wtorek, 14 lipca 2015

69.

Pierwsze co dostrzegłam po wejściu do szpitala to załamana mama i tata. Wiedziałam, że lekarz z przychodni już ich poinformował, w końcu był dobrym znajomym matki. Przed nimi starałam się być silna, chciałam im za wszelką cenę pokazać, że się nie załamałam, że wierzę, że będzie dobrze. Starałam się ich nawet pocieszyć, wbrew sobie wmawiałam im, że wszystko będzie dobrze, że jakoś to się ułoży. Pożegnałam się z nimi i zabrano mnie na oddział. Gdzie byłam z innymi chorymi, od świata oddzielała nas szklana szyba, kontakty miały zostać ograniczone do minimum. To miał być mój "dom" na najbliższy czas. Nie chciałam tego, cholernie tego nie chciałam. Bałam się, że być może już nigdy stąd nie wyjdę żywa...

dwa tygodnie później

Leczenie rozpoczęło się od sterydów. Wszystko przebiegało gładko i zgodnie z planem. Byłam pełna optymizmu, w tym momencie uwierzyłam, że możliwe jest wyjście z tego gówna. Byłam silna, robiłam to dla Wojtka, który przez ostatni czas był w szpitalu niemal codziennie. Spędzał tu każdą wolną chwilę. Stasiem, za którym ogromnie tęskniłam zajmowali się Kłos z Wroną i Paulina z Mariuszem, byłam im za to wdzięczna. Wiadomo, że wolałabym mieć syna przy sobie, ale nie mogłam go narażać, jest jeszcze zbyt malutki. Z jednej strony cieszyłam się, że Wojtek jest ze mną, z drugiej jednak nie chciałam, żeby oglądał mnie w takim stanie. Widziałam jak bardzo go to boli. Nie chciałam, żeby cierpiał, starał się tego nie okazywać, ale oczy zdradzały wszystko.

Pocieszające było jednak to, że pogodził się z moją matką. Podobno to ona wyciągnęła pierwsza rękę. Zaproponowała mu nawet, żeby u nich zamieszkał, bo i tak codziennie jest w Łodzi, ale się nie zgodził. Ma obowiązki w klubie, musi stawiać się na treningach, oderwać się choć na chwilę od tego wszystkiego. Cieszyłam się, że między nimi jest już dobrze, przynajmniej o to mogłam być spokojna.

{ Wojtek }

Od dłuższego czasu widziałem, że coś się dzieje, a jednak nie zareagowałem. Plułem sobie teraz w brodę, mogłem zrobić cokolwiek...

Kiedy powiedziała mi, że jest chora, myślałem, że żartuje, byłem tego pewien. To było dla mnie nie do przyjęcia. Nagle cały świat mi się zawalił. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Chciałem być silny, pokazać jej, że jestem twardzielem, bo w końcu chłopaki nie płaczą, no nie? Nie udało się. Płakałem jak dziecko. Kochałem ją, tak cholernie ją kochałem, nie mogłem pozwolić na to, żeby jej nie było. Nie mogłem jej stracić. Wiedziałem, że to ta jedna, jedyna, na całe życie. Chciałem się z nią ożenić, mieć kolejne dziecko, a może nawet dzieci. Byłem wściekły na los, że chce mi to wszystko zabrać, że chce mi zabrać JĄ. Nie umiałem pogodzić się z tym, że ONA, mój największy skarb, może odejść. Kiedy zawiozłem ją do szpitala, cholernie się bałem. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Tak bardzo nie chciałem się z nią rozstawać, to było najgorsze pożegnanie w moim życiu. Kiedy odchodziła, nie mogłem powstrzymać łez, zaczekałem aż zniknie za drzwiami. Tak bardzo chciałem być wtedy przy niej, ale nie mogłem. Muszę zająć się naszym synem. Kiedy zniknęła zabrałem Stasia i wróciłem do Bełchatowa. Pod mieszkaniem spotkałem Karola i Andrzeja, byli przerażeni.

