Przyjazd Michała chyba nie był potrzebny. Nie dość, że nie rozwiązał problemów między nami to jeszcze sprawił, że czuję się jeszcze gorzej. Niby Michał zrozumiał pewne sprawy, jednak cały czas widać było po nim, że ma do mnie żal za to jak się zachowałam i za to co się wydarzyło. Nie dziwiłam mu się. Poprosiłam go, żeby spróbował zapomnieć o mnie, chciałam, żeby wymazał z pamięci to co się wydarzyło. To jednak nie było takie proste. Czułam się z tym okropnie, najgorsze było to, że nie mogłam nic zrobić. Było po prostu za późno.
Kiedy Wojtek wrócił z treningu od razu zaczął przeprowadzać wywiad. Od samych drzwi zaczął wypytywać o wizytę Kubiaka. Nie miałam mu za bardzo o czym opowiadać, po pierwsze nie chciałam go denerwować, a po drugie to nic wartego opowiedzenia nie miało miejsca. Oczywiście Włodarczyk nie byłby sobą gdyby nie zaczął naciskać. W końcu opowiedziałam mu wszystko po kolei, z najdrobniejszymi szczegółami. Był zły albo mi się wydawało, ale jego wyraz twarzy nagle się zmienił. Zacisnął szczękę.
-Amelka. On cię kocha. On cię kurwa nadal cholernie kocha - powiedział przez zęby.
-I co z tego? - spojrzałam mu prosto w oczy.
-Czy to nic dla ciebie nie znaczy, czy w ogóle cię to nie rusza?
-Rusza mnie, był moim przyjacielem przez długi czas, potem chłopakiem, był dla mnie ważny, nadal jest... - chciałam dokończyć, ale Wojtek mi przerwał.
-No właśnie i przyjechał tu, żeby namówić cię, żebyś jednak wyjechała z nim do Ankary, żebyś zapomniała o mnie i uciekła z nim.
-No i ty oczywiście uważasz, że rzucę mu się w ramiona, spakuje rzeczy i razem z nim wyjdę tak daleko zostawiając tu wszystko?
-Nie, to nie tak.
-Ale tak to wygląda. Wojtek, mógłbyś okazać mi choć trochę zaufania. Ja naprawdę cię kocham i myślałam, że o tym wiesz, ale na każdym kroku doszukujesz się zdrady czy nie wiadomo czego, a to nie ja miałam romans, to nie ja cię zdradziłam.
-Byłaś z nim. Od zawsze był dla mnie konkurencją i zagrożeniem dla naszego związku.
-Nie jest dla ciebie żadnym zagrożeniem, zrozum to wreszcie.
Na tym dyskusja się zakończyła.
{miesiąc później}
Ostatni miesiąc był dla nas niezwykle ciężki. Przez ten okres intensywniej uczęszczaliśmy do szkoły rodzenia. Dodatkowo Wojtkowi zaczęły się mecze, więc było to naprawdę kłopotliwe. Chciałam chodzić sama, żeby Włodi mógł spokojnie trenować i grać, ale nie zgodził się na to. Stwierdził, że musi w tym uczestniczyć, bo on też chce być częścią tego wielkiego wydarzenia. Widziałam, że jest to dla niego męczące, jednak cieszyłam się, że jest razem ze mną, nawet w tak ciężkiej sytuacji.
{30 październik, niedziela}
Nie spałam przez całą noc, czułam się wyjątkowo źle, byłam niespokojna, na domiar złego Wojtka nie było obok, bo wrócił bardzo późno. Grali mecz w Radomiu, który zakończył się po 5 setach, do tego przejazd zajął im sporo czasu. Mimo tego wszystkiego wstałam rano dosyć wcześnie, chciałam przygotować śniadanie dla siebie i dla Włodarczyka. Zrobiłam nam omlet z pomidorami i mozarellą, w między czasie umyłam się, ubrałam, umalowałam i zaniosłam Wojtkowi jedzenie do łóżka. Uśmiechnął się i podziękował mi pocałunkiem. Kiedy tak siedzieliśmy w pewnym momencie poczułam okropny ból w podbrzuszu. Były to chyba pierwsze skurcze. Włodi od razu zobaczył, że coś jest nie tak i szybko zdecydował, że jedziemy do szpitala. Ubrał się tylko i już byliśmy w drodze. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że winda jest nieczynna, a my musieliśmy jak najszybciej znaleźć się na 3 piętrze. Skurcze były coraz mocniejsze, bałam się, że nie dam rady wejść na górę. W tym momencie Wojtek wziął sprawy w swoje ręce, dosłownie i w przenośni, bo złapał mnie i zaniósł na górę, co w moim stanie było dla niego nie lada wyczynem. Był naprawdę silny i nawet przez moment nie pokazał, że jest mu ciężko, nie wymiękł. Weszliśmy na górę od razu podeszła do nas lekarka, która prowadziła ciążę. Żeby nie tracić czasu od razu przeniosła mnie na porodówkę, tam odeszły mi wody. Włodarczyk był cały czas obok, trzymał mnie za rękę, dodawał otuchy, uspokajał. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo chyba nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu. Chociaż podobno poród nie należał do najcięższych i nie trwał jakoś specjalnie długo, to ja miałam wrażenie, że minęła cała wieczność. Położona po wyjęciu dziecka pozwoliła dumnemu Wojtkowi przeciąć pępowinę. Widziałam ogromną radość w jego oczach. Nasz synek ważył 2800g i miał 47cm i choć teraz był taki malutki to Włodi już wróżył mu siatkarską przyszłość, twierdząc, że nadaję się do tego idealnie. Bałam się, że kiedy dostanę noworodka na ręce nie poczuje szczęścia ani nie ogarnie mnie instynkt macierzyński, tak się jednak nie stało. Kiedy dotknęłam tą małą istotkę wiedziałam, że mam wszystko co jest niezbędne do szczęścia - kochającego chłopaka i tą małą istotkę, która już teraz stała się całym moim światem. Czułam, że mam w rękach to co dla mnie najważniejsze.
