środa, 9 lipca 2014

38. Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, kochałam go i chciałam, żeby jeszcze jakieś nas było. Bałam się, że on już przestał czuć to do mnie, że mu nie zależy, tak po prostu... 
-A nie ma? – zapytałam.
-Może jest między tobą a Kubiakiem – nie mógł darować sobie tej złośliwości.
-Między mną a nim, nie ma nic, Wojtek.
-No co? Całujesz się z nim, a teraz myślisz, że tak po prostu wszystko będzie jak wcześniej?
-Nie.. w zasadzie to tak… nie wiem, Wojtek, ja cię przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło, nie planowałam tego…
-Gdybym tam nie wszedł to powiedziałabyś mi?
-Nie wiem Wojtek, nie wiem…
-Chyba jest już trochę za późno… - wstał z wcześniej zajmowanego miejsca – nic tu po mnie – dodał i skierował się do wyjścia.
Nie wiedziałam co powiedzieć, nie mogłam go zatrzymać, wyszedł, zamknął za sobą drzwi i zniknął. Po policzku zaczęły mi płynąć  łzy.

[Wojciech W.]

Chciała to naprawić, ja też chciałem, ale zachowałem się jak palant i wyszedłem nie dając jej szansy, czułem się beznadziejnie, przez swoją urażoną dumę być może straciłem kobietę, którą kochałem i która kochała mnie. Wychodząc z gabinetu spotkałem Andrzeja.
-Pogodziliście się? – zapytał.
-Nie.
-Jesteś skończonym idiotą! Widzę, że ją kochasz, cierpisz bez niej! Wróć tam i powiedz jej to!
-Ale Andrzej, po tym co zrobiła?
-Ty też nie jesteś święty, każdy zasługuje na drugą szansę, idź tam póki nie jest za późno. No zrób to! - powiedział i pchnął mnie w stronę drzwi. 
Właśnie wychodziła z pokoju, wychodziła to za dużo powiedziane, kuśtykała, miała złamaną nogę i nie było jej łatwo. Poszedłem za nią.
-Amelia, poczekaj! – odwróciła się, podszedłem bliżej, spojrzałem w jej oczy i nie mogłem oderwać od niej wzroku, czułem, że jeśli teraz jej nie zatrzymam stracę ją na zawsze, nieśmiało zbliżyłem do jej ust swoje usta, odwzajemniła pocałunek…

[Amelia W.]