-Wojtek, kurwa. O co w tym wszystkim chodzi, gdzie do cholery jest Amelia? - zaczął zdenerwowany Karol.
-Rozstaliście się? - zapytał przerażony Wrona.

-Wejdźcie do środka, nie będziemy chyba rozmawiać na klatce - przedłużałem jak tylko mogłem, by nie mówić im bolesnej prawdy.
-No mów, co się dzieje?!
-Kurwa, Wojtek. Przyjaźnimy się i chyba mamy prawo wiedzieć!
-Amelka jest bardzo chora, ma białaczkę, właśnie zawiozłem ją do szpitala do Łodzi - powiedziałem szybko, a oni zamilkli, żaden z nich się nie odezwał, dopiero po chwili głos zabrał Kłos:
-P-powiedz, że t-to nie p-prawda.
-Wyglądam jakbym żartował?

Nie musieli nic więcej mówić, wiedzieli, że nie żartuję. Byli w szoku, widziałem po nich, że to analizują, jakby nie mogło to do nich dotrzeć. Zastanawiali się co powiedzieć, ale przecież i tak nie było słów, które mogłyby wyrazić co czują.

-Co teraz? - powiedział nagle Andrzej.
-Musi przejść chemioterapię, chyba potrzebny będzie szpik, nie wiem jeszcze za wiele, ale mam jutro badania, sprawdzą czy mogę być dawcą.
-Jedziemy z tobą, cała drużyna jedzie, na pewno wszyscy będą chcieli jakoś pomóc.
-Zaangażujemy więcej ludzi, jeśli będzie trzeba poprosimy kibiców, na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie.
-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz?
 

Przytaknąłem chociaż cholernie bałem się, że dobrze nie będzie, że coś pójdzie nie tak. Musiałem jednak być dobrej myśli, wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży.

{ Amelia, kila dni przed pierwszą chemią }

Minęło trochę czasu, lekarze mówili, że wszystko idzie dobrze i niedługo podadzą mi pierwszą chemię, bałam się, ale wiedziałam, że to jedyna droga do wyjścia z tego gówna. Leżąc tu straciłam rachubę czasu, każdy dzień wyglądał tak samo. Wojtek przychodził i odchodził, wyglądał coraz gorzej, nie chciałam, żeby ze mną siedział, pragnęłam, żeby był szczęśliwy, a w tym momencie ja tego szczęścia mu dać nie mogłam. Cały czas była też przy mnie matka, z którą teraz miałam nieco lepszy kontakt. Szkoda, że dopiero w takich okolicznościach, udało nam się pogodzić. Od czasu do czasu wpadali też siatkarze, najczęściej Kłos z Wroną, którzy byli naprawdę silni albo dobrze udawali. Za każdym razem kiedy przychodzili poprawiał mi się humor. To niesamowici mężczyźni. Przychodził Przemek, Bartman, a dziś przyleciał nawet Kubiak z Turcji. Wieści, a szczególnie te złe, szybko się rozchodzą. Ktoś zapukał, pomyślałam, że to pewnie Wojtek lub mama, ewentualnie ktoś do mojej "współlokatorki". Kiedy wszedł zatkało mnie, nie wiedziałam co mam powiedzieć ani jak się zachować. Podszedł bliżej i przywitał się.