{Karol Kłos, Andrzej Wrona ~ w tym samym czasie}
Kłos siedział właśnie z chłopakami w szatni przed treningiem, kiedy otrzymał smsa od Włodarczyka: ,,Jestem ojcem, jestem kurrrrwa ojcem! :D"
-Chłopaki, muszę wam powiedzieć coś szalenie ważnego - zaczął Karol - Wojtek właśnie został ojcem! - niemalże wykrzyczał.
-Naprawdę, nie wkręcasz?! - popatrzyli na niego wszyscy, znając Karola wcale nie musiała być to prawda.
-Nie żartuję, właśnie napisał - pokazał im smsa i wszyscy zaczęli się cieszyć.
-Nasz mały Wojtek jest ojcem, jeszcze niedawno sam chodził w pieluchach- powiedział wzruszonu Wlazły.
-Nasz Wojtuś, to niesamowite - dodał Wrona.
-Chłopiec czy dziewczynka? - dopytywał Winiarski.
-Nie wiem, zapomniałem zapytać - powiedział rozbawiony Karol, który zapomniał o najważniejszym.
-No to zapytaj go, na co czekasz! - krzyknęli wszyscy.
-Dobra, dobra panowie, nie ma spiny, już piszę: ,,Gratulacje ziom! Czekamy aż pokażesz nam to cudowne dzieciątko. Chłopiec czy dziewczynka? <3?" -na odpowiedź nie musieli czekać zbyt długo: ,,Chłopiec, Staś :D"
-Chłopak, ludzie, chłopak!
-Koniecznie musimy to oblać - zaproponował Andrzej, a reszta mu zawtórowała.
Kiedy rozpoczął się trening żaden z nich nie mógł się skupić, wszyscy ciągle myślami uciekali do Wojtka i jego dziecka. W końcu Miguel zareagował.
-Co się z wami do jasnej cholery dzieje?!
-Wojtek urodził syna - oznajmił Karol, a Falasca spojrzał na niego zdziwiony - yyyy, znaczy Amelka urodziła - wszyscy parsknęli śmiechem.
-To co wy tu jeszcze robicie?! - zapytał z udawaną złością.
-Naprawdę, możemy? - zapytał z niedowierzaniem Wrona.
-No zmykajcie już, bo się jeszcze rozmyślę.
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać, już po chwili wszyscy byli po prysznicu i jechali do szpitala.
{w tym samym czasie ~ szpital}
Trzymałam właśnie naszego synka na rękach, nie do opisania jest to co poczułam. Miałam nadzieję, że z Wojtkiem będziemy najlepszymi rodzicami na świecie. Kiedy patrzyłam na niego i na Stasia, widziałam jaki jest dumny, widziałam z jaką miłością patrzy na to dziecko, to był najpiękniejszy widok w moim życiu.
Staś spał, a my wybieraliśmy właśnie mebelki do pokoju dla niego, kiedy na korytarzu zrobiło się głośno, ktoś kłócił się z pielęgniarkami, głos wydawał się być znajomy, po krótkiej chwili oboje wiedzieliśmy, że to Kłos z Wroną wykłócają się z personelem szpitala. Wojtek wyszedł przed salę, żeby poprosić o wpuszczenie ich do środka, bardzo się zdziwił kiedy zobaczył całą drużynę pod drzwiami sali. Jakoś udało im się ubłagać pielęgniarkę, żeby ich wpuściła.