Postanowiłam zapomnieć, wrócić do domu i spróbować normalnie żyć bez niego… Wychodziłam już z gabinetu kiedy mnie zawołał, odwróciłam się i spojrzałam na niego, podszedł bliżej, spojrzał mi prosto w oczy, a nasze usta złączyły się w utęsknionym pocałunku, kule na których się opierałam upadły na podłogę, nie liczyło się nic dookoła, w tym momencie byłam najszczęśliwszą kobietą na Ziemi, miałam nadzieję, że teraz wszystko wróci do normy, że powoli odbudujemy to co zostało zburzone.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie spojrzałam na niego niepewnie.
-Kocham cię – wyszeptał.
-Ja ciebie też – wtuliłam się w niego - całujesz tak samo dobrze jak kiedyś - uśmiechnęłam się, a on ponownie mnie pocałował.
Spojrzałam na Andrzeja stojącego za nami, tylko się uśmiechał i kiwał głową, byłam mu wdzięczna, gdyby nie on nie stałabym tu teraz z Wojtkiem, tylko siedziała w domu i płakała w poduszkę.
Włodarczyk zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Zgodziłam się, całą drogę rozmawialiśmy unikając jak ognia tematu Kubiaka. Nie chciałam znów czegoś zepsuć. Całą drogę trzymaliśmy się za rękę, jakbyśmy się bali, że któreś z nas ucieknie. Kiedy dojechaliśmy pod dom zaprosiłam go do środka, chciałam się nacieszyć tym, że znów jesteśmy razem, nie miał nic przeciwko temu, widząc jednak, że nie bardzo wychodzi mi chodzenie z kulami wziął mnie na ręce i wniósł do domu, zawiesiłam mu się na szyi i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję – powiedziałam i pocałowałam go, kiedy znaleźliśmy się w salonie.
-Mogę cię tak nosić codziennie – uśmiechnął się i poszedł zanieść nasze kurtki, z kuchni wyłoniła się mama.
-Dzień dobry – przywitał się z nią mój ukochany, chyba była zaskoczona jego obecnością.
-Witaj Wojtuś, dawno cię tu nie było…
-Jakoś nie było okazji.
-To znaczy? - zapytała. 
-Mamooo... 
-Dobrze ja wam nie przeszkadzam, wychodzę do pracy, obiad macie w lodówce, ojciec wróci wieczorem, pa córuś, do zobaczenia Wojtuś.
-Pa, mamo.
-Do widzenia.
Wyszła z domu, a my zostaliśmy sami.
-Wojtuuuuuuuuuuuuuuuś, wiesz jak ja się za tobą stęskniłam?
-No jak? – zapytał zaczepnie.
-Bardzo, bardzo, bardzo mocno.
-Ja za tobą też – powiedział i zachłannie mnie pocałował – właściwie to jak się czujesz? – zapytał po chwili.
-Dobrze, a od paru godzin wspaniale – uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy sobie jak wcześniej, nie było dystansu między nami, oboje byliśmy stęsknieni siebie.
Zaproponowałam mu, żeby został na noc, ale odmówił, ze względu na moją nogę. Umówiliśmy się na jutro, miał po mnie przyjechać, dzięki temu mogłam wrócić do pracy szybciej niż planowałam, mieli tydzień, żeby przygotować się do meczów z Jastrzębiem pod względem psychicznym i fizycznym, to będą wyjątkowo trudne pojedynki szczególnie dla Wojtka, dla mnie w sumie też, to będzie pierwsza taka konfrontacja z Michałem od wizyty w szpitalu. Pożegnaliśmy się i odjechał, a ja zostałam sama. 
Obudziłam się rano, do przyjazdu Wojtka miałam jeszcze 2 godziny, postanowiłam wykorzystać je na przygotowaniu się do dzisiejszych zajęć. Uporałam się z tym w godzinę, a następną poświęciłam na dobranie odpowiednich ciuchów, co było dosyć trudne, bo na gips mieściły się tylko dresy, w końcu zdecydowałam się na jakąś spódnicę, był dopiero początek kwietnia, ale było ciepło, więc był to dobry wybór. Zanim przyjechał mój ukochany zdążyłam jeszcze zjeść i umalować się. Przyjechał punktualnie o 12, zaproponowałam, żeby wszedł do środka, ale wolał jechać do Bełchatowa. Zgodziłam się i już po chwili w jego objęciach przemieszczałam się w kierunku samochodu. Jak na dżentelmena przystało zamknął za mną drzwi i dopiero wtedy sam wsiadł do samochodu. 
Do Bełchatowa dojechaliśmy po około godzinie, wjechaliśmy windą na górę i weszliśmy do mieszkania Wojtka, w którym właściwie od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło.
-Napijesz się czegoś? – zapytał.
-Może być woda – uśmiechnęłam się do niego.
-Okej – poszedł do kuchni i przyniósł dwie szklanki napełnione wodą cytrynową.
-Właściwie to co na to wszystko Michał? – zapytał nagle.
-Nie wiem, nic.
-Wie, że wróciliśmy do siebie?
-Jakoś nie było okazji mu powiedzieć… - spojrzałam na jego minę i od razu dodałam – on wie, że kocham ciebie.
-Yhymm.. – zamyślił się – a nie będzie chciał zawalczyć?
-Nie będzie – wtuliłam się w niego.
-No dobrze.
Resztę czasu do treningu spędziliśmy na rozmowach na bardziej przyjemne tematy, w końcu koło 15, wyszliśmy z mieszkania i pojechaliśmy na halę. Wojtek cmoknął mnie w policzek i poszedł się przebrać, a ja się miałam w tym czasie przygotować do zajęć, które miały być o agresji. Po 10 minutach siatkarze zjawili się na hali, przywitali się ze mną, z każdym zamieniłam kilka słów.
-Wszystko w porządku? – zapytał Andrzej.
-Tak, jest dobrze, dziękuję ci – uśmiechnęłam się do niego.
-Nie ma za co, naprawdę – odwzajemnił uśmiech.
-Mam na ciebie oko – tym razem to Karol zabrał głos – ostatnia szansa, jak coś spieprzysz nawet Andrzej ci nie pomoże – powiedział i odszedł, a ja przeszłam do prowadzenia zajęć.
-Dziś porozmawiamy o agresji. Zacznijmy od tego czym w ogóle jest agresja? Ustalmy jej definicję. Agresja nie jest rywalizacją, nie jest też gniewem, jest zachowaniem, którego celem jest sprawienie drugiej osobie przykrości. Jest też rodzaj agresji, który nazywa się instrumentalna, jest to takie zachowanie, którego intencją jest np. zdobycie punktu. Jest jeszcze coś takiego jak asertywność, która obejmuje te działania, które mogą wydawać się agresywne, ale nie wyrządzają nikomu krzywdy. Atak na rywala głośnymi okrzykami, jednak bez intencji atakowania go osobiście, to bardzo częste w siatkówce, chcecie zdobyć przewagę nad przeciwnikiem, pokazać mu kto jest silniejszy. Agresja może być dopuszczalna, np. kiedy wpadacie w złość, która motywuje was do działań, walczycie ale nadal trzymacie się reguł. Istnieje też coś co jest zupełnie niedopuszczalne, to przejaw agresji wrogiej, kiedy pod wpływem złości przestajecie grać fair.