-Cześć Amelka - spojrzał na mnie tym swoim smutnym wzrokiem.
-Witaj - próbowałam się uśmiechnąć, ale jedyne na co było mnie stać to dziwny grymas na twarzy. Kubiak jednak zignorował go, a na sali zapanowała niezręczna cisza. Widziałam, że Michał chce coś powiedzieć, ale nie może dobrać odpowiednich słów, nie wie jak zacząć. Postanowiłam mu to ułatwić i to ja odezwałam się pierwsza:
-Miło, że przyleciałeś.
-Wolałbym, żeby nasze spotkanie odbyło się w innych okolicznościach, w innym miejscu... - w jego oczach pojawiły się łzy.
-Uwierz, że nie jestem tu z własnej woli i też trochę inaczej wyobrażałam sobie to wszystko - odparłam sarkastycznie.
-Przepraszam jeśli cię zdenerwowałem. Długo zastanawiałem się czy przyjeżdżać tu, czy nie... Odkąd się dowiedziałem biłem się z myślami, nie wiedząc co mam zrobić. Wiedziałem, że muszę tu być, żeby pokazać ci, że mi na tobie zależy, z drugiej jednak strony nie byłem pewien jak zareagujesz, czy w ogóle będziesz chciała mnie widzieć i ze mną rozmawiać.
-Na prawdę cieszę się, że cię widzę - tym razem udało mi się posłać mu szczery uśmiech - dawno cię nie widziałam, opowiadaj co u ciebie - zachęciłam go.
-Myślę, że na takie rozmowy jeszcze przyjdzie czas, wolałbym wiedzieć co u ciebie, Zbyszek nie mówił mi zbyt wiele, bo sam za dużo nie wiedział.
-Przyjdzie czas? Michał, ja nie wiem czy ja dożyję następnej rozmowy z tobą - w oczach stanęły mi łzy - dlatego chciałabym wiedzieć co u ciebie, chciałabym się z tobą pogodzić, chciałabym też, żebyśmy znów byli przyjaciółmi, ja wiem, że to nie jest dobry moment i że ciebie skrzy...
-Zapomnij o tym - przerwał mi.
-Wiem, że cię skrzywdziłam - kontynuowałam, nie zwracając na niego uwagi - nie chciałam jednak tego. Nigdy nie chciałam, żebyś cierpiał przeze mnie. Kocham Wojtka, zawsze go kochała, ale i ty nie jesteś mi obojętny, zresztą nigdy nie byłeś. Jesteś dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym, kimś więcej niż przyjacielem, traktuję cię jak brata, nie chciałam, żeby to wszystko się zepsuło, żeby tak wyszło i było jak jest teraz - rozpłakałam się totalnie.
-Nie płacz, proszę - złapał mnie za brodę i zmusił abym spojrzała mu w oczy - wszystko jest w porządku - zapewnił.
-Misiek nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało!
-Mi ciebie też - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, a potem mocno przytulił.

W tym jakże idealnym momencie do sali wszedł Wojtek, który był mocno zdziwiony i zdezorientowany przez to co zobaczył.

-O co tu chodzi? - zapytał patrząc gniewnie na Kubiaka - możecie mi to kurwa wytłumaczyć? - powtórzył pytanie, gdy nie uzyskał odpowiedzi na poprzednie.
-Przyjechałem tu, żeby odwiedzić PRZYJACIÓŁKĘ, która jest chora - powiedział Kubiak patrząc mu wyzywająco, prosto w oczy.
-Hmmm, ciekawe. Od razu musisz ją przytulać w TAKI sposób? - nie ukrywał poirytowania Wojtek.
-W jaki sposób?
-Ty już dobrze wiesz jaki - odpowiedział i spojrzał na mnie ze smutkiem - chciałem z tobą posiedzieć, ale widzę, że znalazłaś sobie już nowego kompana, nic tu po mnie, nie będę przeszkadzał, cześć - ruszył w stronę drzwi.
-Wojtek Włodarczyk! - krzyknęłam kiedy złapał za klamkę.
-Tak? - odwrócił się i spojrzał pytająco.
-Nie zachowuj się jak obrażalski dupek i chodź tu.
-Ja już i tak będę się zbierał, wpadnę jeszcze niedługo, trzymaj się - pocałował mnie w policzek, powodując tym jeszcze większy gniew u Wojtka i wyszedł.
-Co to miało znaczyć? - zapytał patrząc na mnie gniewnie.
-Uspokój się - poprosiłam go - możesz zachowywać się normalnie?
-Czego on tu chciał i dlaczego cię przytulał?