Gratulacjom nie było końca, każdy z nich podchodził i ściskał, gratulował, to było naprawdę miłe z ich strony. Oczywiście Wrona z Kłosem już zdążyli się pokłócić o to, który z nich będzie chrzestnym.
-Nie widzisz, że jest wykapanym mną - zaczął Karol - młodziutki, delikatniutki, gładziutki i nieziemsko przystojny, ja powinienem być jego chrzestnym.
-Chyba żartujesz, nie widzisz, że jest bardziej podobny do mnie, ma nawet takie same włosy, kurde, idealnie ułożoną fryzurę i nawet śpioszki ma w kolorze mojej koszulki - zrobił tryumfalną minę.
-A może pozwolicie, że to my zdecydujemy? - zaśmiał się Wojtek.
-Jeśli musisz - Karol zrobił zbolałą minę.
-Dobra, ale wiadomo, jestem waszym numerem jeden - puścił oczko do mnie.
-Brakowało mi was - zaśmiałam się.
-Nam ciebie też - ponownie zdusili mnie w uścisku.
Siatkarze posiedzieli jeszcze chwilę i pielęgniarka ich wygoniła, bo i tak naciągnęła zasady, żeby mogli wejść. Poprosiła, żeby następnym razem przyszli w parach lub pojedynczo, bo 12 wielkich facetów w małej salce to troszeczkę za dużo. Oczywiście przeprosili i obiecali poprawę. Wycałowali ją jeszcze po rękach i umówili się z Wojtkiem na piwo, no bo przecież trzeba opić syna.
{dwa miesiące później}
Nasze życie wywróciło się do góry nogami, nie było jednak tragicznie. Przez ten czas udało mi się poznać rodziców Wojtka. Stresowałam się przed spotkaniem ich, bałam się, że może mnie nie zaakceptują, ale jak się później okazało nie było czego, bo to naprawdę fantastyczni ludzie. Mam nadzieję, że mają takie samo zdanie o mnie. Nie spędziłam z nimi jednak zbyt dużo czasu, bo mogli przyjechać tylko na 3 dni, po których musieli wracać do Andrychowa.
Moi rodzice również starali się pomóc, ale mieli pracę, mimo to w każdej wolnej chwili starali się nas odciążyć. Dziękowałam im za to, bo nie wiem jak poradzilibyśmy sobie bez tego.
Oczywiście i siatkarze byli stałymi gośćmi w naszym domu, najczęściej przychodzili Andrzej z Karolem, którzy uwielbiali spędzać czas ze Stasiem. To było niesamowite w jaki sposób się nim zajmowali i jak potrafili go uspokoić. Mieli do tego świetne podejście.
Pewnego razu przyszedł do nas Mariusz z żoną i swoim synem.
-Tato, tato - zaczął Arek - a czy ja też byłem kiedyś taki mały? - zapytał.
-No pewnie - zaśmiał się Mario.
-To niemożliwe tatku. Bo dlaczemu ja tego nie pamiętam? - zrobił tryumfalną minę.
-Bo byłeś taki malutki, że aż nie możesz tego pamiętać - zaśmiał się Szampon.
-Nie żartuj sobie ze mnie - oburzył się Wlazły junior.
Arek był świetnym, niezwykle błyskotliwym dzieckiem. Uwielbiałam go. Kiedy musieli już iść on nie chciał wyjść, twierdząc, że to teraz będzie jego dom. W końcu jakoś Paulinie udało się go przekonać, że powinien wyjść, obiecał jednak, że na pewno odwiedzi nas w niedalekiej przyszłości.
_________________________________________________________ Nie będę się tłumaczyć, przepraszać. Nie mogłam dodać rozdziału, nie byłam w stanie tego zrobić.
Powoli zbliżam się do zakończenia tego opowiadania, także nie będziecie musiały się więcej ze mną męczyć. Pozdrawiam serdecznie.
"Tak, ciąża w wieku 20 lat zmieniła wszystko. Przede wszystkim sprawiła, że zostałam kompletnie sama. Rzucono mnie na głęboką wodę i jedyne co mogłam robić to starać się, żeby nie utonąć. Nie raz życie sprawiało, że zachłysnęłam się wodą. Nie potrafiłam nawet troszkę zbliżyć się do brzegu. Dołujący był fakt, że tak na prawdę nikt tam na mnie nie czekał, bo nie było nikogo komu by na mnie zależało."
OdpowiedzUsuńStartuje z nowym blogiem ;) To był fragment prologu. Jeśli cię zaciekawiłam zajrzyj, oceń nawet jeśli miałyby to być słowa krytyki chętnie je przyjmę ;)
http://only-i-want-is-you.blogspot.com/
Nadal czytam i czekam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W takim tempie to opowiadanie będziesz kończyć rok :((((((((
OdpowiedzUsuń