Godzinę później…

-To chyba na tyle, mam nadzieję, że teraz łatwiej będzie wam zapanować nad narastającym gniewem, złością i agresją, że będziecie mogli ją spożytkować we właściwy sposób.
Zaczęli klaskać, co było z jednej strony miłe, jednak z drugiej poczułam się zmieszana. Uśmiech Wojtka dodał mi otuchy. Po chwili na hali pojawił się Falasca i rozpoczął trening, ja zajęłam miejsce na krzesełkach dla zawodników, nie przeszkadzało im to na szczęście więc z bardzo dobrego miejsca mogłam oglądać ich zmagania. Widziałam z jakim zaangażowaniem walczą o każdą piłkę mimo, iż był to tylko trening, wiedziałam, że w meczach z Jastrzębskim Węglem dadzą z siebie jeszcze więcej, bo za wszelką cenę chcą wygrać i udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że po tak trudnym sezonie jakim był poprzedni, po stracie kilku zawodników są w stanie odbudować się i walczyć w finale, a nawet zdobyć Mistrzostwo Polski, patrząc na nich nabierałam pewności, że złoto jest w ich zasięgu. Moje rozmyślania przerwał Konrad Piechocki, który podszedł do mnie:
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Cieszę się, że wróciła pani jednak wcześniej – uśmiechnął się przyjaźnie.
-Również się cieszę, dziękuję, że nie zatrudnił pan nikogo nowego pod moją nieobecność.
-To chłopcy panią wybrali, nie mogłem zdecydować za nich.
-Rozumiem – odwzajemniłam uśmiech.
-Kiedy będzie pani mogła znów przyjechać? – zapytał.
-Hmm.. myślę, że jutro nie będzie problemu. Będę o 15.
-Dobrze, pasuje nam.
Trening dooglądaliśmy razem komentując zachowania siatkarzy. Pan Piechocki był świetnym człowiekiem, z którym naprawdę można porozmawiać.
Po zakończonym treningu pojechałam z Wojtkiem do jego mieszkania, siedzieliśmy i oglądaliśmy film, kiedy postanowiłam zacząć ważny dla nas obojga temat.
-Aaaa Woooojtuś – uśmiechnęłam się.
-Tak kochanie?
-Czy twoja propozycja jest nadal aktualna? 

____________________________________________
Zacznę od przeprosin. Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam ani weny do napisania czegoś ani czasu. Rozdziały będą troszeczkę dłuższe i będą się pojawiać co tydzień w środę, postaram się już nie mieć opóźnień i pisać na bieżąco. 
Mam nadzieję, że nadal będziecie to czytać i komentować, to motywuje, naprawdę! :)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i udanych wakacji Wam życzę! :* 

8 komentarzy:

  1. hej, może to dziwne, ale trafiłam tutaj na tw bloga i przeczytałam w jeden dzień w zasadzie w kilka godzin, jest świetny, nie mogę doczekać się kolejnego, bardzo bardzo mi się podoba, dużo przeszła Fabian, Zibi, Wojtek, Kubiak (haha i przy okazji planowanie ślubu z Wojtaszkiem) jestem bardzo zainteresowana tym co będzie dalej, oby do środy!! powodzenia, udanych wakacji i pozdrawiam :* Pati ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Amelia chciała się przeprowadzić do Wojtka?
    Nie wiem dlaczego, ale mam 2 blogi w których muszę się przyzwyczaić, że główna bohaterka jest z Wojtkiem, a nie tym drugim.Mimo wszystko mam nadzieję, że ona będzie z Kubiakiem.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Okropnie się cieszę, że oni są razem bo są tacy słodcy *.* Ciekawe czy Amelia przeprowadzi się do Włodarczyka ?
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Komentuję :D
    Dobrze, że wrócili do siebie! Tak się cieszę ;)
    Kubiak mógłby być nadal przyjacielem, a Wojtek mężem :D
    Zobaczymy jak potoczą się dalsze losy Amelii ^^
    Pozdrowionka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakt faktem ten rozdział trochę kiepski bo tak w zasadzie o niczym istotnym. Chociaż nie ukrywam,że z niecierpliwością czekam na następny!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny :D
    Bardzo się cieszę że Wojtek i Amelia znowu są razem :) Wspaniała z nich para ;) Mam nadzieje że ta propozycja jest nadal aktualna :D
    Pozdrawiam i czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest środa, a rozdziału nie ma-.-

    OdpowiedzUsuń