-Przyleciał specjalnie, kiedy dowiedział się o wszystkim. Pogodziliśmy się.
-Dlatego od razu musiał się na ciebie rzucać i cię przytulać? - ironizował dalej.
-Nikt na nikogo się nie rzucał, proszę cię Wojtek. 
-Widziałem jak on na ciebie pa.. - nie dałam mu dokończyć i po prostu wpiłam się w jego usta, nie powinnam tego robić, ale miałam dosyć jego ględzenia.
-Hmm.. to było miłe - powiedział po chwili - ale muszę zadać ci jedno pytanie. 
-No? 
-Czujesz coś do niego? 
-Tak - popatrzyłam mu prosto w oczy. 
-Wiedziałem... 




{ Wojtek } 


Poszedłem do niej, niby jak zawsze, ale jednak chciałem z nią dziś porozmawiać o czymś dla nas obojga ważnym, czyli o ślubie. Wiedziałem, że to nie jest najlepsza pora, żeby poruszać ten temat, ale kochałem ją bezgranicznie, chciałem, żeby była moją żoną i chciałem, żeby stało się to jak najszybciej. Zadowolony szedłem dobrze znanym mi korytarzem Łódzkiego szpitala, od jakiegoś miesiąca bywałem tu niemal codziennie i za każdym razem szedłem to samą drogą. Wszedłem do sali bez pukania, zazwyczaj tego nie robiłem. Tym razem chyba jednak powinienem, bo to co tam zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Znowu on, blisko niej. Od razu zapytałem o co chodzi, ale nie raczyli mi odpowiedzieć. Byłem wściekły, nie mogłem patrzeć na nich razem. Kubiak pojawił się po raz kolejny. Nie może opuścić żadnej okazji, żeby nas rozdzielić, miałem tego dosyć. Nie doczekałem się porządnych wyjaśnień, więc postanowiłem wyjść, nic tam po mnie.
-Wojtek Włodarczyk! - krzyknęła wtedy moja wybranka, odwróciłem się mierząc ją gniewnym, przepełnionym smutkiem spojrzeniem. Kazała mi zostać, a Michał chyba zrozumiał, że nie jest tu mile widziany i wyszedł. Kiedy zniknął, chciałem, żeby mi to wszystko wyjaśniła. Zaczęła się tłumaczyć, ale byłem na nią wściekły. Kiedy po raz kolejny próbowałem coś powiedzieć, zatkała mi usta pocałunkiem. Tak bardzo pragnąłem jej ust, chciałem, żeby ten moment trwał wieczność. Po chwili odsunąłem się i zapytałem, czy coś do niego czuje.  Kiedy odpowiedziała, że TAK zamurowało mnie.
-Wiedziałem... - odparłem. Byłem wściekły, ręce zacisnęły mi się mimowolnie w pięści, ale starałem się zachować spokój, czekałem, aż ona w końcu coś powie. 
-Czuję do niego sympatię, ogromną sympatię, w końcu jest moim przyjacielem, głupku - zaśmiała się, w taki sposób jaki lubiłem najbardziej. 
-Widzę, że żarty się ciebie trzymają - udawałem obrażonego, a ona przysunęła się do mnie i przytuliła bardzo mocno.

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Mam nadzieję, że Melka wyzdrowieje ;)
    Naprawdę lubię Twój sposób pisania, taki lekki i przyjemny...
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowe opowiadania o Thomasie Jaeschke
    http://farewell-in-sunflowers.blogspot.com/
    I na świeżutki rozdział do Baku ;)
    http://gdy-zapada-noc-szukajmy-slonca-krainy.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że wpadniesz i skomentujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. TY ZŁA KOBIETO!
    Jak mogłaś to wszystkim zrobić, no jak? ;'(
    Ja wierzę, że tak nie skończysz. Ona wyzdrowieje, Staś urośnie, będzie miał siostrzyczkę i jeszcze Wojtek z Michałem się polubią. Wszystko bedzie pięknie i ładnie :D
    Czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny??nie bo znowu czemu bardzo długo !!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. jesteśmy i czekamy, ale to nie będzie trwało wiecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem wszystko ale to jest bezsensu. Najpierw przepraszasz , że długo nie pisałaś a potem znowu czekamy na rozdział ponad miesiąc .!!!! Pomyśl nad zakończeniem opowiadania .

    OdpowiedzUsuń