczyć z ojcem nowe auto mama od razu ruszyła do ataku.  
-Amelka, chyba wiesz, że to nie jest chłopak dla ciebie. Ja rozumiem, szczęście, szczęściem, ale nie możesz pozwolić mu, żeby cię tak traktować. Nie zasłużył na kolejną szansę. 
-Mamo, to moje życie i pozwól, że to właśnie ja zdecyduję z kim będę. 
-Wojtek już raz cię skrzywdził, może wzięłabyś to pod uwagę? 
-Wszystko sobie wyjaśniliśmy, kocham go i chcę z nim być, bez względu czy to się tobie podoba czy nie! 
-Obyś nie żałowała tej decyzji i nie wypłakiwała mi się w rękaw! 
-Obiecuję, że już nigdy nie przyjdę do ciebie z żadnym problemem. 
-Nie o to mi chodzi i doskonale o tym wiesz. 
-Nie mam zamiaru dłużej się z tobą kłócić - powiedziałam i wyszłam na dwór gdzie był tata i Wojtek, podeszłam do nich - przepraszam cię tato, ale chyba musimy już wracać.  
-Jak to? Myślałem, że zostaniecie na kolację.  
-Nie mam ochoty dłużej kłócić się z mamą. 
-Przepraszam cię za nią. 
-To nie twoja wina - uśmiechnęłam się. 
-Spróbuję z nią porozmawiać - zaproponował. 
-Dziękuję - pożegnaliśmy się i wróciliśmy do naszego mieszkania. 
_______________________________________________________
Zbliżają się święta, więc życzę Wam wszystkiego najlepszego, mokrego dyngusa, duuuużo miłości i spełnienia marzeń :*